H jak HOBBY, czyli mam coś!!!
2017-01-20 10:05:06
Nie można zbierać wszystkiego, bo jeśli tak, to mamy do czynienia z patologicznym zbieractwem, czyli z zespołem Diogenesa
Pięknie brzmi, ale broń nas Boże, wszak ów zespół związany jest z nerwicą natręctw. (Pamiętacie siedlisko przy ciechanowskiej szosie?).
Hobby to pasja. Konik. Służy relaksacji, także zdobywaniu wiedzy w danej dziedzinie. Pożyteczne? Ano! No i ta przyjemność, bo to główny cel pasji… Rodzajów pasji jest mnóstwo. Od malarstwa, rysunku, gry na instrumencie, tańca, czytania książek, łowienia ryb, śpiewu, robótek ręcznych, majsterkowania, sportu, itd., itp. Ale mi nie o to biega. Nic z tych rzeczy – mnie chodzi o ścisłe kolekcjonerstwo.
Mnie chodzi o… obrączki/ pierścienie na serwetki. Dziwne? Zapewniam, że nie najdziwniejsze. Bo jak się ma zbieranie obrączek serwetkowych do kolekcjonowania: liczydeł, paprochów z pępka, torebek samolotowych na – pardon – rzygi, syrenich ogonów (gadżety), desek klozetowych, starych odrzwi, penisów zwierzęcych, a nawet rzeczy po mordercach? Uff!
Te moje pierścienie… Zbieram je stosunkowo od niedawna, ale tylko te, które mi się podobają, żadnego badziewia, kiczu w sensie obrączka wysadzana sztucznymi perłami bijącymi MARTWYM blaskiem po oczach czy druciana sprężynka z motylkiem ze sztucznego tworzywa.
Moje pierścienie są wysmakowane. Same w sobie są małymi dziełkami sztuki. Mogą zdobić nie tylko stół. Są wykonane ze szlachetnych materiałów, więc z lanego szkła (Vileroy &Boch), kryształu, metalu i porcelany (Bavaria). Mają różne kształty – głowa renifera, malowane w kwiaty grube obrączki – korespondujące z motywami z zastawy stołowej w kolorze niebieskim (fajanse z Delft) lub w brudnym różu (porcelana angielska)… Moja królowa pierścieni to pokaźny ptak na gałązce na obejmie. Dzieło sygnowane. Zupełnie białe. Jak kultowa Biała Maria.
Niespieszna jestem w swojej kolekcji, bo i pierścieni nie znajduje się codziennie i co miesiąc. Szukam ich w starociach, znajduję w sklepach z drugiej ręki – K&M TEXTILE, więc przy Traugutta i przy schodach ze Skarpy. Miło się tam grzebie i znajduje cudeńka. Ale… Na pewno nigdy nie dorobię się kolekcji tak olbrzymiej jak lalkowa Marylki K. czy perfumeryjna jak Gosi D. Albo koronkowej – kołnierzyki mojej dobrej znajomej.
Na razie moja kolekcja BIBLII (w rożnych językach świata; także KORANU, jeden z egzemplarzy, maleńkich rozmiarów, w czarnej skórze, wytłaczanej – z second handu przy Daszyńskiego) jest większa. A trafić BIBLIĘ czy KORAN, to jak ślepej kurze znaleźć ziarno. Część eksponatów zawdzięczam Romkowi Mieleszczukowi, marynarzowi z Pułtuska, za co mu – tutaj – dzięki. Ale… Zapomniałam o torebkach, wszelkiej wielkości i przydatności. Powiem nieskromnie, zachwycających.
A że w Pułtusku i wokół niego miejsc ze starociami i sklepów z drugiej ręki zatrzęsienie, ponadto wyjeżdżacie na łowy do ościennych miast, więc szukajcie, na duchu nie upadajcie.