pultuszczak




Z czasem się tych kilogramów nazbierało

2017-03-08 9:50:23

Z Magdaleną Lusą, o odchudzaniu w NaturHouse, rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska

Pani Magdaleno, ale Pani szczuplutka!
Ważę 57 kg i zawsze byłam szczupła. Kiedy wychodziłam za mąż, ważyłam 46 kg. Z czasem się tych kilogramów nazbierało – byłam kierownikiem gastronomii w hotelu, stresująca praca, nieuregulowana – wieczory i noce, różnie się jadło i kiedy się chciało, ale mało warzyw i owoców. Jadałam wieczorami i lubiłam słodycze. A tak na dobre roztyłam się po urodzeniu dziecka, dużo przytyłam. Miałam prawie 78 kg. Składam to na ciążę.

Spoglądała Pani w lustro …
…i miałam do siebie pretensję. Mówiłam: ile można? Ubrania kupowałam coraz to większe, podchodziły pod 46, np. sukienki. Szczególnie cierpiałam, jak się jechało na jakąś imprezę, a miałam częste wyjazdy… A dziś rozmiar 38.

Mąż komentował tę Pani wagę? Mówił: mój ty grubasku?

Nigdy mężowi nie przeszkadzała moja waga. Nie! Czasami coś mówiła mama, która jest szczuplutka i mówiła, że gdzieś tam mam za dużo. Ale gdy już zaczęłam kurację, mąż mnie dopingował, jak moi rodzice. Teraz nawet mama lęka się, żebym nie odchudziła się za mocno.

To gdzie Pani miała “za dużo”?

Piersi, brzuch, bardziej z przodu. I tak gdzieś w czerwcu znalazłam w “Tygodniku Pułtuskim” wywiad z chłopcem, który się odchudził w NaturHouse. I pomyślałam, że jak taki chłopiec może, to ja tym bardziej. Zresztą ja zawsze gdzieś tam próbowałam się odchudzać, ale nie było takiej osoby, kogoś, do kogo można byłoby pójść, sprawdzić się.

No i poszłam sobie do NaturHouse.

Dietetyczka pani Arleta porozmawiała ze mną, dostałam wytyczne i zaczęło się. Powiem, że pierwszy tydzień był dla mnie taki… normalny. Waga leciała, kilogram z każdym tygodniem. Dopiero pod koniec kuracji mniej chudłam, pół kg, ponad pół… Nigdy nie miałam momentu wzrostu wagi, dopiero na stabilizacji wpadło mi parę dekagramów. Miałam pochwały.

I tak trzeba było zmienić garderobę. Przyjemny czas?

Bardzo. Były wakacje, jechaliśmy w góry, wyjęłam z szafy spodnie, założyłam, a one ze mnie spadły, zsunęły się. Nie zdawałam sobie z tego aż tak sprawy… Najpierw zmieniłam bieliznę, całkowicie ją wymieniłam. A że pracuję z młodzieżą, w szkole w Serocku, uczę przedmiotów zawodowych – gastronomicznych – i hotelarskich (mieszkam w Psarach), więc pomyślałam i o ubraniu zewnętrznym. Kilka starych ubrań jeszcze wisi w szafie, niektóre rzeczy oddałam szwagierce, która jest sporych rozmiarów.

Tak wpływa na nas odpowiednia dieta…

Właśnie. Rozpoczynając odchudzanie, zrezygnowałam z węglowodanów – z pieczywa, ziemniaków, kaszy, całkowicie musiałam je odstawić. Jadałam pięć posiłków. A ja jestem w ogóle… żywieniowcem. Technikum żywienia skończyłam w PRUSIE, potem SGGW, wydział nauk o żywieniu człowieka i konsumpcji.

Niesłychane, tyle wiedzy o żywieniu! Śniadanie o której pani jadła?

O siódmej. O 10 jogurt i owoc, obiad brałam do pracy, zupę z wkładką białkową albo drugie danie – warzywa i mięsko, gotowane, pieczone, drób, wołowina. Podwieczorek to owoc o mniejszej kaloryczności, egzotyczny, także jabłka, ale nie winogrona i banany. Kolacja była różna, najczęściej sałatka z dodatkiem białkowym. Ryby na parze albo w folii.

Kiedy Pani chudła, nie obawiała się zwisów skóry?

Nie zastanawiałam się nad tym, chociaż ta skóra w niewielkich ilościach jest. Ale trochę ćwiczę, tyle na ile mam czasu. Mieszkam na wsi, mam swoje podwórko, ogródek, więc koszenie trawy, grabienie… No i rower, spacery z dzieckiem, pieskiem.

Pani już zakończyła stabilizację?

Jeszcze jedno spotkanie. Ósmy tydzień i koniec. Jem teraz prawie wszystko, ale zawsze jest gdzieś tam to minimum, czyli pięć posiłków, dużo wody, półtora litra, organizm się nauczył, że tego wymaga. Ja w ogóle miałam w organizmie bardzo dużo wody. Miałam więcej wody niż tkanki tłuszczowej. 14 kg wody, a osiem z groszami tkanki tłuszczowej. Miałam kłopoty z nerkami, często dochodziło do zapaleń, teraz nie.

Suplementy Pani brała?

Tak. Najczęściej wspomaganie odwodniania.

Gratulacje od pani Arlety już były?

Jeszcze nie. To bardzo sympatyczna pani, konkretna, opiekuńcza. Polecam wizyty u niej.

Poleciła już Pani komuś NaturHouse?

Pytają mnie wszyscy, jak ja to zrobiłam, że jestem, jaka jestem. Więc mówię, że trochę dzięki swojemu samozaparciu i z pomocą NaturHouse. Bardzo pomagają. Sprawdzają wagę i odchudzającemu głupio, kiedy – tak to powiem – nawali. A chodziłam do pani Arlety prawie osiem miesięcy.

Pani zauważyła, że jak się chudnie, to i chodzenie staje się inne, lekkie, sylwetka wyprostowana, no, dowartościowanie.

Tak. Zupełnie inaczej. Inaczej się też człowiek ubiera, mogę założyć wszystko. A kiedy byłam otyła, myślałam, że obojętnie co założę i tak będę wyglądała tak samo. I starzej wyglądałam, poważniej.

Jakieś rady dla podejmujących odchudzanie?

Mam koleżankę, która też prowadziła jakąś dietę, szybko schudła, ale w przeciągu dwóch miesięcy znowu utyła. Ja trzymałam wagę, ona wróciła do dawnej. Ona zbyt drastycznie rezygnowała ze wszystkiego, potem do tego z czego rezygnowała, wróciła… A z tego wypływa nauka, aby się odchudzać profesjonalnie!

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *