pultuszczak




NOWODWORSKI/LEGIONOWSKI. Mordercy przyszli za wcześnie

2019-10-23 4:03:34

Wracamy do sprawy niewyjaśnionego, brutalnego morderstwa 4 osobowej rodziny N. z Siennicy (gm. Nasielsk). O tragicznym losie rodziny pisaliśmy 17 września br. W tym numerze przybliżymy przebieg wydarzeń z 25 stycznia 1996 r., opinie i hipotezy Policji


Byli niezwykle szanowaną i cenioną rodziną sadowników w gminie Nasielsk. Pan Janusz i jego żona Kinga skończyli studia rolnicze w Poznaniu i ciężką, fizyczną pracą osiągnęli sukces. Dzieci; 2 córki i syn, osiągali bardzo dobre wyniki w nauce. Czym zasłużyli sobie na taką brutalną i przedwczesną śmierć?

Co wydarzyło się 25 stycznia 1996 r.?

Jak dowiadujemy się od policjantów i byłych policjantów prowadzących tę sprawę, informacja o morderstwie dotarła do komendy wojewódzkiej policji w Ciechanowie następnego dnia po zajściu, 26 stycznia 1996 r. ok. godz. 9:00 rano. Przekazali ją komendant policji w Pułtusku i komendant policji w Nasielsku.
– Na miejscu, w Siennicy obecna była już prokuratura z Pułtuska, kryminalni z Nasielska i Pułtuska oraz eksperci z wydziału kryminalistyki, którzy zabezpieczali ślady. Same tylko oględziny miejsca były przeprowadzane bez przerwy przez 24 godziny, w temperaturze, która wtedy wynosiła -15 stopni Celsjusza – mówi jeden z uczestników tych oględzin.
– Ciała rodziny N. w ich domu odkrył ich pracownik, który przyszedł rano do pracy. Zdziwiło go, że hale nie są ogrzane, więc postanowił sprawdzić piec – był zimny. Wchodząc do domu od zaplecza, odkrył zwłoki pana Janusza, jego żony Kingi oraz syna Marcela – informuje nas były Policjant, który w tym czasie prowadził sprawę zabójstwa (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).

Ustalenia kryminalnych

Byli policjanci opowiedzieli nam również o pierwszych godzinach śledztwa i o tym, jak wtedy widzieli tę sprawę.
-Rodzina najprawdopodobniej spożywała posiłek w salonie, w tym czasie weszli sprawcy. Była to godzina ok. 19:00-19:30. Gospodarz został znaleziony bezpośrednio przy progu, metr od drzwi frontowych. Dostał śmiertelny strzał w oko. W salonie leżała jego żona, która również otrzymała strzał w głowę. W tym pomieszczeniu widoczne były ślady walki, szamotaniny, potłuczone talerze itd. Na parterze w pokoju, który bezpośrednio przylegał do salonu znajdowało się ciało Marcela, który miał wykręcone ręce do tyłu, skrępowane taśmą samoprzylepną. Jego też zabił strzał prosto w głowę. Na piętrze z kajdankami na jednym nadgarstku znaleziono ciało torturowanej i zgwałconej Magdy, która również została zastrzelona. W całym domu znaleziono kilkanaście pocisków wystrzelonych z broni – mówi były Policjant.

Czegoś musieli szukać

Według byłych śledczych, ślady wskazywały na to, że syn małżeństwa N. – Marceli próbował się bronić. – Jego ciało znajdowało się w pokoju, który był gabinetem jego ojca. To stamtąd nastolatek prawdopodobnie wyciągnął pistolet gazowy ojca, który jednak w kluczowym momencie musiał się zaciąć. Wtedy sprawcy obezwładnili chłopaka, związali go i zabili – opowiadają. Zdaniem prowadzących oględziny, z gabinetu gospodarza domu sprawcy wyciągnęli i opróżnili kasetkę z pieniędzmi. Nie wiedzieli jednak, że w domu znajduje się sejf, ale ten został nienaruszony. Sprawcy ewidentnie jednak czegoś szukali. Wskazywać miał na to splądrowany salon oraz pomieszczenia na parterze. Pokoje na piętrze zostały nienaruszone. Nie została też potwierdzona wersja o tym, że zaginęły ważne dokumenty. Według opisu byłego Policjanta, 2-3 gniazdka elektryczne były „wyrwane”, co mogło świadczyć o tym, że sprawcy mogli sądzić, że znajdują się tam jakieś precjoza. Nie wykluczone jednak, że gniazdka mogły zostać uszkodzone przez samą gospodynię podczas np. odkurzania.

