ACH, TAK TU TERAZ CICHO I GŁUCHO
2020-12-09 1:42:55
Z Adrianą Marią Machnacz, restauratorką, właścicielką gospody MŁYN GĄSIOROWO w powiecie pułtuskim, rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska
Adriano, proszę, zorientuj naszych czytelników w specyfice Waszej firmy.
Młyn Gąsiorowo to dawna zagroda młynarska (z autentyczną, ponad stuletnią historią), którą odbudowaliśmy, rozbudowaliśmy i dostosowaliśmy do potrzeb prowadzenia działalności w szeroko pojętej turystyce. Mamy tu GOSPODĘ urządzoną w dawnej wozowni, dom gościnny z pokojami dla 48 osób, klimatyczną salę na wesela i uroczystości rodzinne, wielki atestowany plac zabaw, ścieżkę edukacyjną, zagrodę ze zwierzakami… Oj, duży to teren i dużo pracy każdego dnia! Najważniejsza jest u nas kuchnia i turystyka szkolna. To autokary z wycieczkami szkolnymi robią u nas piękny hałas i dodają miejscu pięknej energii. To prześliczne wesela i rozbawieni weselnicy dodają tu dobrych wibracji. Ach, tak tu teraz cicho i głucho…
Jaka jest różnica w kondycji MŁYNU między wiosennym rzutem koronawirusa a obecnym, jesiennym. Na czym ona polega?
Różnica polega na tym, że wiosną zadziało się tak pierwszy raz i kompletnie nie wiedziałam, co robić. Wszystko nad czym pracowałam przez tyle lat, wszystkie inwestycje, pomysły i kreacje – nagle straciły pewność bytu. Czułam, jak te solidne fundamenty, które przez tyle lat umacniałam, nagle kruszą się, a ziemia osuwa mi się spod nóg. Grażyna, było bardzo ciężko. Nic nie było pewne: czy będzie pomoc? Jaka będzie pomoc? Co z moimi ludźmi? Co ze mną i moim mężem? Co z tym wirusem, o którym tak mało było wiadomo? Osiągnęłam wtedy totalny dołek, to cud, że się z niego wygrzebałam. Na warsztaty wielkanocne mieliśmy rezerwacje ponad 40 grup autokarowych, nie wspomnę o wszystkich chrzcinach, urodzinach… I codzienne telefony z rezygnacjami. Trudno było to podźwignąć. Po Wielkanocy było ciut łatwiej, chociaż patrzenie na tak bardzo puste Gąsiorowo było bardzo dołujące.
Teraz jest chyba nieco łatwiej, bo zamknięto mi Gąsiorowo po raz drugi w ciągu jednego roku i zwyczajnie nie jestem zszokowana. Nie mam już sił denerwować się i płakać, staram się z pokorą i spokojem przyjmować to, co przynosi mi los. Gdzieś tam pojawia się bunt, bo nie godzę się ze wszystkimi środkami zapobiegawczymi wprowadzanymi przez rząd. Cóż jednak mogę zrobić? Mogę robić tylko swoje – tylko to, co teraz mogę robić.
Znam Cię jako kobietę wręcz nieziszczalną, kreatywną, zapobiegliwą, ba, bojową. Dziś, w pandemii, jak jest Twoja kondycja psychiczna. Przy okazji, trudy Cię inspirują, czy powodują przysłowiowe opadanie rąk?
Ręce opadły mi już wiosną, na szczęście mam jeszcze skrzydła! A jak mi skrzydła odpadną, wsiądę na miotłę! Haha! Co tu dużo mówić, wrodzona pogoda ducha, którą mam po mamie, trzyma mnie przy życiu i popycha do działania. Nie ukrywam jednak, że każdy mój dzień wypełniony jest stresem po brzegi. Patrzę na puste Gąsiorowo, myślę o moich ludziach i knuję co byśmy mogli jeszcze robić, by się utrzymać i przetrwać do wiosny. Bez turystyki szkolnej i działającej restauracji jest cholernie trudno. No ale walczymy! Boso, ale w ostrogach – cytując tytuł książki mistrza Grzesiuka.
Wiem, że jesteś obecna ze swoją działalnością w mediach społecznościowych, wiem, że zabiegasz o reklamę. Powiedz o tych działaniach…
Nasze konto na Facebooku to świetna platforma do publikowania informacji na temat naszej oferty i nowości. Mamy wielu aktywnych fanów, którzy sami z siebie udostępniają nasze posty. My zaś udostępniamy je również na grupach facebookowych pułtuskich i w ten oto sposób docieramy do dużej ilości osób potencjalnie zainteresowanych naszymi produktami. Robimy też filmiki, jeden nawet powstał taki z przymrużeniem oka – nosi tytuł “Jak Adriana, gąsiorowski kwiat, wysyłała pierwsze korytko w świat.” Zapraszam na nasz fanpage!
No, Ty naprawdę jako ten kwiat gąsiorowski, CHABER, powiedzmy… Ale, ale mówi się, że umiesz liczyć, licz na siebie. To myślenie o sobie, w pandemii, mało co daje. Jak myślisz, kto może Wam, restauratorom, pomóc? Od kogo oczekujesz pomocy? Czy doświadczyłaś jej w okresie pierwszego rzutu koronawirusa? Czy ona w ogóle jest? Była?
Oczekuję pomocy przede wszystkim od rządu, który pozbawił mnie możliwości zarobkowania. Liczę na sprawiedliwą i szybką pomoc. Tak, tak, umiesz liczyć – licz na siebie, ale w sytuacji gdy mamy największy kryzys od czasów II wojny światowej, nie mam oporów, by mówić głośno, że realnej pomocy potrzebujemy; realnych pieniędzy na comiesięczne zobowiązania takie jak ZUS, prąd, gaz, leasingi, kredyt firmowy, wywóz śmieci, itd. Itp.
Zarówno w czasie wiosennego lockdown`u gastronomii jak i teraz, wiele osób okazało nam solidarność i pomoc. Mam tu na myśli osoby prywatne, jak i pracowników instytucji samorządowych, grupy towarzyskie, np. zaprzyjaźniony klub motocyklowy… Zamawiali obiady z odbiorem osobistym, zamawiali cateringi na Wielkanoc, często klepnęli w ramie mówiąc: “Głowa do góry, Ada”, “Wszystko będzie dobrze”. To było i jest mi bardzo potrzebne.
Czy lokalsi mogą pomóc gastronomom – władze samorządowe i my, zjadacze chleba?
Tak, można nam pomóc zamawiając obiady z odbiorem osobistym (lub z dostawą przy większym zamówieniu), zamawiając na spotkania rodzinne nasze “Korytko mięsne” i inne potrawy w usłudze cateringowej. Można nam pomóc kupując rękodzieło, zamawiając paczki prezentowe dla pracowników urzędów, firm, czy nawet dla dzieci. Można nam też pomóc lajkując i udostępniając nasze posty.
Idą święta bożonarodzeniowe. Wasze oferty? Wasze smakołyki kulinarne są dowożone do zamawiających. Powiedz, jakie? Ta oferta na wynos to nie tylko obiady weekendowe, ale też potrawy ZASŁOIKOWANE. Co się kryje w tych słoikach? A oferta cateringowa, aktualna?
Na Boże Narodzenie mamy już gotową ofertę cateringową, jest na naszej stronie www oraz na Facebooku. Jesteśmy w Sieci Dziedzictwa Kulinarnego Mazowsza, gotujemy z wykorzystaniem lokalnych produktów i receptur. A zresztą… kto u nas jada, ten wie! W ofercie świątecznej nie brakuje uszek pierogów, prawdziwej grzybowej, wielu potraw rybnych i wszelkich pyszności kojarzących się z Wigilią i ŚWIĘTAMI. Swojskie wędliny, przepyszna kiełbasa, pasztety… raj dla podniebienie. No i ciasta, dla tych co bez słodkości nie świętują. Mamy w sprzedaży rękodzieło świąteczne, robimy paczki prezentowe z naszymi konfiturami i stroikami.
A potrawy zasłoikowane to zupełnie inna historia.
Właśnie, na Twoim FB znajduję jakieś oferty spod znaku SWOJSKO. Zorientuj nas w tej kwestii.
No właśnie, nasz nowy pomysł, który będziemy rozwijać: Swojsko! Są to produkty i potrawy w słoikach, które można zabrać do domu i zjeść od razu lub za 2 tygodnie. Robimy zakwas buraczany – tak ważny dla odporności w czasach pandemii, zakwas na żurek, bigos długo gotowany, gulasze mięsne i wegetariańskie, pasztety i smalczyki – również z opcją dla wegetarian! Dodatkowo, a może przede wszystkim: nasze wędzonki i pieczyste! Kiełbasa naszej roboty jest absolutnym hitem i ma już wielu wiernych fanów.
Ślinka cieknie, a muszę pytać dalej… Gdybyś była premierem kraju, jakie środki byś podjęła w obecnej sytuacji dla ratowania gastronomii?
Chyba nie mam wystarczających kompetencji, by móc się wypowiedzieć konstruktywnie na ten temat. Wiem jednak, że nie wrzucałabym wszystkich obiektów gastronomicznych do jednego worka i nie zamykałabym wszystkiego “jak leci”. Co innego restauracja w na Starym Mieście w Warszawie z miejscami dla 300 osób, a co innego mała gospoda na wsi z miejscami dla osób trzydziestu z dużą salą i dużym przylegającym terenem. Co innego wesela na 500 osób, a co innego kameralne przyjęcia rodzinne dla osób dwudziestu. Mogłabym tak mnożyć porównania. Wciąż zachodzę w głowę, że w hipermarketach budowlanych stoją wielkie kolejki, sklepy są przepełnione ludźmi i tam nie ma zagrożenia, a w mojej gospodzie na wsi jest. W pułtuskich marketach spożywczych też wolna amerykanka, ludzie niemal dosłownie wchodzą sobie na plecy stojąc w kolejkach, no ale to u mnie na wsi jest niebezpiecznie. To jest niesprawiedliwość, która szczególnie mnie boli i gdybym była premierem, dążyłabym, by tych niesprawiedliwości nie było. A co do reszty możliwych działań – jak mówiłam wcześniej, nie mam kompetencji, by zabierać publicznie głos.
Wasi pracownicy to kucharze, ale nie tylko… Co z nimi?
Na ten moment wszyscy pracujemy i nikt nie stracił pracy! Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Na koniec, powiedz o smakach korytka, które, pierwsze, już wyekspediowałaś w świat. Przy okazji, o własnej wędzarni, bo zapewne w korytku miałaś również wędzonki.
Korytko to idealny pomysł na rodzinne uroczystości, które teraz wszystkie odbywają się w domach. Jest to piękne, drewniane korytko wypełnione po brzegi pysznościami. Znajdziesz tam golonki pieczone w miodzie i piwie, duże schabowe z kostką, całego kurczaka pieczonego, szaszłyki wieprzowe i sznycelki drobiowe. Wszystko dowozimy gorące, w specjalnych pudłach termicznych, więc po dostawie wystarczy tylko wyjąć korytko i postawić na stół – od razu można biesiadować! Dodatki to dwa chleby nadziane zasmażaną kapustą i świeże surówki. W ubiegłą sobotę rozwoziliśmy pierwsze korytka do Pułtuska i Nasielska. Ta nowość w naszych stronach została wspaniale przyjęta i nasze korytka zostały wychwalone w internetach! Wędzonki sprzedajemy osobno, również można je zamówić z dostawą przy okazji zamawiania korytka na swoją domówkę.
Matko, ja śnię? Ale pytam dalej: na co czekasz, Adriano?
Grażynko, czekam na powrót normalności. Czekam na koniec pandemii, powrót dzieci do szkół, otwarcie restauracji i hoteli. Czekam na powrót turystyki autokarowej, na wesela i imprezy rodzinne, na naszą GOSPODĘ pełną GOŚCI. Czekam na czas, kiedy będziemy mogły się przywitać z serdecznym uściskiem, usiąść przy stole pełnym pyszności, zjeść i wypić co nieco i tak po prostu normalnie pogadać!
Oj, czekam i ja!