pultuszczak




TAK SIĘ UŁOŻYŁO, ŻE TO SIĘ NIE WYDARZYŁO

2023-12-07 11:05:40

Producentka filmowa. Absolwentka pułtuskich szkół. Też wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie i Podyplomowych Studiów Zarządzania Kulturą. W branży filmowej od 2008 roku. Córka znanych w mieście stomatologów. Maria Gołoś. Dla wielu pułtuszczan po prostu Marysia. Piękna osobowość
Spotkanie z Marią w Pułtuskiej Bibliotece Publicznej im. Joachima Lelewela przywiodło do KSIĄŻNICY moc pułtuszczan. Wszyscy jej byliśmy ciekawi. Tego, co będzie mówiła, i tego jak wygląda. A Marysia? Przyszła z mamą Zdzisławą. Mama zasiadła w pierwszym rzędzie, uśmiechnięta. Maria przy stoliku – gościni honorowa, ale jak dziewczyna z sąsiedztwa, bez pozy, że zjechała z samej stolicy, z reżysersko-aktorskiego światka; swojska i bez śladu sodówki w mądrej głowie. Pięknie towarzyszył jej w rozmowie Szymon Wotawa. Doskonały to był duet.

– Gościmy dziś niezwykłą osobę – zapowiedziała Marię dyrektor Bożena Potyraj. – Jesteśmy z niej bardzo bardzo dumni. Na co Maria: – Jestem zaszczycona i ogromnie wzruszona, prawie się popłakałam. Bardzo dziękuję za zaproszenie.

Pierwsze pytanie prowadzącego? – Mario, jak wyglądała twoja droga edukacyjna, zawodowa w stronę produkcji filmowej?

Tak naprawdę to chyba powinnam zostać dentystką, ale jakoś tak się ułożyło, że to się nie wydarzyło, przepraszam, mama. Skończyłam WIEDZĘ O TEATRZE, tak że moje losy były raczej związane z humanistyką. Też w naszym pułtuskim liceum byłam w klasie o profilu humanistycznym – tak, że moje zainteresowania poszły bardziej w tym kierunku. Dostałam się na Akademię Teatralną na wydział WIEDZY O TEATRZE i nie myślałam wtedy w ogóle, że wyląduję w branży filmowej, raczej wiązałam swój żywot z obszarem teatru. Na ostatnim roku studiów wyjechałam do Berlina na wymianę studencką – to był cudowny rok, 2008 i to wtedy moja znajoma wciągnęła mnie do pracy przy Weekendowym Magazynie Filmowym. I tak to się właśnie zaczęło. Byłam zielona jak szczypiorek. Uczyłam się wszystkiego od początku. Byłam w permanentnym szoku. Zaczynałam od bycia asystentką, od podawania kawy, od wożenia gości…

Weekendowy Magazyn Filmowy traktował o kulisach tworzenia filmów, tajnikach zawodów filmowych, sylwetkach znanych i nieznanych mistrzów kinematografii. Miał swoich zagorzałych widzów.

Uczyłam się od podstaw. Moim pierwszym obowiązkiem było pisanie tekstów dla lektora, tym był wspaniały Tomasz Knapik, wspaniały głos, legenda. Koordynowałam przyjazdy gości, dzwoniłam do nich, przedstawiałam im tematy. Uczyłam się też sztuki montażu; doświadczyłam więc tego, że materiał programu czy też potem filmu rodzi się bardzo często w rękach montażysty. Byłam dobrze zaopiekowana i myślę, że wrzucanie mnie na głęboką wodę nie byłoby jakimś świetnym pomysłem.

W 2015 r. Weekendowy Magazyn Filmowy otrzymał nagrodę PISF za najlepszy program o tematyce filmowej, jednocześnie w tymże roku nastąpił “smutny moment” – jak podał prowadzący – i program zniknął z ekranu telewizorów, co i mnie i oburzyło, i zmartwiło.

Odpowiedź jest bardzo prosta – powiedziała Maria – nam się wydawało, że skończymy dużo wcześniej. Kultura nie jest jakimś szczególnie powabnym tematem dla mediów. Myślę, że i tak ten okres od 2008 do 2015 roku jeszcze był taki, że programy kulturalne jakoś tam istniały na głównych antenach. Stopniowo z godzin, które już i tak były późne, wylądowaliśmy o 2.50. I generalnie to się przestało opłacać. Taka jest smutna prawda. Ale wszystko co się kończy, jest też otwarciem na nowe.