Zostali spłoszeni?

Jak dowiadujemy się od policjantów, prawdopodobnie w czasie kiedy w domu dochodziło do tragedii, pod dom rodziny N. ok. godziny 19:30 przyjechał chłopak Magdy wraz ze swoim bratem, ponieważ umówili się na przekazanie zdjęć z Sylwestra. Nie udało mu się wejść do domu. Zastanawiające może wydawać się to, że mężczyźni nie podjęli wówczas próby dostania się do środka pomimo, że zapalone światło wskazywało na czyjąś obecność w domu. Odjechali więc, a po powrocie do swojego domu, chłopak zadzwonił z telefonu stacjonarnego do Magdy. Jednak telefon Magdy milczał. Przyjazd braci według hipotez policjantów mógł przepłoszyć sprawców. Chłopak przyjechał pod dom Magdy tego samego wieczora jeszcze raz, tym razem sam, ale znów nie udało mu się wejść do środka. Dał za wygraną i odjechał. Według zeznań, jeden ze świadków widział, jak tego wieczora 4 mężczyzn kierowało się z Siennicy w stronę stacji PKP w Pieścirogach. To by tłumaczyło, dlaczego bracia przejeżdżając pod dom N. nie widzieli żadnego innego samochodu. Jednak czy na pewno ci czterej mężczyźni byli sprawcami? Tego nie udało się potwierdzić.

Nikogo miało nie być w domu

Na początku śledztwa nie było przyjętych żadnych wersji śledczych. Jednak później jedną z policyjnych hipotez był motyw na tle rabunkowym. Jak się okazuje, tego feralnego dnia całej rodziny… miało nie być w domu. Tylko przypadek sprawił, że się tam znaleźli. Pani Kinga wraz z synem była umówiona na wizytę u dentysty w Nasielsku. Około godziny 19:00 zdążyła nawet zadzwonić i potwierdzić wizytę. Jej mąż natomiast o godz. 19:30 był umówiony z mechanikiem w Pomiechówku. Córka Magda zaś, która studiowała w Warszawie i na co dzień przebywała na stancji, przyjechała do domu wcześniej, aby przygotować się do ostatniego egzaminu w sesji egzaminacyjnej.
– Dziewczyna była bardzo pilną studentką, pamiętam, że w jej indeksie widniały same bardzo dobre oceny. – przypomina sobie jeden z byłych śledczych.
Dlatego policjanci nie wierzyli, że sprawcy szli z zamiarem mordowania, a do zbrodni doszło przypadkowo, gdy sprawa wymknęła się spod kontroli.- Nikt nie idzie zabijać kilku osób z przerobioną bronią gazową z tłumikiem, była „amatorszczyzną”. Broń, z której każdy kolejny wystrzał był coraz słabszy, która po kilkunastu wystrzałach nie nadawała się już do niczego. Ostatni nabój znaleziono w ubraniu gospodyni domu, który utknął między swetrem a halką, nie ocierając się nawet o ciało. Zabójstwo całej rodziny mogło być zatem „likwidacją niespodziewanych świadków” – mówi były Policjant.

Przełom – użyto tej samej broni

Punktem zwrotnym w prowadzonym śledztwie był dzień 1 kwietnia 1996 r. kiedy kryminalni powiązali zabójstwo rodziny N. z zabójstwem właścicielki kantoru w Warszawie. Okazało się, że tydzień przed morderstwem rodziny N., tj. 18 stycznia 1996 r. o podobnej godzinie – po 19:00, właścicielka zamykała kantor. Zazwyczaj wracała do domu z utargiem. Tego dnia jednak, zamiast utargu miała w torbie zakupy – ziemniaki. Czterech sprawców poruszających się białym osobowym Volvo kombi napadło na nią. Śmiertelnie ją postrzelili zabierając torbę z zakupami. Przy okazji ciężko ranili jej męża, który bronił się wyciągniętą gazówką. Broń, z której została postrzelona kobieta, była tą samą bronią, z której strzelano do rodziny N. w Siennicy. Czy byli to ci sami zabójcy? Według Policjanta, należy mieć pewność, że była to ta sama grupa przestępcza. A być może, gdyby właścicielka kantoru wzięła tego dnia utarg ze sobą, to przeżyłaby i ona i rodzina z Siennicy. Być może.

Sprawców nie wykryto

W trakcie prowadzonego śledztwa zatrzymano i przesłuchiwano wiele osób, w oparciu o zebrany materiał dowodowy i biologiczny. Każda jednak z tych osób miała lepsze lub gorsze alibi, wobec tego nie zatrzymano nikogo. Na ślad grupy przestępczej też nie udało się trafić i w końcu z powodu braku sprawców śledztwo zostało umorzone w 1998 r. Jednak sprawa zabójstwa nadal jest w zainteresowaniu policji. Jak się okazuje, przeprowadzone następnego dnia po zabójstwie oględziny dały mnóstwo materiału dowodowego i biologicznego. Pytamy co z badaniami DNA.
– Proszę nie żartować, w 1996 r. w Polsce nikt nie słyszał o DNA – słyszymy w odpowiedzi od byłego policjanta. Zostało jednak zabezpieczonych bardzo dużo śladów oraz materiałów biologicznych. Jak się dowiedzieliśmy, policjanci z Komendy Wojewódzkiej w Ciechanowie zwrócili się o pomoc do jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Wtedy Jackowski przeprowadzał wizję w dwóch sprawach: zabójstwa rodziny N. z Siennicy oraz wskazania miejsca pobytu jednego z poszukiwanych listem gończym przestępców. W przypadku tego drugiego zdarzenia wskazał miejsce z dokładnością do klatki schodowej. W przypadku Siennicy nie udało się. Postanowiliśmy pójść tym śladem.

Wizyta u jasnowidza…

„To była dziwna sprawa…” – takimi słowami błyskawicznie przywitał nas jasnowidz z Człuchowa – Krzysztof Jackowski, kiedy tylko usłyszał, że kontaktujemy się z nim w sprawie morderstwa z Siennicy. – Pamiętam Siennicę i często wracam do niej pamięcią. Boże… To było tyle lat temu. Mam gdzieś notatki dotyczące tej sprawy – mówi Jackowski. W trakcie spotkania wspomina fragmenty tamtej wizji: – W moim odczuciu mord został dokonany przez 4-5 osób. Najwięcej wycierpiała młoda kobieta. Zginęła jako ostatnia. – mówi. Pytamy, co czuje w tej chwili, myśląc o Siennicy. W odpowiedzi słyszymy:
– Młody, rozwścieczony, zakochany chłopak, a do tego pierdo****ty. Jak tak myślę o „waszej sprawie” do głowy przychodzi mi tylko jedno imię… (w tym momencie padło męskie imię – do wiadomości redakcji) – tyle powiedział Krzysztof Jackowski. O chłopaka, o którym wspominał nam jasnowidz pytamy policjantów, którzy przed laty prowadzili śledztwo. – Taka osoba była tam rozliczana. Nie pamiętam jednak, jakie on miał alibi – mówi jeden z byłych śledczych.
Cisza, jaka trwała przed udzieleniem odpowiedzi skłania nas do postawienia znaku zapytania przy tym pytaniu.
– Straszna sprawa. Z tymi zwłokami na oględzinach spędziłem 24 godziny, wielokrotnie również sam na sam, by pilnować i zabezpieczać ślady. Gdy człowiek jest tyle godzin z ciałami, to zaczyna inaczej postrzegać świat – kończy swoją wypowiedź były Policjant.
My jednak nie kończymy tego wątku, a do sprawy wrócimy już niebawem.

EG

Pierwsza część artykułu znajduje się pod tym linkiem: Mordercy są wciąż na wolności

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *