pultuszczak




Pułtuskie rzemiosło rośnie w siłę

2016-07-20 1:16:32

Z Jerzym Załogą, starszym pułtuskiego CECHU, wyróżnionym niedawno szablą Jana Kilińskiego, rozmawia Grażyna M. Dzierżanowska

Pan jest silnie związany z pułtuskim rzemiosłem.

Tak, mój tata był rzemieślnikiem, szewcem-cholewkarzem. Miał dwa dyplomy mistrzowskie. Ale do rzemiosła mnie nie zachęcał, wręcz zniechęcał z uwagi na moje … bezpieczeństwo. W latach 50., 60. rzemiosło było gnębione przez władze, tata kilkakrotnie siedział w więzieniu i nie chciał, żebym ja to też przeżywał. Nie było przydziału surowców dla rzemiosła, tata kupował skóry różnego rodzaju na swoją rękę, a władze żądały, aby powiedział, od kogo je kupuje.

A że tata nie chciał ujawnić kontaktów handlowych…
… to go zastraszano. Siedział maksymalnie 3 miesiące w pułtuskim więzieniu. Ale nie ma co ukrywać, pociągały mnie względy finansowe. Najpierw jednak piastowałem kierownicze stanowisko w Obwodowym Urzędzie Pocztowo – Telekomunikacyjnym, zarabiałem tam około 5 tysięcy, dużo…

I pomyślał Pan: odejdę z tego Urzędu.

Tak, chociaż proponowano mi przejście do dyrekcji Okręgu do Warszawy. No, ale te względy finansowe… Dorabiałem u taty, szyłem cholewki na maszynie i tę swoją miesięczną pensję, którą otrzymywałem z Obwodu, zarabiałem przez … dziesięć dni. Tak, pieniądze gubią ludzi…

Ale i czynią coś dobrego.

Oczywiście, i jak tata przeszedł na emeryturę, przejąłem zakład mieszczący się w alei Polonii 3, w którym pracowały 3 osoby. Po 3 miesiącach zatrudniałem już 15 osób.

I robił pan buty… na potęgę.

Na potęgę. I jednocześnie zdobyłem papiery mistrzowskie w szewstwie i w cholewkarstwie. Robiliśmy buty damskie i męskie. Największym naszym odbiorcą był bazar Różyckiego a Warszawie i sklepy na Marszałkowskiej. Pułtuszczanie zaś robili u nas buty obstalunki.

Kłopoty z zaopatrzeniem w skóry były nadal?

Tak, ale już nie na taką skalę jak kiedyś. Ale podstawowym źródłem zaopatrzeniem w surowce był bazar Różyckiego. Ale już powoli powstawały i sklepiki, za Gierka trochę nam pofolgowali.

Co było potrzebne, aby zrobić dobry i ładny but?

Dobry surowiec i dobre modelarstwo. Wzory sami tworzyliśmy, projektowaliśmy. Największy hit był mojego pomysłu, to były buty z rafii. Na koturnie drewnianej, spody okładane rafią i wierzchy też były z rafii. Typowo letnie obuwie. Produkowaliśmy około 7-8 tysięcy miesięcznie.

O matko!

Ta praca wymagała tylko manualnego sprytu. Co najmniej cztery lata robiliśmy te buty. Pół Pułtuska kobiet w nich chodziło!

Ale rozstał się Pan z zakładem szewskim.

Praca fizyczna była coraz droższa, nastąpił ogromny postęp w technologii, w maszynach, szewców było coraz mniej, trzeba by było przestawić się na produkcję maszynową. A że żona ma obywatelstwo amerykańskie po swojej mamie, mogliśmy wyjechać na stałe do Stanów Zjednoczonych, ale nie wiedzieliśmy, czy będziemy chcieli tam żyć. Najpierw na trzy miesiące wyjechała żona, wróciła, później pojechałem ja. Pracowałem tam pół roku, zapoznałem się z tamtejszą rzeczywistością i … wróciłem. Pomyśleliśmy, że Stany nie dla nas, praca dzień i noc, żeby utrzymać się na dobrym poziomie… A gdzie czas na dzieci, gdzie czas na rodzinę, gdzie miłość, gdzie seks (śmiech). Tam młodzi ludzie tylko się mijali w domu… A tu nam się przecież dobrze powodziło, jednak aż tak dużych środków finansowych na zakup parku maszynowego nie miałem. Szukałem tańszych maszyn do produkcji obuwia i przypadkiem w “Życiu Warszawy” trafiłem na ogłoszenie o sprzedaży maszyny do rozlewu wód gazowanych. W Pułtusku nie było odpowiedniej ilości napojów, więc sprowadziłem tę linię. Przywiozłem ją w maju `85 roku, a 12 lipca wyszła pierwsza oranżadka. Zakład się mieścił na Wojska Polskiego. Na dzień dobry pracowało 8 osób, ale szybko zakład rozbudowałem. Stać mnie było na dokupienie kolejnych maszyn, aż przyszedł `90 rok, państwowe firmy zaczęły sprzedawać maszyny osobom prywatnym i wówczas zamówiłem linię w Poznaniu i to była linia dość unikalna w Polsce, 4 tysiące butelek na godzinę. I tak jeszcze prowadziłem wytwórnię do ubiegłego roku. Obecnie jest wygaszona, konkurencja jest duża, firmy zachodnie wykończyły rodzime wytwórnie wód gazowanych.

I tak doszliśmy do pytania o stan rzemiosła w Pułtusku. Rzemiosło jest czy go nie ma?

Jest! Kiedy powstała TRZECIA RP w Cechu było zarejestrowanych ponad 500 zakładów rzemieślniczych. W `90 roku zostało około 40 rzemieślników z krwi i kości. To była katastrofa. W tej katastrofie zostałem starszym Cechu, żeby m. in. ratować Cech pułtuski. I udało się. mamy dziś ponad 115 rzemieślników. I z roku na rok mamy ich więcej. Szewstwo, krawiectwo, fryzjerstwo, kucharstwo, mechanika samochodowa, blacharstwo, introligatorstwo… No i Cech kształci uczniów rzemiosła, mamy około 300 uczniów.

Zrobiłby Pan dziś buciki swojej żonie?

Zrobiłbym. Tylko kiedyś parę butów robiłem w sześć godzin, dziś zeszłoby mi się ze 30 godzin. Manualne

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *