pultuszczak




ZAKOCHAŁEM SIĘ DO POTĘGI

2019-03-27 12:00:34

Z trenerem roku 2018, Cezarym Rzepnickim, rozmawia Kazimierz Dzierżanowski

Czarku, jakie miałeś wyobrażenie o swoim życiu w wieku, na przykład, piętnastu lat?
Zawsze wiedziałem, że BĘDĘ W SPORCIE. Od najmłodszych moich lat sport był moim hobby i od najmłodszych lat gdzieś w tym sporcie lawirowałem pomiędzy jednymi zajęciami a drugimi. Wiadomo, zaczynałem od sportów siłowych, od trójboju siłowego, potem pojawiły się sporty walki. Po wejściu na salę sportów walki na Akademii Wychowania Fizycznego zobaczyłem, jak odbywa się profesjonalny trening. I tak zaczęła się moja przygoda. Mogę powiedzieć, że przez kilkanaście lat miałem do czynienia z różnymi sportami, a teraz to już zawodowo.
Te pierwsze spotkania ze sportami walki, z czego one wynikały?
To był mój drugi sport, ale odstawiony na boczku, pierwszy to był trójbój siłowy.
U nas w Pułtusku?
Tak, oczywiście, w naszym KLUBIE Narew.
A sporty walki gdzie?
To były domowe sporty walki, takie u siebie, na sali zrobionej w bloku, kameralnej. Wtedy jeszcze nawet nie wynajmowaliśmy żadnej sali… Profesjonalne uprawianie tego sportu związane było z chwilą, kiedy zetknąłem się z salą i profesjonalnym treningiem właśnie na AWF-ie. Kończyłem już powoli starty w trójboju siłowym i trenowanie trójboju siłowego. I kiedy dokładnie przyjrzałem się, jak wygląda trening profesjonalny, zakochałem się do potęgi w sportach walki. Sporty walki stały się dla mnie priorytetem. To było w latach 90.
Rozwój osobisty? Też jest ważny…
Zacząłem trenować kickboxing. Konsultowałem się z profesjonalnymi trenerami, uczęszczałem na zajęcie w Warszawie, w Mławie, w Legionowie. Dojeżdżałem na te treningi i coraz bardziej zapoznawałem się z tajnikami tego sportu.
To był również twój warsztat pod kątem szkoleniowym?
Jak najbardziej, bardzo dużo mi to dawało z tego względu, że spotykałem się z różnymi trenerami i poznawałem coraz to nowe techniki. To byli trenerzy wysokiej klasy, na przykład kadry narodowej, albo trenerzy, którzy zdobyli MISTRZOSTWO ŚWIATA, jak pan Bogdan Sawicki czy Piotr Siegociński, czy niezapomniany, dwukrotny mistrz olimpijski w boksie, świętej pamięci Józef Grudzień. W tej chwili Piotr Siegociński jest prezesem Polskiego Związku KICKBOXINGU.
Kiedy wszedłeś w etap organizowania sobie pracy związanej ze sportem?
Kiedy zacząłem z kickboxingiem, to były lata 90., a w roku milenijnym zdobyłem uprawnienia instruktorskie. Wtedy zacząłem prowadzić swoją grupę i dosyć prężnie inwestować w swoją wiedzę w tym kierunku. Natomiast pomysł zorganizowania tego CENTRUM nastąpił w chwili, kiedy nie zawsze mogłem skorzystać z wynajmowanych sal. Miałem bardzo silne grupy dziecięce, młodzieżowe i dorosłe i nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby powiedzieć jednej, drugiej i trzeciej grupie, że nie mamy dzisiaj treningu. To byłoby nieładne i niewychowawcze w stosunku do moich podopiecznych. Druga strona medalu była taka, że w grupach starszych zawodnicy przygotowywali się do bardzo ważnych turniejów i dla nas brak sali, bo np. szkoła przygotowuje się do bardzo ważnego zebrania, to był cios w plecy.
Jak długo budowałeś CENTRUM? Miałeś wyobrażenie, jak ono ma wyglądać?
Przez pięć lat. A wyobrażenie miałem od chwili powstania fundamentów. Wiedziałem, co chcę stworzyć, aczkolwiek dziś nieco bym zmienił te plany, wiadomo, że wszystko idzie z postępem. A zmiany są kłopotliwe, bo brak miejsca na naszej działce, a druga sprawa to, nie oszukujmy się, to koszty. Ale myślimy cały czas, jak poprawiać warunki, ulepszać je.
Semiramida?
Fascynuję się mitologią. Semiramida to królowa, która słynęła z taktyki, niemiłosiernej taktyki w walce… No i wiszące ogrody… Usiedliśmy z żoną i od razu powiedzieliśmy SEMIRAMIDA. Jak się pojawiliśmy na rynku krajowym, to sędziowie i spikerzy nie umieli nawet wypowiedzieć tej nazwy, mówili… KLUB SPORTOWY z Pułtuska (śmiech).
Jesteś trenerem. Co dawało ci największą satysfakcję?
Radość moich podopiecznych! Pamiętam te czasy, kiedy po raz pierwszy pojechaliśmy na MISTRZOSTWA Mazowsza, które były kwalifikacjami do MISTRZOSTW POLSKI, itd., w Węgrowie… Pamiętam moment dostania się do kadry narodowej naszych podopiecznych i mnie samego, zdobycie pierwszego tytułu zawodowego …
Właśnie… Twoje sukcesy sportowe…
Moja droga była inna niż moich podopiecznych, była bardzo ciężka z tego względu, że nie trafiłem od razu do profesjonalnego KLUBU. Wówczas więcej czasu poświęciłbym na doskonalenie techniki w tym sporcie. Moje samouctwo zmusiło mojego trenera do likwidacji moich negatywnych nawyków, musiał na nowo mnie ukierunkować. To ciągnęło się długo, aż wreszcie wisienką na torcie była moja pierwsza walka zawodowa, zdobycie MISTRZA MAZOWSZA. To była gala w PSP 4, na której ewenementem była obecność dwóch mistrzów olimpijskich w boksie, świętej pamięci Jerzego Kuleja i Józefa Grudnia. Potem moja przygoda, można powiedzieć, potoczyła się bardzo szybko. Dostałem propozycję zawodową walki o tytuł MISTRZA POLSKI PZKB w formule full contact, której się podjąłem i którą wygrałem. To mi pozwoliło zawalczyć o trofea międzynarodowe, Europy. Zdobyłem MISTRZOSTWO EUROPY oraz MISTRZOSTWO ŚWIATA w federacji UPKA. Pamiętam tę walkę bardzo dobrze. Miałem po niej kontuzję pleców, to był poważny uraz kręgosłupa.
Kontuzje?
Tak, były pęknięcia żeber, kontuzje pleców i ostatnio pęknięcie łękotki nogi prawej. Myślę, że to ze zmęczenia materiału. Cały czas myślę, że jestem młody, a tu lata lecą…
Ale masz duszę wojownika!
Tak, powiedziałem sobie, że chcę przejść wszystkie stopnie drabiny w tym sporcie. Nie tylko jako zawodnik zawodowy, ale także jako trener. Bywało, że dawałem krok wstecz, ale zaraz przychodziła myśl, że muszę dać dwa kroki do przodu. Bardzo duże znaczenie miała dla mnie rodzina, która mnie wspierała i moi podopieczni, zawodnicy.
Masz syna.
W tej chwili przygotowuje się na MISTRZOSTWA POLSKI, ma 12 lat. Adrian wykazuje determinację w tym, co robi. Nie prowadzę grupy mojego syna, wchodzę w kontakt z nią tylko wtedy, kiedy są ostatnie przygotowania do startu, ostatnie szlify. Uważam, że obcy trener więcej przekaże mojemu synowi.
Żona jeździ na walki syna?
Owszem, żona – Iwona – była dwa razy na walkach, aczkolwiek powiedziała, że nie za bardzo chce się przyglądać walkom, bo bardzo je przeżywa.
Twoje marzenia?
Sport olimpijski – to nasze marzenie. Jest nadzieja, że kickboxing może zostać sportem olimpijskim. No i chodzi o dostanie się naszych podopiecznych do reprezentacji olimpijskiej. Mam wychowanków, których prowadzę od lat, od czasu, kiedy przyszli do mnie nawet jako sześciolatkowie np. Olek Chymkowski, i niewiele starsi Ewelina Nowosielska, Tomek Ludwicki, Adam Wyrzykowski, Mateusz Zawadzki, Mateusz Sośnicki, Łukasz Leończuk, Marcin Biraga, Bartek Dzik, Paweł Tekliński, Mateusz Sroka, itd. Niektórzy z nich byli i są w czołówce europejskiej. Są to osobowości i zawodnicy bardzo mocno związani z naszym KLUBEM. To fundament sportów walki, który u nas się urodził, w SEMIRAMIDZIE. A instruktorami u nas są byli zawodnicy – oni prowadzą zajęcia z najmłodszymi dziećmi. Nasi najmłodsi to czterolatkowie. Jest grupa: 6-8 lat, potem 10 -12 lat, itd. Wachlarz naszych zajęć jest bardzo duży. W tej chwili, prócz kickboxingu, mamy akrobatykę, zumbę, hip hop, aerobik, szarfy akrobatyczne i akrobatykę powietrzną, pole dance… Musiałbym wziąć ściągawkę… Jest ich gdzieś około 16. Nie mówię o siłowni, o odnowie biologicznej, o rzeczach związanych ze sportami siłowymi… No i każda sekcja ma kilka grup wiekowych…
Nie mówiliśmy jeszcze o stresie…
Towarzyszy mi zawsze, już od momentu, kiedy wyjeżdżamy na zawody, a wyjeżdżamy często i z wieloma zawodnikami. Kiedy wyjeżdżamy sprzed sali, zawsze mam w myślach, żebyśmy szczęśliwie wrócili, bez kontuzji.
Jakaś anegdotka na koniec?
Jest ich trochę. Ale powiem taką… Na jednych zawodach sędzia prowadzący i spiker prosili nas, byśmy stanęli plecami do nich, by mogli przeczytać nazwę naszego KLUBU (śmiech). Ponieważ często wyjeżdżamy z rożnymi sekcjami, zdarzyło mi się kilka razy pomylić starty z miejscowościami. Kiedyś zajechaliśmy z sekcją kickboxingu na… taniec towarzyski (śmiech).
Czarku, stworzyłeś małe imperium sportowe od fundamentów. Pracując z dziećmi i młodzieżą, jednocześnie pracujesz dla miasta, dla społeczności… Życzę ci spełnienia marzeń, nowych sukcesów, powszechnego docenienia.

CEZARY RZEPNICKI to wielokrotny zwycięzca turniejów krajowych i międzynarodowych w kickboxingu, MISTRZ Europy i ŚWIATA w kickboxingu federacji UPKA, trener klasy I kickboxingu i boksu, odznaczony złotym medalem za zasługi dla Polskiego Związku Kickboxingu oraz brązowym za zasługi dla boksu PZB).

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *