pultuszczak




WSPOMNIENIA z TATAMI

2019-11-15 1:35:25

Pomysł spotkania wyszedł od Sławomira Krysiaka, nauczyciela wychowania fizycznego, trenera LA, prezesa pułtuskiego MKS. Można go określić dwoma słowami – PASJONAT SPORTOWY, albo trzema – POZYTYWNY SZALENIEC SPORTOWY


Spotkaliśmy się w PTYSIU, my dwaj – Sławek i ja – trener judo, wraz, co najważniejsze, z pułtuskimi judoczkami, dziewczynami, które przed laty odnosiły sukcesy na arenie krajowej, rywalizując z zawodniczkami z dużych miast i z o niebo lepiej wyposażonych klubów.
W najlepszych czasach nasza sekcja dysponowała jedynie… połówką maty, z którą wędrowaliśmy po różnych obiektach w mieście. I tak prowizoryczne dojo tworzyliśmy w sali gimnastycznej LO, w koszarach, w LUTNI, aż osiedliśmy w jednej sal w CZWÓRCE, gdzie Sławek był dyrektorem. Teraz Sławomir zamierza napisać publikację o pułtuskim MKS, a jest o czym pisać… Dla obecnych i potomnych.
A te nasze dziewczyny? Ilona Roze mieszka w Japonii, Klaudia Murawska w Londynie, Małgorzata Milewska chyba w Gdańsku, nie było sióstr Ciecierskich – Marzeny i Agnieszki, sióstr Sośnickich, Atessy Dzierżanowskiej, Basi Mróz, Agnieszki Żmijewskiej, Olgi Kryj, innych. Wiele dziewczyn nie było, bo i spotkanie było spontaniczne, takie na raz dwa trzy i już…
Ewa Bajno przyjechała z Ciechanowa, reszta dziewczyn to pułtuszczanki: Aneta Mokrzycka, Monika Szczerba, Małgorzata Murawska, Barbara Brach, Emilia Krysińska, Iwona Małecka. Te nasze judoczki to dziś młode, ciekawe świata, pozytywnie nastawione do życia, świetne babki, mamy i żony.
Spotkaliśmy się, żeby przypomnieć sobie tamte czasy, tamte treningi, tamte obozy sportowe, zawody krajowe w różnych miastach Polski, turniej międzynarodowy na Ukrainie, w mieście Chmielnicki, gdzie, w swojej kategorii, zwyciężyła Małgosia Milewska… – Na Ukrainę pojechało 11 zawodniczek: Małgosia Milewska, Klaudia Murawska, Atessa Dzierżanowska, Basia Mróz, Basia Brach, Ilona Roze, Marzenka Ciecierska, Aneta Mokrzycka, Ewa Bajno… – wylicza Sławomir. Wyliczanie idzie z trudem, Ewa Bajno mówi, że odnajdzie te nazwiska w swoim panieńskim pamiętniku.
Przypominałem sobie w jakim momencie życia, wtedy, przed ćwierćwieczem, byłem. Odpowiedź jest następująca – byłem już po przygodzie z NADNARWIANKĄ a jeszcze przed TENISEM.
Ewa Bajno przywiozła pamiątkę z obozu sportowego w Szczytnie. To… Przepustka nr 3990 zezwalająca na przebywanie w rejonie WSO w Szczytnie ob. Ewie Bajno w dniach 16. 08. 90 – 29. 08. 90. Przepustka wydana przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Wyższej Szkoły Oficerskiej MSW im. generała F. Jóźwiaka-Witolda.
– To były najlepsze czasy, najpiękniejsze wspomnienia, jak Boga kocham – mówią panie. Wciąż wzdychają. – Ale panowie to się wcale nie zmienili! – komplementują nas. Dziewczęta opowiadają o walkach podczas zawodów, my ze Sławkiem też je doskonale pamiętamy. To ekscytujące momenty naszego spotkania. Oto Iwonka Małecka toczy walkę o medal na Mistrzostwach Polski. Przed nią staje przeciwniczka, ogromnej postury, utytułowana. Sławek zauważa, że większa od niego. Iwona zielenieje na twarzy. I w płacz. Biorę ją na stronę, mówię: „Iwonka, musisz walczyć, jak pies z niedźwiedziem. Nie pozwól jej na podwójny uchwyt, tylko łap jedną ręką. Walcz małymi kroczkami, nie przechodź do parteru i uciekaj, czekaj jak zawołam TERAZ”. A wy wszystkie tak wrzeszczałyście! Taki doping!!! I Iwona przeszła do trzymania i wygrała walkę przez ipon. Przeciwniczka była w szoku…
Z kolei Aneta Mokrzycka wspomina walkę z mistrzynią Polski. „I tu psychicznie dałam ciała. Miałam ją w trzymaniu, byłam pewna i spokojna, a ona była tak silna, że w ostatnich sekundach się wyśmigała z tego trzymania. Nie wierzyłam, że mogę z nią wygrać, psychicznie wysiadłam, a mogłam wygrać… No i pamiętam, jak złamałam obojczyk na zawodach. Lekarz na SORz-e, tuż po walce, powiedział do mnie: „Nic nie ma”. A był po… spożyciu! (gromki śmiech zebranych). I dopiero po jakimś tam czasie poszłam do innego, bo czułam ból i się okazało, że lekarz z SOR-u źle odczytał wynik.
Ewa Bajno: – Panowie, to wy tego ducha sportowego nam zaszczepiliście, ten szacunek do rytuału zachowania się na macie, tatami, to dążenie do celu… I przyjaźnie się zawiązały, koleżeństwo. Tak do nas podchodziliście, że miałyśmy ambicję nauki i walki.
Aneta Mokrzycka mówi o córce Zuzi. Opowiada, jak Zuzia wybierała się po raz pierwszy ze Sławkiem Krysiakiem na zimowisko. Poinformowała córkę, że Sławek był działaczem klubu, w którym ona trenowała judo. A Zuzia na to: „O, Jezu, mamo, to ile on ma lat? Jeszcze żyje?” Nie muszę chyba mówić o sile wybuchu śmiechu!!! Sławomir: – Zuzia była wtedy naszą maskotką, była najmłodsza, przylepka. Łukasz Pruszkowski tak się nią zachwycał i mówił, że jest taka ładna. A ona na to: „Pewnie, że jestem ładna, bo moja mama jest piękna”. Znowu wybuch śmiechu.
– Ok, co jeszcze pamiętacie? – pytam. – Pamiętamy zgrupowanie w Olsztynie, było bardzo fajne, w Szczytnie… Ewa: – A pamiętacie, jak tańczyliśmy lambadę? Dobrze nam to wychodziło. Po zawodach ustawiałyśmy się w rządek, jedna za drugą i w tany. Małgorzata Murawska: – A ja pamiętam, że w Grudziądzu, gdzie walczyłam o trzecie miejsce, miałam taką przeciwniczkę, co wciąż skakała do mnie. A trener mówi: „Spokojnie, wchodź na matę i ją ciach, ciach, łup”. Tak zrobiłam, patrzę, leży, nie wiedziała, co się stało, ale była wkurzona. Później walczę o trzecie miejsce, taka byłam pewna zwycięstwa i mnie… podcięła. Masakra. Iwona Małecka: – A ja pamiętam walkę w Koszalinie o wejście do finału, przeciwniczka rzuciła mnie na ipon, ona była przestraszliwie silna, chociaż też miałam siłę, pamiętam do dzisiaj tę jej siłę, naprawdę. Ewa Bajno: – A ja drugie miejsce zajęłam na Ukrainie, chociaż walczyłam o pierwsze. I jak przegrałam, to się cieszyłam. A oni się dziwili, że przegrała i się cieszy… I jeszcze pamiętam, że na jakiś zawodach podeszła do mnie zawodniczka i powiedziała, że ją trener wyrzuci, jak przegra walkę ze mną. Poprosiła, żebym się podłożyła i ja to zrobiłam. Potem żałowałam. – Szkoda, że o tym nie wiedziałem – mówię. Anetka: – A ja pamiętam, jak zbijałam 3 kg, żeby zejść do swojej wagi. Było 11 pięter, 3 pary dresów, jedne pożyczone od Iwony i dałam radę. – A ja pamiętam, jak mnie MOTYWOWAŁ trener: „Jak nie wygrasz, to do domu wracasz za samochodem”. I poskutkowało – mówi Monika Szczerba. A Anetka Mokrzycka: – Byliśmy w Olsztynie, w hali Uranii, na Polskiej Nocy Kabaretowej czy czymś takim… Doznałam szoku. Poczułam specyficzny zapach… Jakby mnie prąd poraził. I sobie przypomniałam, że tu były nasze treningi na zgrupowaniu.

