MIESZKAM W POLSCE, MYŚLĘ I MÓWIĘ PO ANGIELSKU
2021-02-09 3:47:10
Z Anną Tymińską, tłumaczką, coachem i anglistką, rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska
Anno, masz w swojej twórczości poetyckiej jakiś wiersz w języku angielskim? W ogóle, czy jeszcze tworzysz? Ceniłam Twoje wiersze…
Napisałam po angielsku książkę za oceanem, ale ją niechcący usunęłam zgrywając pliki z dysku. A był to niezły kawałek fikcji literackiej – o życiu na Manhattanie. Studiując w Stanach, skupiłam się na reportażach z podróży, które opisałam zarówno na anglojęzycznym blogu, jak i polskojęzycznej stronie na Facebooku – Wyjechałam, zaraz wracam. Odwiedziłam połowę z 50 stanów, Meksyk i Kanadę. Było o czym pisać. Zaczęło się od pisania relacji dla rodziców, a skończyło na stworzeniu wspaniałej społeczności ludzi, którzy śledzili moje wojaże po Ameryce i zetknięcie z wieloma kulturami, podróże po Europie i życie w Polsce.
Czytałam, cudny kawał literatury faktu! A kiedy po raz pierwszy zetknęłaś się z językiem angielskim, gdzie?
Pamiętam, że od małego angielski był u nas w domu. Muzyka, filmy, bajki. Mama próbowała rozkochać mnie we francuskim, bo władała nim biegle, ale moja przygoda z nim skończyła się gdzieś w szkole podstawowej. Obecnie myślę po angielsku, bo jest to język, który wypiera mój język ojczysty – taka praca. Mieszkam w Polsce, mówię i myślę po angielsku.
Co Cię skłoniło do nauki języka wielkiego Szekspira? Goethe powiedział: Człowiek żyje tyle razy, ile zna języków. Znasz niemiecki, inne języki?
Od małego miałam ambicje, że jak mam coś poznać dogłębnie, to bez języka danej społeczności czy regionu, nie będzie to możliwe. Ile znam języków? Angielski (amerykański, brytyjski), rosyjski, hiszpański, a francuski i niemiecki pewnie wrócą po odświeżeniu. Dostrzegam podobieństwa między językami i z każdym kolejnym językiem świat otwiera się dla mnie jeszcze szerzej. Fascynuje mnie kultura, kuchnia, tradycje i historia ludzi z całego świata, a języki pozwalają mi na prowadzenie wspaniałych rozmów przy kawie i pomaganiu ludziom w odkryciu swojego potencjału.
Jak się uczy języka dzieci, jak dorosłych? Masz swój sposób, metodę, swoją wizję?
Mam swoją wizję i misję własnej firmy, dlatego zostałam w moim mieście rodzinnym i nie wróciłam do Stanów. Miałam tu pobyć przez chwilę, ale serce włożyłam w start-up, jakim jest ATE Biuro, czyli miejsce, gdzie uczę dzieci, młodzież i dorosłych. Wykorzystuję w pracy wiedzę psychologiczną, coaching i stawiam na komunikację. Korzystam z licencjonowanych kursów cieszących się popularnością na świecie, które już od pierwszego kontaktu z językiem sprawiają, że mówimy. Sama korzystam z tej metody, ucząc się kolejnych języków – jest fenomenalna! Przychodząc do mnie, przychodzisz do przyjaciółki – na kawę, na ciastko, na chwilę refleksji i rozmowy o życiu. Przyprowadzając do mnie dziecko, oddajesz je do świata zabawy, bo ja od dziecka uwielbiam gry i aktywności, które stymulują nasz mózg i pomagają wytworzyć endorfiny, dzięki którym przyjemne łączy się z pożytecznym.
Dzieci w Kid`s Academy, w Pułtusku… Opowiedz mi, jak je uczysz?
Z maluchami to dopiero jest zabawa. Korzystam z pomocy królika Alilo, który śpiewa i tańczy z nami. Uwielbiam patrzeć na uśmiech maluchów, więc zawsze jest miejsce na niespodziankę i coś, co ich zaskoczy. W domu mam jedno pomieszczenie przeznaczone na gry planszowe, materiały edukacyjne i wszystko to, co w pracy z najmłodszymi jest niezbędne. Łowiliśmy już rybki w stawie z polimerowymi kulkami, szukaliśmy zwierząt zagubionych na pustyni (w misce ryżu), karmiliśmy głodnego jednorożca, chodziliśmy po farmie i ogrodzie w poszukiwaniu ukrytych stworzeń, robiliśmy zupę w wielkim garnku i ubieraliśmy się na pokaz mody. Dużo też czytamy, bo jestem też przedstawicielem brytyjskiego wydawnictwa Usborne, które jest kopalnią pomysłów i książkową potęgą w edukacji dzieci dwujęzycznych.
Są ludzie niewyuczalni językowo? Przy okazji tego pytania: komu łatwiej uczyć się obcego języka, tu angielskiego, może mającym słuch absolutny?
Nasz umysł jest jak gąbka i jest w stanie wchłonąć wszystko. Zauważ Grażynko, jak szybko powtarzamy słowa piosenek usłyszane w radio w czasie wakacji czy slogany reklamowe. Podstawą w nauce czegokolwiek jest potęga naszej podświadomości, o której mówi Joseph Murphy: “Podświadomość akceptuje wszystko, co jej wpajasz i w co świadomie wierzysz”.
Na swojej drodze rozwoju osobistego spotykałam ludzi, którzy dzięki wizualizacji zmieniali życie. I tak jest też ze mną. Jeśli uwierzysz, to twój mózg poprowadzi cię we właściwym kierunku. Jeśli uwierzysz, że ci się nie uda, to twoja podświadomość będzie podkopywać kolejne próby nauki języka.
Był taki dziennikarz, pan Broniarek, to samouk językowy, znał wiele języków. Można się samemu nauczyć języka obcego? I co jest najprzydatniejsze w nauce języka prócz… nauczyciela?
Oczywiście, że można. Tak zaczęła się moja przygoda z hiszpańskim – filmy, pierwsze teksty, książki, słuchanie rozmów w restauracjach meksykańskich (i nie chodzi tu o podsłuchiwanie, bo na tamtym etapie nie rozumiałam ani słowa, ale ładnie mi to brzmiało). Nauczyciel pojawił się na mojej drodze znacznie później, bo czułam potrzebę strukturyzowania zdobywanej wiedzy. Czytałam kiedyś o człowieku, który zrewolucjonizował swoją dziedzinę, choć wszyscy przed nim ponosili porażkę. Dlaczego? Nikt mu nie powiedział, że to niewykonalne, więc przyszedł i zrobił ku zdziwieniu obserwujących. I zdziwił się, że oni nie zrobili tego wcześniej.
Akcent… Prawdą jest, że dzieci najłatwiej go przyswajają?
Dzieci przyswajają wszystko z łatwością, dopóki nie zostaną posadzone za karę do szkolnej ławki, gdzie nauka staje się przymusem. Różnica między polskim a amerykańskim systemem szkolnictwa jest taka, że nasz system jest przeładowany informacjami, sposób przekazywania wiedzy jest oparty na metodach, którymi uczono x lat temu i nie przynoszą efektów. Praca domowa w formie obejrzenia ulubionej bajki na Netflixie w języku angielskim, posłuchania piosenki na Tik Toku i opowiedzenia o tym na kolejnych zajęciach lub zapamiętaniu zwrotów, które nas zaciekawiły, sprawia, że przyswajanie języka obcego to naturalny proces. Języka angielskiego uczą w Polsce jak matematyki – jest wzór, pisz. Nie przypominam sobie, aby mama dawała mi wzory, gdy poznawałam swój język ojczysty – pokazywała mi przedmioty, powtarzała, uśmiechała się, ponownie powtarzała. W momencie, gdy otwieramy się na nowe dźwięki, język staje się melodią i tak go powinniśmy traktować – nasz mózg jest na tyle elastyczny, że sam się będzie przełączał między kodami językowymi. Potrafię tłumaczyć tekst z polskiego na angielski, jednocześnie słuchając hiszpańskiej piosenki w tle czy rosyjskich wiadomości. Wystarczy dać się oczarować melodią języka.
Twój uczeń, który został Ci w pamięci? Dlaczego on/oni?
Większość osób, z którymi zaczęłam współpracę ponad cztery lata temu trwa ze mną do tej pory – podróżują, zdają kolejne certyfikaty (bo nauka uzależnia), rozwijają się i bardzo często kończymy na sesjach coachingowych w języku angielskim. Nie są to kursy językowe; to spotkania przyjaciół, które mają nas umocnić i odkryć talenty, o których jeszcze nie wiemy – a to wszystko w języku obcym.
Mam jednego ucznia, który został mi w pamięci. Niewiele starszy ode mnie. Przyznał mi się po latach, że przed pierwszymi zajęciami musiał napić się whiskey, bo bał się wejść na zajęcia (haha). Obserwowałam jego walkę i na moich oczach zmienił życie. Życie go nie rozpieszczało, ale wiedział, że język pozwoli mu się uwolnić i rozwinąć skrzydła. Od tkwiącego przez dziesięć lat na niskim stanowisku chłopaka, którego życie osobiste też nie było usłane różami, doszedł do szczebla managera w międzynarodowej korporacji i ma u boku wspaniałą kobietę. A zaczęło się od kursu językowego, który już od początku ukierunkowany był na coaching i samorozwój, choć on nie wiedział, że prowadzę na nim pewnego rodzaju eksperyment. Wiedziałam, że uda mi się nakierować go na stopniowe wprowadzanie zmian, ale nie sądziłam, że trzy lata później będę go podziwiać i zostaniemy przyjaciółmi od niedzielnej kawy.
Aniu, opowiedz o wyjeździe do Ameryki. To pewnie była największa Twoja szkoła językowa…
Ameryka to był wielki spontan. Wróciłam z uczelni pewnego dnia i powiedziałam rodzicom –
“Wyjeżdżam do Nowego Jorku”. Popatrzyli na mnie z zaskoczeniem, bo tydzień wcześniej miałam plan budowania szkoły językowej. Pokiwali głowami, pomogli się spakować. I tak zaczęła się moja przygoda. Była to moja szkoła życia – przeprowadzałam się cztery razy, aż docelowo mieszkałam w willi z basenem z widokiem na ocean, gdzie rano podziwiałam pływające wieloryby. Myślę, że Bóg miał w tym swój duży udział – dostałam stypendia na kursy na Uniwersytecie Yale (czyli na uniwersytecie należącym do Ligi Bluszczowej – najstarsze, najbardziej prestiżowe uczelnie amerykańskie), Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, Uniwersytecie Michigan czy tym Nowojorskim “koło domu”. Postawiłam na coaching, ekonomię, leadership (kierowanie jednostkami i zespołami), cyberterroryzm, inwestowanie na giełdzie i wiele innych kursów. Czerpałam garściami z życia, aż dowiedziałam się, że muszę wracać, bo grupa ludzi z Pułtuska wykorzystała moje dane do wyłudzenia kredytów w bankach. I tak po raz kolejny zaczynałam od nowa, bo ktoś ukradł moją tożsamość. Sprawa zakończyła się dopiero rok temu.
Podróżujesz… Podróże kształcą językowo… Gdzie byłaś ostatnio?
Podróżuję. Dzięki temu oddycham. Pandemia z wiadomych względów ograniczyła przemieszczanie się, ale zwiedzałam lokalnie Polskę na rowerze i latałam motolotnią.
W Polsce odkryłam kilka pięknych zakątków. Byłam w Augustowie podziwiać jeziora, w Gdańsku zachwycić się morzem po raz kolejny, w Węgrowie i Siedlcach śladami polskich legend i słynnego maga Jana Twardowskiego, w Jeruzalu czyli serialowych Wilkowyjach, na Majdanku i w Lublinie odświeżyć wiedzę historyczną, a także w Krynicy Górskiej i na Jaworzynie Krynickiej, gdzie uciekałam ze stoku przed burzą z piorunami. W Europie tuż przed pandemią przejechałam Serbię, Macedonię i Grecję. Podziwiałam antyczną architekturę w Salonikach, byłam w miejscu, gdzie rozegrała się bitwa pod Termopilami, biegałam o poranku po plaży w Loutrakach, zajrzałam do kilku ciekawych miejsc w Atenach, odwiedziłam antyczny teatr Epidauros, wypiłam kawę w romantycznym miasteczku Nafplion, przepłynęłam Kanał Koryncki i dotarłam do Meteorów umieszczonych na skałach. Byłam też w Holandii, aby poznać artystyczny Amsterdam ze swoją innością i różnorodnością. Na Węgrzech odwiedziłam Budapeszt, który zaskoczył mnie iście tropikalnymi temperaturami latem, a także wspinałam się na Słowacji po łańcuchach i skałach w Słowackim Raju. Udało mi się też odwiedzić bliskich w USA – nawdychałam się pozytywnej energii na Long Beach, wciągnęłam trochę smakołyków, zaszalałam w sklepach na Manhattanie i pospacerowałam po ulubionych miejscach w Nowym Jorku, rozkoszując się musicalem na Broadwayu na zakończenie. Gdzie dalej? Czekam na wiosnę. Wiosną zawsze łatwiej zebrać myśli, marzyć i wizualizować nowe kierunki podróży.
Na koniec… Uczyć się gramatyki czy zwrotów? I proszę o kilka rad dla uczących się lub myślących o nauce języka angielskiego.
Potraktujcie naukę jak zabawę – zacznijcie od ulubionych seriali i stopniowo wyłączajcie napisy lub zatrzymujcie w trakcie. Wsłuchujcie się w piosenki. Angielski jest wszechobecny i poszerza horyzonty. Pomyślcie, że to narzędzie do lepszego życia, interesujących książek, wciągających filmów, rozmów z ludźmi z całego świata czy usunięcia ograniczeń z codzienności. Nauka języka wymaga determinacji i motywacji wewnętrznej. Nie można oddzielić gramatyki od zwrotów, czytania od pisania, słuchania od mówienia – każdy język to wypadkowa wszystkich elementów i tak go postrzegajmy. Powtarzajmy jeden zwrot z ulubionego serialu dziennie. Nauczmy się jednego zdania, które przyda się na wakacjach. Obserwujmy siebie – dostrzeżemy, która metoda jest dla nas skuteczna. Jedno zdanie zapamiętane dziennie, to 365 zdań w roku. A 365 zwrotów, to już swobodny wypad na wakacje i opuszczenie strefy komfortu. Najpierw praktyka, potem teoria 🙂
Anno, to ja Ci dziękuję za niezwykle ciekawą rozmowę. I mam dla Ciebie podarunek, Twój własny… wiersz – “pasjans”, soczysty, ba, strzelisty erotyk, “pasjans na białym prześcieradle”. Wciąż się zachwycam jego urodą.
Anna Tymińska
pasjans
ułóżmy miłosnego pasjansa
na białym prześcieradle
małżeńskiego łoża
potasujmy się z lewej do prawej
namiętnie spójrzmy
w swoje oczy
i nie myślmy
o prawidłowym ułożeniu ciał
motyle w brzuchu
obudźcie się z letargu
i kręćcie się jak liście
unoszone wiatrem
zazdrośnie patrzące na
miłosny akt
ja dla ciebie ty dla mnie
i nikt nie będzie miał asa w rękawie
wszystko po bożemu