I tak rozmowa zeszła na produkcję filmową. – Mario, jak to jest być producentem filmowym w Polsce? Dobrze? – spytał prowadzący.

To się totalnie nie opłaca, troszeczkę mówię z przekąsem, ale korzyści – powiedziałabym – są na polu prestiżu, który na początku pracy jest wspaniały – moje serce zawsze radowało się, gdy dostawałam nagrody jako, oczywiście, część zespołu. Ale czy to się opłaca? Nie. Przeżyłam wiele momentów w życiu dzięki moim rodzicom, że mnie po prostu wspierali finansowo. A mama mówiła mi, że powinnam iść na Akademię Medyczną. Szczerze, to jak miałam lat 30, to myślałam, że niekoniecznie, ale teraz tak sobie myślę: MAMO, CHYBA MIAŁAŚ RACJĘ. To nie znaczy, że ten zawód mnie nie cieszy – bardzo mnie cieszy. Uważam, że jestem w nim dobra i mam dobre podejście do ludzi, do cyferek, bo też produkcja filmowa w 70% polega na tym, że szukamy pieniędzy na realizację wizji reżysera. Poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi na przestrzeni tych kilkunastu lat i uważam, że to jest najcenniejsze. Ale jeśli chodzi o biznes, no to muszę państwu powiedzieć, że to no (moment ciszy) zerowy jest zwrot (śmiech Marii i zebranych).

M. Gołoś od 2017 r. jest właścicielką firmy, co pozwala jej tworzyć projekty i pracować na własne nazwisko.

Mam nadzieję, że za 10 lat powiem państwu, że firma będzie opłacalna i prestiżowa, czyli dwa w jednym – usłyszeliśmy.

Pomówmy o sukcesach Marii, czyli o filmach produkowanych we współpracy z reżyserem Maciejem Pieprzycą – “Jestem mordercą” i “Ikar. Legenda Mietka Kosza”. Obydwa były nagrodzone SREBRNYMI LWAMI na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. – To jedna z najbardziej prestiżowych nagród filmowych w Polsce – podał Szymon Wotawa. Maria: – Maciek Pieprzyca jest wspaniałym reżyserem, jest świetnym fachowcem, wie, czego chce. “Jestem mordercą” to był pierwszy film, który współprodukowałam; byłyśmy dwie jako producentki – Renata Czarnkowska i ja, jak przy “Ikarze”. To był ostry chrzest dla mnie, po raz pierwszy byłam na takim dużym planie filmowym. Ten mój pierwszy film i pierwszy festiwal w Gdyni jako producentki i to były niesamowite emocje i niesamowite wzruszenie, bo myśmy się naprawdę nie spodziewali, że dostaniemy SREBRNE LWY, a dysk z filmem dowieźliśmy na ostatnią chwilę. Tak, to był wspaniały festiwal i najlepszy film, jaki Maciek Pieprzyca zrobił. “Ikar” był zupełnie innym filmem, muzyka w nim grała gigantyczną rolę. To było bardzo mocne doświadczenie – zderzyły się dwa mocne charaktery – Leszek Możdżer i Maciek Pieprzyca i wyszło z tego coś bardzo dobrego. A ja prawie osiwiałam.

I to by było na tyle, w wielkim skrócie, ale jeszcze momencik, napomknę o filmie o kobiecie – legendzie, o Kalinie Jędrusik “Bo we mnie jest seks” (“kobiecy projekt” – zaznaczyła Maria), który to miał nosić tytuł “Kalina”, potem “Jesienna dziewczyna”. I o serialu internetowym “Co robimy w zamknięciu” z 2020 roku. To historia o młodych ludziach, odciętych od świata z powodu pandemii koronawirusowej, serial realizowany w pandemii właśnie. Pisano o nim, że ma szansę podbić sieć. Do obejrzenia na You Tube.

Z największą przyjemnością wysłuchała i donosi, chociaż, niestety, nie od A do Z

GRAża.

A kto nie był w LELEWELU, temu… KLAPS!


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *