ZE STRAŻAKAMI POD GWIAZDAMI
2024-07-04 9:50:03
Ale też na słońcu, w lesie i nad rzeką, i na olbrzymim boisku strażaków, gdzie rozstawiono namioty. A mowa o kilkudniowym obozie strażackim w Grabówcu dla dzieci i młodzieży. Na razie tylko dla młodych uczestników, tak jest od trzech lat, bo już do pani prezes OSP Grabówiec Beaty Bielińskiej dobijają się dorośli, prosząc ją o zorganizowanie obozowiska właśnie dla nich.
Tymczasem, po południowym apelu, podczas którego szefowa obozu dokonuje sprawdzianu wiadomości z ostatniego szkolenia, a pan Mariusz wręcza nagrody i upominki, zasiądziemy do rozmowy. Towarzyszyć nam będzie nocny MAREK (dyżury nocne), czyli Tomek Sobiecki, wykwalifikowany wychowawca.
– Dziękujemy, możecie się rozejść, a za 15 minut będzie podwieczorek; jogurt i bułeczka maślana – ogłasza prezes Bielińska. – W naszym obozie uczestniczą dzieci z DWÓJKI, CZWÓRKI, TRÓJKI, z innych szkół. Ale bardziej nam tu chodziło o rejonizację gminną, bo obóz ma charakter gminny, czyli dla dzieci z gminy Pułtusk, tak mamy więc i dzieci wiejskie, np. z Lipnik. Grupa czterdziestoosobowa, wśród niej 15 dziewcząt. Wiek? Od do 8-15 lat. To już trzecia obozowa edycja, zawsze dużo mamy chętnych, zawsze nadprogram. A czas? Tydzień. Mamy cztery posiłki dziennie; wszystko jest przygotowywane, gotowane i pieczone na miejscu, gotują panie z KGW, bardzo smacznie.
Obóz jest częściowo dofinansowany, a że koszty są wysokie, więc częściowo rodzice dopłacają do pobytu dziecka – to symboliczna kwota. Kadra? Ja jako kierowniczka i koordynator oraz wykwalifikowani wychowawcy plus Marta, Mariusz – czynni nauczyciele, moja rodzina, strażacy, ludzie dobrej woli, wolontariusze, którzy chociaż na jeden dzień do nas przyjeżdżają, żeby coś pomóc, czy wziąć udział w ulubionym zajęciu. Mamy panią, która nie odpuszcza podchodów – i tak co roku.
O nudzie na obozie nie ma mowy. – Dzisiaj na przykład był u nas XVIII PUŁK SAPERÓW, zaprzyjaźniona z nami jednostka wojskowa. Przyjeżdżają do nas co roku; generał Bębenek zainicjował takie wsparcie, już pierwszego roku naszej obozowej działalności. To wtedy budowaliśmy sobie bazę, problemów było bez liku. Problemem były namioty, łóżka, szukaliśmy tego wsparcia i sponsorów. Mój mąż nawiązał kontakt z generałem Bębenkiem w sprawie namiotów wojskowych i od tego się zaczęło… Dziś mamy piękny dzień, zajęcia ciekawe – wydzielone stanowiska i rejony, pole minowe i wykrywacze… Panowie mieli kapitalny pomysł, bo w metalowej folii, która reagowała na sygnał wykrywacza poukrywać… krówki, cukierki. Było tak, że przyszła do mnie jedna z dziewcząt i mówi, że znalazła… niewybuch, ja nazwałam to wybuchową krową.
Gwoździem obozu, bezsprzecznie, jest nocny marsz leśny z latarkami, z czołówkami i świetlikami, z różnymi zadaniami po drodze. I leśną dyskoteką na miejscu marszu. – Wychodzimy późnym wieczorem, a wracamy jak już jest naprawdę bardzo bardzo ciemno – mówi B. Bielińska.
Chwaląc obozowe zajęcia, pytamy, kto jest ich pomysłodawcą, inicjatorem. Okazuje się, że mąż pani prezes – on je wymyśla, ona je łapie.
– Ale podchody to perełka moich dziewczyn, w zeszłym roku było słynne już porwanie, uprowadzenie na Grabówcu, motyw porywaczy. W tym roku był motyw piracki, czyli zadania tematycznie związane z pierwszą pomocą, też wiązanie lin, węzłów, odczytywanie szyfrów, logistyka, numery alarmowe…Bardzo dużo zadań. No i dojście nad Narew, potem chwila oddechu, więc piknik nad rzeką i zdobycie skarbów, czyli niezbędników na szyję bogatych w przydatne różności.
Agata Koczara, Alicja Łazarska i Inez Kuczyńska chwalą sobie te obozowe dni. – Wyżywamy się sportowo i to jest fajne, ciekawe też są zajęcia. I naprawdę fajnie i pyszne jedzenie. Tego samego zdania są chłopcy. Tymon Sokołowski i Wojtek Kościelny, i Adaś chwalą zajęcia sportowe, ćwiczenia strażackie i sztafetę. Dzisiejsze spotkanie z saperami z Kazunia było super – jeździliśmy robotami rozpoznawczymi, oprowadzani byliśmy po wozach, wyszukiwaliśmy wykrywaczami metalu rożne rzeczy.
Kazimierz Dzierżanowski