Poszkodowany żąda milionów i od lat dostaje wysoką rentę
2025-04-05 10:32:28
Sprawa wypadku w świetlicy wiejskiej w Lipie. Najważniejsze fragmenty z dyskusji na komisjach Rady Miejskiej.Warto poznać szczegóły tego smutnego i niezwykle kosztownego dla gminy zdarzenia.
Jako pierwszy głos zabrał Jacek Nieścior z Kancelarii prawnej reprezentującej Urząd w tej sprawie. Z uwagi na wiele pytań i wątpliwości oraz szereg różnego rodzaju aspektów, podjęto decyzję, żeby zlecić niezależnej kancelarii w Warszawie przeprowadzenie audytu — jak były prowadzone czynności od początku do dnia dzisiejszego, czy zostały zachowane wszystkie procedury i przepisy prawa. Oddał głos pani adwokat Katarzynie Ulma – Raszkowskiej z Kancelarii Radców Prawnych Grabowski i Wspólnicy Sp. k. w Warszawie, która chronologicznie przedstawiła stan faktyczny powyższej sprawy.
JAK DOSZŁO DO WYPADKU?
28 marca 2013 r. poszkodowany przybył do gminy, w celu zweryfikowania montażu urządzeń internetowych i serwera. Po spotkaniu w gminie zostały losowo wybrane miejsca oględzin, gdzie Internet faktycznie został zamontowany. Powód wraz z osobą towarzyszącą, celem dokonania kontroli wydanych funduszy unijnych, jak również dwóch pracowników Urzędu Miejskiego w Pułtusku, udali się m.in. do budynku świetlicy w Lipie. Budowa była już zakończona, a budynek oddany do użytkowania. Sprzęt i serwer zostały zamontowane na takim strychu, do którego wchodziło się poprzez spuszczane schody z sufitu. Na strych w pierwszej kolejności wszedł pracownik urzędu, a za nim powód, pozostałe osoby zostały na dole. Po wejściu na górę okazało się, że to nie jest strych z betonową podłogą, ale platforma wykonana z płyt OSB – sufit podwieszany, niezabezpieczony, nieutwardzony. Następnie powód podszedł do tej skrzynki, sprawdził, że urządzenia zostały zamontowane, obok był również pracownik urzędu. Powód zrobił kilka kroków w tył, ponieważ chciał z oddali zrobić zdjęcie i w tym momencie doszło do tego nieszczęśliwego zdarzenia.
OPŁAKANE SKUTKI
Pan spadając zerwał sufit i spadł na piętro niżej bardzo niefortunnie, ponieważ uszkodzenia ciała są znaczne. Powód jest sparaliżowany, ma złamany kręgosłup i uszkodzony rdzeń kręgowy oraz inne problemy temu towarzyszące, czyli brak unerwienia mięśni, co prowadzi do różnych problemów skórnych, odleżyn itd. Po wypadku powód przebywał bardzo długo w szpitalach, od lat jest intensywnie rehabilitowany, co pomaga mu w utrzymaniu sprawności i dzięki rehabilitacjom stan się nie pogarsza, a było zagrożenie amputacji nóg, więc faktycznie rehabilitacja jest niezbędna.
POZEW
W związku z tym wypadkiem mężczyzna pozwał dwa podmioty i jednym z podmiotów jest Gmina Pułtusk, drugim pozwanym PZU, jako ubezpieczyciel, ale niestety obecnie Gmina Pułtusk została sama w tej sprawie. Ubezpieczyciel bardzo szybko zwolnił się z odpowiedzialności, ponieważ suma ubezpieczenia opiewała tylko na kwotę 48 000 zł, a to stanowiło 5 wypłat miesięcznych. Pani mecenas podkreśliła, że w swojej praktyce zawodowej tak niskiego ubezpieczenia nie spotkała, szczególnie, jeżeli chodzi o ten zakres ubezpieczenia, czyli od odpowiedzialności cywilnej,uszkodzenia ciała i utraty zdrowia.
W pozwie powód zażądał zabezpieczenia na czas trwania procesu, które polega na tym, że co miesiąc jest wypłacana renta. Sąd przyznał comiesięczną rentę w kwocie 8 900 zł, natomiast przez kolejne lata, w związku z tym, że powód faktycznie wykazał wzrost kosztów, które ponosi miesięcznie, aktualnie jest to kwota 36 250 zł miesięcznie. Gdyby suma ubezpieczenia była znacznie wyższa to strony dzieliłyby się tymi kosztami.
OPINIE NIEKORZYSTNE DLA GMINY
Następnie pani mecenas przystąpiła do przedstawienia kwestii budowlanych i na wstępie podkreśliła, że w tym przypadku również sytuacja nie wygląda zbyt korzystnie dla Gminy, ponieważ biegły BHP zwrócił uwagę na fakt, że powinna być zamontowana barierka lub inne znaki ostrzegawcze na tej platformie, ponieważ sufit podwyższony nie utrzyma wagi dorosłego człowieka, więc w tym przypadku opinia była niekorzystna. Pełnomocnicy pozwanych kwestionowali tę opinię kilka razy, słusznie podnosili różne kwestie stosowania przepisów BHP, co do pracowników innego pracodawcy, ale to wszystko było kwestionowane. Analogicznie wypowiedział się biegły z zakresu budownictwa, który również zwrócił uwagę na kwestie dotyczące BHP. Ponadto pojawił się jeszcze jeden wątek, do końca niewyjaśniony i chyba trudny do wyjaśnienia, ponieważ biegły z zakresu budownictwa wskazał, że przedmiotowej platformy nie było w żadnym projekcie i nie było o niej wzmianki w odbiorach, więc nie wiadomo, kiedy ta platforma była wybudowana. Dlatego też biegły wręcz prowadzi insynuacje, że być może platforma była wybudowana już po odbiorze, po dopuszczeniu do użytkowania budynku przez Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Jednak należy mieć wątpliwości, czy nadzór budowlany dopuściłby budynek do użytku, gdyby była platforma bez zabezpieczeń.
ŻĄDANIA POSZKODOWANEGO
Powód dwa razy rozszerzał pozew, na początku łączna kwota roszczenia to było zadośćuczynienie w wysokości 7 000 000 zł i renta miesięczna kilkanaście tysięcy złotych, ale powód te roszczenia na dzień dzisiejszy zmienił i są one dużo wyższe — zadośćuczynienie nadal jest w tej samej kwocie, nadto powód żąda kwoty ponad 57 000 zł miesięcznie za ponoszenie zwiększonych potrzeb, czyli koszty rehabilitacji, leków, itd. tj. zwiększone koszty życia. Utrata pracy, to kwota miesięczna w wysokości ok. 46 000 zł. Łącznie na ten moment to ponad 17 000 000 zł, a 7 000 000 zł to jest wysokość zadośćuczynienia i około 10 000 000 zł do chwili obecnej zliczonych kwot wszystkich rent comiesięcznych od początku toczącego się postępowania.
CO JEST NAJTRUDNIEJSZE?
Najtrudniejsze aspekty tej sprawy to po pierwsze powód został wpuszczony na ten strych i z dokumentacji wynika, że nie został niestety uprzedzony, że jest to duża wysokość i że jest niebezpiecznie. W ocenie pani mecenas w ogóle nie powinien być tam wpuszczony albo powinien być uprzedzony, a z przepisów wynika wręcz, że powinien podpisać zgodę na wejście, jeżeli są niebezpieczne warunki, ponieważ sąd może dojść do przekonania, że były one niebezpieczne — mała platforma, ciemne pomieszczenie i podwieszany sufit.
Ponadto sąd może stwierdzić, że ta platforma faktycznie nie powinna się tam znajdować, ponieważ z żadnych dokumentów budowlanych nie wynika, żeby była tam przewidziana.
CZY PRÓBOWANO NEGOCJOWAĆ?
W trakcie dyskusji, radna Małgorzata Dąbrowska zapytała, czy były podejmowane próby negocjacji z poszkodowanym? W odpowiedzi pani mecenas poinformowała, że z akt nie wynika, aby powód w ogóle chciał tego typu negocjacje prowadzić. Kancelaria nie ma wiedzy, co się działo przed złożeniem pozwu, ponieważ bada sprawę od złożenia pozwu, natomiast nie widzi, aby powód był zainteresowany rozmowami ugodowymi.
GŁOSY INNYCH RADNYCH
Radny Michał Kisiel zapytał z kolei, czy ten przypadek jest rozpatrywany w kontekście nieszczęśliwego wypadku. Bo tak trzeba to traktować, ponieważ jest wyjście pracownika z pracy, który powinien mieć uprawnienia wysokościowe do wejścia na drabinę, nawet na tą opuszczaną powyżej metra, bo to jest praca na wysokości i powinna być asekuracja. W związku z tym radny zapytał, czy powód miał od pracodawcy dokument uprawniający do tego typu czynności, bo to powinna być konkretna formuła wypełniona przez pracodawcę. Pani mecenas w odpowiedzi wyjaśniła, że strona nie przedstawiła dokumentu, który wskazywałby na uprawnienia powoda do pracy na wysokościach. Kancelaria również podnosiła te kwestie, a także ten wątek był analizowany przez pełnomocników i biegłego. Powód takich dokumentów faktycznie nie miał, ale z drugiej strony broni się w taki sposób, że nie wiedział, że to jest praca na wysokości, ponieważ nie wiedział, jak ten strych wygląda.
Przewodniczący Rady Łukasz Skarżyński, odnosząc do wypowiedzi radnego Michała Kisiela zapytał czy powód miał stosowny kask, kamizelkę, obuwie, bo to są podstawowe elementy dla każdego posiadającego uprawnienia do pracy na wysokości i powyżej danej wysokości powinien mieć tego typu zabezpieczenie, które w tym przypadku było wystarczające. Pani mecenas wskazała, że nie pobrał, ani nie został wyposażony w żaden sposób i to zostało ustalone.
Radny Sławomir Krysiak stwierdził, że nie ulega wątpliwości, że w pewnych kwestiach
odpowiedzialność leży po stronie Gminy, ponieważ już sam brak barierek jest zarzutem obciążającym, ale radny był zdania, że uznanie winy gminy w 75%, a w 25% tego Pana jest zbyt wygórowane, ponieważ kontrolujący nie zachował należytej ostrożności. A ponadto nie miał odpowiednich zabezpieczeń, więc ten kierunek trzeba będzie zapewne mocno wyartykułować.
UNIKAJMY CZARNYCH SCENARIUSZY
Jacek Nieścior poprosił, aby nad przedstawionymi przez Panią mecenas kwotami nie roztaczać czarnej wizji, że gmina będzie płacić 17 000 000 zł, bo nie ma nic gorszego niż żeby obywatele usłyszeli, że gmina będzie płacić tak duże pieniądze, ponieważ wszyscy wiedzą jak działa plotka. Zaznaczył, że to jest maksymalna kwota, której żąda powód, a pani mecenas w swoim doświadczeniu zawodowym nigdy nie spotkała się, by sąd zasądził, nawet w przypadku śmierci tak dużą kwotę.
op.ED