Coraz więcej przeciwników
2015-09-30 10:24:14
Kiedy w życie wchodziły nowe przepisy zakazujące sprzedaży śmieciowego jedzenia w sklepikach szkolnych, na tygodnikowym facebooku rozgorzała zainicjowana przez nas dyskusja
Wtedy większość wypowiadała się pozytywnie o takim pomyśle na propagowanie zdrowego stylu życia w szkołach. Bo gdzie jak nie tam dzieci mają się uczyć dobrych nawyków. Pojawiały się oczywiście też głosy przeciw, w interesie szkolnych sklepikarzy, a także wątpiących, czy dzieci zmienią swoje przyzwyczajenia przez to, że nie kupią słodyczy w szkolnym sklepiku. Przecież mogą je zabrać z domu, albo zaopatrzyć się po drodze do szkoły! Dość absurdalne wydaje się także wprowadzanie takich zakazów w szkołach ponagimnazjalnych. Marta napisała na naszym facebooku: najzabawniejsze, że to odnosi się również do szkół średnich. Będąc w 1 kl. liceum można WZIĄĆ ŚLUB (16 lat), a w maturalnej prowadzić samochód, pić, palić, glosować w wyborach, ale batoników jeść nie można.
Z kolei Robert skomentował wprowadzone przepisy w bardziej dosadny sposób:
banda urzędniczych darmozjadów próbując udowodnić sens istnienia iswoich stanowisk zafundowała nam nie pierwszy z resztą raz żałosną rozrywkę, chociaż nie wiem czy płakać czy się śmiać.
Jedno jest pewne, nowe przepisy dotyczące żywienia w szkołach od samego początku budzą wiele emocji. Ogłaszane z dumą przez Rząd, miały być krokiem naprzód w walce z otyłością dzieci. Nie minął jednak miesiąc od rozpoczęcia roku szkolnego, a nowa ustawa zyskała więcej przeciwników niż zwolenników. Głosy niezadowolenia płyną nie tylko od sklepikarzy z całej Polski, których działaność przestała być opłacalna, ale także od rodziców, nauczycieli i dzieci. Jak jednak sytuacja wygląda w naszym mieście?
Najwięcej obaw mają pułtuscy sklepikarze. Na razie obejmuje ich trzymiesięczny okres ochronny, w ciągu którego muszą dostosować sprzedawane produkty do wymogów nowego prawa. Później mają zacząć się kontrole.
– Nie wiem, co będzie za trzy miesiące, czy uda mi się znaleźć dostawcę, który spełni wszystkie wymagania i czy nie będę musiał zamknąć interesu – żali się jeden ze sprzedawców z pułtuskiego gimnazjum. – W dużych miastach na pewno jest łatwiej, tutaj wybór mamy ograniczony. Tym bardziej, że te najpopularniejsze wśród dzieci produkty będą musiały być wycofane. Pracuję tutaj od lat i nie wydaje mi się, że trułem dzieci niezdrową żywnością, chociaż teraz, dzięki nowej ustawie, tak to wygląda.
Sytuacji nie studzą także przesyłane do szkół oferty dostawców ze zdrową żywnością.
– My sklepikarze, do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, jak dokładnie będą wyglądać nowe przepisy, mimo wszystko znalazły się firmy, które były na to przygotowane w każdym calu. Dla mnie nie jest to przypadek, ktoś chce pozbawić nas pracy!
Trochę inaczej sytuacja przedstawia się w szkołach ponadgimnazjalnych.
– Uczniowie sami wiedzą, że zdrowa żywność jest dla nich lepsza i z chęcią sięgają po kanapki zamiast fast foodów- opowiada jedna z pań pracujących w sklepiku. – Gorzej jest, gdy licealiści mają po 9 godzin dziennie i kończą zajęcia po 16, wtedy sama bułka to za mało. Myślę jednak, że i na to można znaleźć rozwiązanie. Wystarczy samemu przygotować zapiekankę z ciemnego pieczywa i dodać zdrowe, sprawdzone składniki. Sałatki jako przekąski też są powoli wprowadzane i starsi uczniowie przyjmują je z entuzjazmem. Większość dba o dobra formę i zgrabną sylwetkę, więc nie trzeba ich zachęcać do zdrowego jedzenia.
Największy problem mają szkoły, w których funkcjonują stołówki. Co prawda w niektórych placówkach odbyły się już szkolenia z dietetykami, jednak cały czas brakuje sensownych rozwiązań. Trudnością nie jest gotowanie zgodnie z nowymi zaleceniami, lecz to, aby dzieci nie oddawały pełnych talerzy i nie były głodne na lekcjach. Niektóre składniki można zastąpić zdrowszymi odpowiednikami, na przykład cukier miodem, ale kto poniesie za to koszty?
Ustawa żywieniowa budzi wiele wątpliwości. Każdy uczeń, w drodze do szkoły, będzie mógł znaleźć chipsy lub napoje gazowane w pobliskich sklepach. Na ulicach już możemy spotkać plakaty z hasłami “Tego nie znajdziesz w szkolnym sklepiku” zachęcające dzieci do kupna ulubionych produktów. Dotarły do nas również pogłoski, że w niektórych szkołach zaczął rozwijać się “czarny handel” słodkimi bułkami, colą lub batonami…
Zdrowa żywność w sklepikach to najlepszy sposób w walce z otyłością. To właśnie w szkole dzieci powinny uczyć się, jak jedzenie wpływa na ich zdrowie i nabywać dobre nawyki. Niestety, zabrakło dialogu między władzami a placówkami oświatowymi i rodzicami. A szkoda, bo ustawa wprowadzana stopniowo, za porozumieniem wszystkich stron, mogłaby okazać się prawdziwym sukcesem. Miejmy nadzieję, że wkrótce odnaleziony zostanie “złoty środek” i reforma, z biegiem czasu, przyniesie zamierzone efekty.