Marek Saracyn profesorem!
2024-02-09 9:03:42
Felieton Wojciecha A. Dąbrowskiego.
Nie miałem przyjemności poznać pana profesora Marka Saracyna. Zaskoczony stąd byłem reakcją własną, na informację w Tygodniku Pułtuskim opublikowaną, o profesurze Markowi Saracynowi przez Prezydenta RP nadanej! Nieuprawniony, dziwnie dumny się poczułem, jak bym co najmniej ściągawki mu w podstawówce pisał albo w terapii izotopowej niszczące działanie energii promieniowania beta emitowanej przez izotop wspomagał! Nic z tych rzeczy! Duma moja płynie stąd, że utytułowany to pułtuszczanin, który kształcony w naszych szkołach był i synem Witolda jest.
Nie omieszkałem złożyć gratulacji dumnemu tacie, a wtedy już całkiem przy okazji, młodzieńcze reminiscencje powróciły, o pierwszym Witka i moim spotkaniu. A było to – uwaga, uwaga – pięćdziesiąt kilka lat temu, na boisku Szkoły Podstawowej nr 1, które wtedy, nie dacie wiary, dla wszystkich było dostępne! Ćwiczeniówka, bo tak ową podstawówkę nazywaliśmy, postrzegana wówczas była jako elitarna. Widać marnie rokowałem, ponieważ zapisano mnie do tzw. czwórki. Niepiśmienny wtedy byłem, więc na FB poskarżyć się nie mogłem, za to w nagrodę, los wspaniałą nauczycielką języka polskiego – panią Zawadzką – mnie obdarował!
Tak czy inaczej, czwórka od Zielonych Bloków daleko, jedynka blisko, więc cały wolny czas po jej boisku biegałem, a to za piłką, a to w zawodach przez Janusza Rejtnera organizowanych, ostatecznie, ćwicząc na tzw. drążkach w kącie boiska zainstalowanych! Wtedy jeszcze nie Witek, a pan Saracyn, na boisku z którąś z klas się zjawił, bo karierę jako nauczyciel WF zaczynał. Właściwie pewny jestem, że wyglądał wtedy trochę lepiej niż dziś. Ale mogłem też coś źle zapamiętać!
Szkoły podstawowe rywalizowały ze sobą w tzw. czwórboju, zawodach z wielką pompą na stadionie rozgrywanych. Podobnie było z rywalizacją drużyn szkolnych w piłkę ręczną grających. Wyniki były różne, ale emocje zawsze wielkie były! Te nie tylko młodzieży startującej się udzielały, ale też nauczycielom, za sport w szkołach odpowiedzialnych. W czwórce przeciwnikiem Witolda był Stanisław Piotrowski – równolatek – jednocześnie opiekun mojej klasy. Z czasem awansował i jako Kuratora Oświaty w Pułtusku mogłem go przez wiele długich lat z okna swojej kuchni podziwiać, jak z dokładnością co do sekundy, dzień przy dniu, dzielnie pokonuje schody do budynku kuratoriom wiodące!
Witold gruszek w popiele nie zasypywał, podobnie studia ukończył, dyrektorem jedynki został, odpowiedzialnych funkcji w mieście i powiecie pełniąc wiele, z wicestarostą włącznie. O mały włos burmistrzem miasta nie został – a szkoda, bo świetnie dałyby sobie z burmistrzowaniem radę!
W tym miejscu, muszę do profesora Marka Saracyna powrócić, ponieważ ów nie tylko naukowcem wybitnym jest, ale też pułkownikiem WP. Patrząc na wiek pułkownika antycypuję, że spokojnie, nie mniej wybitym, generałem zostanie. Czego mu życzę!
Tu też rodzi się pytanie o Honorowych Obywateli Miasta Pułtuska, których portrety patetycznie w ratuszu wiszą. Może już czas profesorski falsyfikat do piwnicy wstydliwie zanieść, miejsce dla oryginału pomału szykując!
Wojciech A. Dąbrowski