pultuszczak




I taka jestem jakaś spokojna w tym śnie

2017-09-13 9:47:50

Haneczce

Jakże ja lubię te pułtuskie, przypadkowe spotkania na naszych uliczkach. Nie dalej jak tydzień temu wpadłyśmy na sobie, my z Kościuszki, chociaż Hania z… Baltazara. Ale to jedno… plemię, jak mówi Andrzejek Grabowski. Hania de domo Wiśniewska, stryjeczna siostra innej Wiśniewskiej z domu, Danusi (dziś i od dawna Grabowskiej)… Obaj panowie Wiśniewscy prowadzili znaną kuźnię przy Kościuszki, tuż przy moim domku, a tak naprawdę przy domu pani Czulińskiej. Panowie byli pracowici, ciągle w ruchu, a z kuźni wydobywał się przyjemny dla mnie zapach PODPALANYCH końskich kopyt.

Jeszcze mam w pamięci obrazek z tej kuźni… Pan Wiśniewski trzyma w ręku końskie kopyto, drugą ręką przytrzymuje podkowę, wbija w nią gwóźdź, ufnal. Ufnal przebija kopyto, wychodzi bokiem, a pan kowal ścina jego nadmiar jakimś tam narzędziem… Robi to szybko, starannie i jakby bez wysiłku, ot tak – bułka z masłem… Kuźnia stała przy ulicznym kranie, skąd braliśmy wodę. Raz, w bardzo wietrzny dzień, silny powiew chciał mnie porwać spod tegoż kranu, który, wydaje mi się, stał na podniesieniu. Gdybym się go nie ucapiła, poszybowałabym w powietrzu, taka byłam… suchotnica. Wówczas chudych nie nazywano anorektyczkami…
No i tak wpadłyśmy na siebie z Hanią w ubiegły piątek. Ucałowałyśmy się, Hanka zdążyła powiedzieć, że jeszcze nie czytała najnowszego felietonu o Kościuszki w TYGODNIKU… Ja rzuciłam, że teraz będzie o drugim wygonie i tyle się widziałyśmy…

Właśnie drugi wygon, ten był Hanny i Danusi. To one mieszkały przy nim, jak my przy pierwszym: Ania Własiuk, Ela Sobieraj, Ewa Janczak i jej siostra Magda, Bogdan Sadowski, bracia Polewaczowie, ja, a po drugiej stronie ulicy Basia Jakubowska…

Pierwszy wygon, co tu ukrywać, był piękniejszy od drugiego. Drugi miał tę zaletę, że był bliższy łąkom, które kochałam nadzwyczaj. Te pachnące trawy, te zioła, te łąkowe kwiaty, a po drugiej stronie dróżki śliwki lubaszki, mocno kwaśne jabłka…

Nasz wygon przywodzi mi na myśl wąwozy kazimierskie. Cudne. Pokochałam je przez miłość do pierwszego wygonu. Nasz wygon był zielonym tunelem. Po jednej stronie, po lewej, rosły bzy i jaśminy, śnieguliczki, po drugiej, na wysokim wzgórzu, rosły świerki i drzewa liściaste, chyba również leszczyna… Drugi wygon był raczej ocieniony z prawej strony. Przy jego końcu, dostojnie, stał drewniany krzyż otoczony płotkiem. Babcia mi powiedziała, kiedy jeszcze nie umiałam czytać, że postawiony został dla odpędzenie cholery z miasta. Tak mi się wydaje… Mniej więcej naprzeciwko tego majestatycznego krzyża mieszkały panny Wiśniewskie.

Wygonowe kocie łby były różne, nasze takie bardziej widoczne, ale drugi wygon był szerszy. I jakiś jaśniejszy, mniej tajemniczy, mniej wesoły zimą. A może mnie się tylko zdawało? Przecież nie bywałam zimą na drugim wygonie, miałam swój i to pod nosem.

Dość było wyjrzeć dziurką wychuchaną w zamarzniętym oknie, by kątem oka zerkać na kolejkę dzieci z sankami do zjazdu. Gdyby nasz domek miał okno w szczycie, nie cierpiałabym z powodu nieobecności na wygonie. Angina za anginą byłaby mniej straszna…

W snach patrzę przez to SZCZYTOWE okno, którego nie było, na naszą ulicę, na dom, w którym mieszkał dr Jankowski podążający bryczką do zakaźniaka, na daleką Kościuszki. Jest jasno, słońce na niebie, a niebo niebieskie, bławatne, jak mówiła babcia. I taka jakaś jestem spokojna w tym śnie…
GRAŻA
Zdjęcie: Dziś KUŹNIA kojarzy się z tą w Pniewie, przy Kuźni Kurpiowskiej

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *