Powódź stulecia w Pułtusku — wspomnienia mojego Dziadka
2019-02-27 12:12:34
TYGODNIK PUŁTUSKI z dużą przyjemnością sięgnął do bogatego redakcyjnego archiwum. W nim to odnaleźliśmy pracę literacką autorstwa młodziutkiej pułtuszczanki Michaliny Piotrowskiej (wnuczki znanego pułtuszczanina, pana Stanisława Piotrowskiego, b. wysokiego urzędnika pułtuskiej oświaty), wówczas trzynastolatki, uczennicy CZWÓRKI. Ta ciekawa ze wszech miar praca wpłynęła na konkurs dziennikarski O Laur Bystrego Obserwatora – Pułtuski Pulitzer, zorganizowany przed laty przez TP, PBP i LO w Pułtusku. Kiedy? Dziesięć lat temu
TYGODNIK PUŁTUSKI z dużą przyjemnością sięgnął do bogatego redakcyjnego archiwum. W nim to odnaleźliśmy pracę literacką autorstwa młodziutkiej pułtuszczanki Michaliny Piotrowskiej (wnuczki znanego pułtuszczanina, pana Stanisława Piotrowskiego, b. wysokiego urzędnika pułtuskiej oświaty), wówczas trzynastolatki, uczennicy CZWÓRKI. Ta ciekawa ze wszech miar praca wpłynęła na konkurs dziennikarski O Laur Bystrego Obserwatora – Pułtuski Pulitzer, zorganizowany przed laty przez TP, PBP i LO w Pułtusku. Kiedy? Dziesięć lat temu
Położenie miasta nad rzeką ma swoje zalety i wady. Miały już o tym okazję przekonać się pokolenia mieszkańców tak usytuowanych miejscowości. Piękny, nadrzeczny krajobraz, przyjemność z obcowania z naturą, możliwość uprawiania sportów wodnych to niewątpliwe korzyści. Zagrożeniem jest jednak niebezpieczeństwo wystąpienia powodzi, które co kilka czy kilkanaście lat nawiedzają miasta położone nad rzekami, a ich skutki mogą być katastrofalne (począwszy od zalania mienia, a skończywszy na utracie ludzkiego życia).
W historii Pułtuska jak dotąd odnotowano dwie powodzie: pierwsza w 1958 roku, druga 5 kwietnia 1979 roku. W roku 1958 moja babcia z dziadkiem mieli około dziesięciu lat, więc nie kojarzą tego zdarzenia. Za to powódź z 1979 roku pamiętają już doskonale, o czym świadczą ich szczegółowe opowieści na ten temat.
Mój Dziadek, jako zastępca Inspektora Oświaty w Pułtusku, obserwował nerwowe przygotowania miasta przed spodziewaną powodzią. Z ogromnym niepokojem, cały czas licząc, że nie dojdzie do najgorszego, czyli do wylania wód, śledził zmieniającą się w błyskawicznym tempie sytuację. Liczne zastępy żołnierzy zabezpieczały workami wypełnionymi piaskiem setki metrów wałów otaczających Pułtusk, które teraz nie były już w stanie zabezpieczyć miasta.
Około godziny 18 (5 kwietnia) Dziadek przebywał w domu. Niespodziewanie usłyszał przeraźliwy dźwięk syren. Poczuł skurcz żołądka. Nadeszło to, czego się tak obawiał. Sygnał ten oznaczał dla niego obowiązek stawienia się w Ratuszu. Biegnąc pospiesznie, widział po drodze przestraszonych ludzi próbujących ratować swój dobytek. Na plecach dźwigali przepełnione torby, prowadzili rowery, zwierzęta. Uciekinierzy zmierzali w górę miasta, gdzie mieli nadzieję znaleźć bezpieczne schronienie dla siebie, swoich rodzin i dobytku.
Po przybyciu do Ratusza okazało się, że w odległości około 2 km od miasta pękł wał przeciwpowodziowy. Przez wyrwę w wale woda zaczęła zalewać miasto. W ciągu kilku minut mój Dziadek wraz z innymi pracownikami udali się samochodem w celu uratowania zwierząt domowych z hodowli prowadzonej przez Internat Studium Wychowania Przedszkolnego. Na miejscu okazało się, że zwierzęta są na szczęście bezpieczne. Niestety, powrót do Ratusza, w związku ze zmieniającą się z minuty na minutę sytuacją, okazał się dużo trudniejszy. Podnosząca się w błyskawicznym tempie woda uniemożliwiła dalszą jazdę. Wszyscy zastanawiali się, co dalej począć, próbowali nie poddawać się panice, choć strach zaglądał w oczy.
Chwilę później, pełni nadziei, dostrzegli wojskowy pojazd, który zabierał ludzi z zalanych wodą domów. Jednak ich radość nie trwała zbyt długo – amfibia, wypełniona ludźmi, skręciła w inną stronę. Dziadkowi i jego kolegom pozostało dotrzeć do Ratusza na piechotę. Czekało ich nie lada wyzwanie… Mężczyźni trzymali się za ręce i brnąc do pasa w wodzie, z ogromnym wysiłkiem, oddalali się od zagrożenia.
W tym czasie nikomu jeszcze nie śniło się o telefonach komórkowych. Moja Babcia nie miała więc żadnych informacji o tym, co dzieje się z Dziadkiem. Nerwowe oczekiwanie spotęgowało jeszcze jedno zdarzenie. Zanim wrócił cały i zdrowy do domu, ktoś przyniósł Babci jego mokry garnitur. Można sobie tylko próbować wyobrazić, co wówczas czuła… Mój Dziadek zawsze stawiał na elegancję – nawet niebezpieczną akcję ratunkową przeprowadzał w garniturze, który mimo tak ogromnej tragedii, ocalał.
Około godziny 24 pod schody siedziby naczelnika miasta podpłynęła amfibia, która zabrała wszystkich tam obecnych. Płynący widzieli niezwykle poruszający widok zalanego wodą miasta – szpital, kino, szkoły, apteki Podobno ten obraz został w ich pamięci już na zawsze, tak jak lęk przed powtórzeniem zagrożenia.
Drugiego dnia powodzi poziom wody był bardzo wysoki. “Spacer” do Ratusza nie był już możliwy, gdyż woda sięgała nawet trzech metrów. Mój Dziadek, płynąc amfibią, zauważył zatopiony poprzedniego dnia samochód ” Żuk”, który tkwił w odmętach wody niczym plastikowa, dziecięca zabawka. Na długo utkwił też w jego pamięci widok stosu mokrych, brudnych książek, przy którym klęczał ówczesny właściciel księgarni mieszczącej się przy dzisiejszej ul. Świętojańskiej, pan Glinka. Księgarz, płacząc rzewnymi łzami, rękawami wycierał przemoczone stronice książek, które następnie układał na chodniku.
Następnego dnia Dziadek, wraz z innymi pracownikami, popłynęli, aby uratować dokumenty z Domu Nauczyciela. Poziom wody sięgał do schodów.
Wewnątrz budynku znajdował się kajak, którym dopływało się do pierwszego piętra. Wychodząc z budynku, ujrzeli jadącą ulicą Staszica amfibię wypełnioną po brzegi drewnem. Niebawem zaczęła tonąć – nie znający topografii miasta żołnierze zjechali z ulicy wprost do wypełnionego na kilka metrów wodą kanałku. Z amfibii wyskoczyło dziesięciu żołnierzy. Zaistniało niebezpieczeństwo, że zostaną porwani przez silny prąd, który zaczął znosić ich w kierunku śluzy. Czterech kolegów Dziadka błyskawicznie popłynęło łódkami w kierunku miejsca wypadku. Akcja ratunkowa zakończyła się sukcesem. Tylko ich obecność w tym miejscu i odwaga uratowały życie wojskowych.
Nie minęły dwa tygodnie, kiedy Dziadek po skończonym dyżurze szedł dzisiejszą ulicą Świętojańską (dawniej Armii Czerwonej). Zdał sobie wówczas sprawę z ogromu zniszczeń, jakich dokonał żywioł i skutków, z którymi trzeba się będzie jeszcze długo borykać. Powrót do normalności miał trwać jeszcze długo. Ten smutny, przygnębiający obraz wielokrotnie do niego powracał.. ;
Powódź z 1979 roku jest obecna we wspomnieniach mieszkańców naszego miasta do dziś. Dzięki opowieściom mojego Dziadka ślady powodzi w postaci wmurowanych znaków pokazujących poziom wody w zalanym mieście nabierają dla mnie rzeczywistej treści, będąc jednocześnie symbolem ulotności wartości materialnych, ale przede wszystkim ludzkiego życia.
Dziś Narew nadal opływa miasto. Swoim urokiem zachwyca mieszkańców i licznych turystów. W piękny sposób łączy się z przyległymi zielonymi łąkami i krajobrazem Puszczy Białej. Jest perłą nizinnego krajobrazu Mazowsza. I tylko dzięki fotografiom, tabliczkom i … opowieściom naszych bliskich możemy mieć świadomość tragedii, jaka dotknęła to miasto dokładnie 30 lat temu.
Michalina Piotrowska, lat 13, ZS nr 4.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Muzeum Regionalnego w Pułtusku. Serdecznie dziękujemy!
WIELKA WODA
Pułtuska Biblioteka Publiczna im. Joachima Lelewela ogłasza konkurs literacko – historyczny Wielka woda… wspomnienia po 40 latach.
Tematem konkursu są wspomnienia dotyczące okresu powodzi z 1979 roku w Pułtusku. Jakie cele przyświecają owemu konkursowi? Zachowanie pamięci o dramatycznych wydarzeniach tamtych lat oraz utrwalenie wspomnień świadków i uczestników zmagań z żywiołem, jakim była powódź.
Konkurs skierowany jest do mieszkańców naszego powiatu.
Prace można składać do 6 marca bieżącego roku. Regulamin konkursu dostępny jest w WYPOŻYCZALNI głównej PBP i na stronie www biblioteki http://biblioteka.pultusk.pl/ . „Tygodnik Pułtuski” zaprasza do udziału w imieniu BIBLIOTEKI, jednocześnie obiecuje publikację nagrodzonych prac na swoich łamach.
GMD