Chcę ostrzec innych
2018-08-17 12:18:02
Ludzie listy piszą
Piszę do Redakcji Tygodnika Pułtuskiego, by opowiedzieć swoją historię i ostrzec inne osoby, by nie dały się oszukać i upodlić tak jak ja.
Przez to, że miałam dobre serce i chciałam pomóc człowiekowi, który podobno miał powołanie i chciał zostać księdzem, zostałam z długami i bez mieszkania. Wszystko zaczęło się gdy młody chłopak zaczął przychodzić na modlitewne spotkania grup działających przy pułtuskiej parafii. Modlił się i śpiewał razem z nami, wydawał się bardzo wierzącym, prawdomównym i spokojnym człowiekiem. Twierdził, że ma kłopoty z rodziną, że nie ma za co żyć. Zaczęłam pomagać mu finansowo, kupować ubrania, laptop, telefon. Brał ode mnie gotówkę na bieżące potrzeby, przychodził do mnie na obiady, opłacałam mu wycieczki i pielgrzymki, brałam pożyczki na spłatę jego kar sądowych, mandatów, kredytów.
Jestem wdową, nie mam dzieci i traktowałam go jak syna. Chciałam mu pomóc w realizacji planów bo cały czas mówił, że ma powołanie do kapłaństwa i pójdzie do seminarium. Opowiadał też, że jest lekarzem, że ma takie wykształcenie, a rodzina się od niego odwróciła. Wiem, że byłam bardzo naiwna, ale wierzę w uczciwość ludzi, tak zostałam wychowana, a on jest bardzo dobrym manipulantem, który potrafił przekonać nie tylko mnie, ale z tego co wiem, również inne osoby, które pomagały mu w ten czy inny sposób.
Nie przestałam mu wierzyć nawet wtedy, gdy poszedł do więzienia. Jak się potem dowiedziałam, uzyskując wyrok sądu, siedział tam za pospolite oszustwo kobiety w Makowie Mazowieckim, które udało się udowodnić. Wyłudził pieniądze podobnie jak ode mnie, a twierdził że pokutuje za błędy brata, bo wyszły jakieś oszustwa podatkowe i on był w to nieświadomie zamieszany. Woziłam mu paczki do więzienia i wysyłałam pieniądze, na co mam dowody w postaci przekazów.
Potem dowiedziałam się że ten oszust nie zamierza być księdzem, jest osobą zdeprawowaną, o wątpliwej moralności, dwulicową. Groził, że mnie zabije, poniżał mnie i wyzywał, a wśród moich znajomych robił ze mnie wariatkę.
Sama zaczęłam mieć kłopoty finansowe, mimo że całe życie ciężko pracowałam i razem z mężem, który zmarł kilka lat temu, żyło nam się bardzo dobrze. Jestem osobą oszczędną i odkładałam pieniądze, pomagając jeszcze rodzinie. Przez toksyczną znajomość z tym młodym oszustem, z którym zaznaczam nie łączyły mnie żadne relacje intymne, jak to niektórzy podejrzewają, straciłam wszystko. Wyłudził ode mnie kwotę ok. 160 tysięcy, którą obiecał oddać jak sprzeda ziemię, którą rzekomo otrzyma w spadku. Gdy domagałam się zwrotu długu, przyniósł mi 160 zł twierdząc że tylko tyle ma.
Musiałam sprzedać mieszkanie, żeby spłacić długi. Obecnie mieszkam w wynajętym. To nie koniec moich kłopotów. W związku z tym że nie mam wystarczających dowodów na tego oszusta, gdy dopominałam się zwrotu długu i publicznie na ulicy ścigałam go, oskarżył mnie o nękanie i teraz czekają mnie jeszcze sprawy w sądzie. Tak to już jest w naszym kraju, że przestępca ma większe prawa niż ofiara.
Przez całe życie pracowałam, żyłam z ludźmi. Jestem osobą głęboko wierzącą i nikomu nie robiłam krzywdy, wręcz przeciwnie. Miałam przekonanie, że jeśli się pomaga ludziom, okazuje serce, oni odpłacają tym samym. Niestety, strasznie się pomyliłam, bo po tej historii wielu ludzi, którzy biegają do kościoła i dumnie nazywają się chrześcijanami, odwróciło się ode mnie, odmawiając pomocy. Zostałam uznana za wariatkę prześladującą niewinnego człowieka, a przecież nie tylko mnie opowiadał nieprawdziwe historie, nie tylko mnie oszukał.
Dlatego też apeluję do ludzi starszych, samotnych, wszystkich którzy chcą bezinteresownie pomagać. Najpierw sprawdźcie czy jest to osoba mówiąca prawdę i godna zaufania. Niech moja historia będzie przestrogą dla innych, bo ja wiem że już nie odzyskam utraconych pieniędzy i jeszcze będę tłumaczyć się w sądzie.
Kinga Dylewska
ODPOWIEDŹ NA LIST KINGI DYLEWSKIEJ
DROGA REDAKCJO!
Piszę do Państwa w odpowiedzi na list pani Kingi Dylewskiej, który ukazał się w poprzednim numerze Tygodnia Pułtuskiego. Chciałbym odnieść się do postawionych w nim zarzutów i pokazać trochę inne oblicze Pani Kingi Dylewskiej. Prawdą jest to, iż Pani Kinga pomagała mi finansowo, ale to była dobrowolna pomoc z jej strony. Ja jej do niczego nie zmuszałem, a wręcz niekiedy odmawiałem pomocy. Ja nie zmuszałem jej do niczego, to Pani Kinga wpadła na dziwne pomysły co do zakupów. Często było tak, iż nie chciałem czegoś od niej, a ona na siłę przynosiła mi to do domu. Odnosiłem jej to do domu, to krzyczała i wpadała w histerię z tego powodu, że nie chce od niej pomocy. Po prostu chciała czuć się potrzebna.
Co do pomocy finansowej, wszystko zostało uregulowane przeze mnie. Dowodami są przelewy na konto Pani Kingi oraz filmiki, gdzie otrzymała pieniądze, które redakcja otrzymała wraz z nagraniami rozmów telefonicznych, w których jestem obrażany wyzwiskami przez panią Kingę. Te rzeczy, które otrzymałem zwróciłem jej, ale odniosła mi je z powrotem. Kiedy Pani Kinga uświadomiła sobie, że nie pozwolę ingerować w swoje życie, postanowiła się zemścić, zgłaszając sprawę do prokuratury, którą umorzono z braku dowód przeciwko mojej osobie.
Proszę Państwa, Pani Kinga przedstawia się jako osoba moralnie nienaganna, a prawda jest inna, gdyż już od roku nęka mnie i moja rodzinę. Pani Kinga wydzwaniała do mnie z wyzwiskami o różnych porach dnia i nocy, wyzywa mnie, wymyśla niestworzone historie na mój temat, wystaje pod moim domem, zaczepia, przychodzi do pracy, gdzie wszczyna karczemne awantury. Z dwóch prac zwolniłem się przez to, że wstydziłem się tego, co Pani Kinga wyprawia.
Słyszałem też, że jestem nie jedyną osobą, która jest nękana przez ową Panią, dlatego toczą się postępowania w prokuraturze i w sądzie przeciwko tej pani, więc niech Pani Kinga nie robi z siebie świętej.
Na koniec chcę powiedzieć, że nie chcę z nią mieć nic wspólnego i niech się nie zbliża do mnie i do mojej rodziny i niech przestanie rozpowszechniać te bzdury, gdyż czekają ją poważne konsekwencje prawne. Ja nie mam nic sobie do zarzucenia, jedynie to, iż mogłem od samego początku nie pozwolić ingerować pani Kindze w moje życie. Apeluję, aby zmieniła swoje postępowanie.
czytelnik K. (dane znane redakcji)
2 komentarze
Po prostu – brak słów !!!
Panie K! Moją mamę ( lat 75) też Pan chciał zbałamucić. Opowiedziała mi wszystko. Z jej relacji wynika,iż zaczepił ją Pan, chciał się umówić na randkę , pytał, czy sama mieszka.Na koniec powiedział Pan jej , że podjedzie po nią mercedesem i ona nie pożałuje. Dzięki Bogu mama mieszka z mężem i nie udało się.