Małgosia dzwoni do Klaudii, do Anglii. Sławek: – Widzi nas? Widzi! Fajnie wyglądasz, klimat wyspiarski ci służy! – mówi. Dziewczęta: – Przed chwilą była z nami Ewa Bajno, Basia Brach… Klaudia: – Nadmieńcie, że ja nie zerwałam ze sportem, jeżdżę do klubu, mam go niedaleko… Czy pamiętam coś z naszych zawodów? Na Ukrainie gościnnie było! – śmieje się. Siostra Małgosia do siostry Klaudii: – Fajnie wyglądasz, siostra!
– Szkoda, że to się wszystko skończyło! – słyszę. S. Krysiak: – Jak przestałem być dyrektorem CZWÓRKI, nie z własnej woli, zniechęcano mnie do sportu i do pracy w szkole. Pierwsze co zrobiono, to wyrzucono matę z sali. Po pół roku zniknęła, leżała pod schodami w korytarzu, potem ją gdzieś wywieźli.
– A mnie się judo dwa razy w życiu przydało – rzuca Emilia Krysińska. – Raz, jak mnie napadli, w kasynie wtedy pracowałam, raz w sytuacji z dziewczyną, 90 kg wagi, pod ARKADAMI w Pułtusku. Pytam Emilię, jaką technikę zastosowała. – Nie! Napadli mnie, takie nerwy były, prawie 20 tysięcy mnie ukradli, a trener mnie pyta o technikę… A Iwonka Małecka mówi o znajomym ze służb antyterrorystycznych, który wątpił w jej umiejętności. – A jak ja go walnęłam przez biodro… No, był trochę na cyku… Anetka: – A ja złamałam dwa żebra mojemu ojcu. Też nie wierzył w moje możliwości. Polecił na ipon z wielkim hukiem, a kolegom opowiadał, że się potknął wychodząc z garażu i obił o maskę samochodu.
Po spotkaniu zajrzałem do archiwum domowego, skąd wyciągnąłem zdjęcia z zawodów, jest ich sporo. Sławomir mówi, że odbędziemy kolejne spotkanie. – Musicie „odkopać”, co macie – rzuca.

Zanotował Kazimierz Dzierżanowski

TO BYŁY PIĘKNE DNI
Sekcję judo będę wspominać zawsze z wielkim sentymentem. Zostałem prawie „zmuszony” do jej zorganizowania, ale dzięki niej stałem się działaczem sportowym. Dzięki niej zaraziłem się sportem i w pewnym momencie mojego życia sport stał się moim zawodem i prawdziwą pasją
Po 25. latach od rozwiązania sekcji judo ze smutkiem muszą stwierdzić, że stało się bardzo źle! Po tylu latach wiemy już dokładnie, że w Pułtusku jest to normalnością. Tu może się coś udać tylko przez chwilę, a później zostanie zniszczone przez zawistników. W przypadku judo ta chwila trwała 8 lat. W tym czasie aż 17 naszych zawodniczek wystąpiło w finałach Mistrzostw Polski w różnych grupach wiekowych (niektóre nawet po 3 razy). W 1991 r. w finałach MP wystąpiło 8 naszych młodziczek, 2 juniorki młodsze i 1 juniorka, a w 1992 r. aż 9 młodziczek i 3 juniorki młodsze.
To były nasze najlepsze lata, więc wiosną 1993 r. miasto przestało nam pomagać ( za sprawą Urzędu Wojewódzkiego). To był początek końca i po dramatycznych próbach ratowania sekcji – poddała się ona w 1994 r i upadła ostatecznie kilka miesięcy później.
Zdobyliśmy 3 medale Mistrzostw Polski i 5 medali MP Szkolnego Związku Sportowego i tego nikt nam nie odbierze. Nikt nie odbierze naszym dziewczętom radości tamtych dni. Tego nie da się opisać, bo dziewczyny tworzyły wspaniałą grupę, która ciężko pracowała, ale także „rozrabiała”.
Z wielką radością przysłuchiwałem się emocjonalnym opowieściom dziewcząt podczas naszego spotkania po 25. latach od rozwiązania sekcji. Mówiły tak, jakby właśnie w tej chwili uczestniczyły w tych wydarzeniach. Dla nich wszystko to, co wtedy robiły, było najpiękniejszym okresem ich życia! Dla mnie także – i choć przez ostatnie lata pracowałem z lekkoatletami – to tamte lata (i ich klimat) będę zawsze pamiętał. Dziękuję WAM i trenerowi Kazimierzowi Dzierżanowskiemu, że mogłem – trochę z boku – uczestniczyć w tych wydarzeniach i dużo się nauczyć. Klimatu tamtych lat nigdy później nie udało się – w takim stopniu – przenieść do pracy z lekkoatletami, choć tu także mam powody do radości i satysfakcji.
I jeszcze jeden ważny element – rodzice! To oni byli z nami. To dla nich ta zabawa w sport była bardzo ważna. To na nich zawsze mogliśmy liczyć. Wam także – kochani rodzice – serdecznie dziękuję, bo bez WAS nasz sukces byłby niemożliwy. To były piękne dni…
Sławomir Krysiak

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *