25 KG SCHUDŁAM W NATURHOUSE
2017-11-29 6:19:30
Rozmowa o odchudzaniu z panią Hanną Walczak
Jak to się stało, że trafiła Pani do pułtuskiego Naturhouse?
Powiem tak: po prostu spasłam się okropnie. Ważyłam ponad stówę, nawet sto pięć kg, ale jak poszłam do NH ważyłam 99 kg. Co jakiś czas jeździmy z mężem na dietę owocowo – warzywną do Mielna lub Gołubia. I właśnie byłam po tej diecie. Mąż chudł dużo, ja mało, 2 kg przez dwa tygodnie.
A teraz ile Pani waży?
73 kilogramy. 25 kg schudłam w Naturhouse PRZEZ DZIEWIĘĆ I PÓŁ MIESIĄCA. Długo to trwało… Ale powiem pani, mam manię podjadania – ciągle jestem w domu, w gospodarstwie, ciągle zaglądam do garów, do lodówki…
A ile Pani ważyła, będąc dziewczyną?
63 kg. A potem… Raz to jadłam za dużo, dwa to nieregularnie, potem przyszły zaburzenia hormonalne, jestem po operacji…
A co państwo jedliście najczęściej?
Wszystko, co kaloryczne – kiełbasy, salcesony, boczuś, biały chlebek i bułeczki, nieregularnie. Kolacji wprawdzie nie jadłam, bo obiad był opóźniony, herbaty nie słodziłam, ale się tyło…
Kiedy przyszło opamiętanie?
Butów nie mogłam założyć, na drugie piętro wchodziłam z zadyszką, starsiode mnie wchodzili szybciej. Ponadto moja bratowa chodziła do Naturhouse i już miała efekty, w pierwszym miesiącu schudła 5 kg, w drugim 4. Powiedziałam sobie, że idę tam, gdzie Joasia i muszę schudnąć.
I kiedy był ten pierwszy raz?
28 listopada zeszłego roku. Trafiłam do pani dietetyczki Arlety Prus-Konieckiewicz, która powiedziała o systematyczności posiłków – to podstawa – i o pięciu posiłkach w ciągu dnia – chlebek razowy, dwa razy dziennie owoce, jogurt, warzywa. Że należy wykluczyć kaszę, makarony, mięso, tylko drób i pić do 2 litrów wody dziennie. Ja pić nie umiałam, musiałam się nauczyć. Potem to już chce się tej wody…
Waga “leciała”? Pani się cieszyła?
Tak. Ładnie chudłam. Na Boże Narodzenie byłam lżejsza o 5 kilogramów. Nogi i stopy przestały mnie boleć, inaczej było. Rajstopy zakładałam bez trudu… Te rajstopy to były katastrofa. Ale nieraz waga stawała, nawet była na plus. A wesel miałam w tym roku dużo, cztery wesela, trzy razy poprawiny… Po weselach było i 3 kg na plus. Organizm się rozregulował…
Na weselach to co Pani jadła?
No śląskich i karkówy nie jadłam… Nawet jak się zjadło flaczki czy rosół z kluskami, to już było inne jedzenie niż moja dieta. No i trochę alkoholu… A potem znowu dieta. Mąż nie lubi drobiu i to sprawiało mi kłopot, bo trzeba było robić różne dania na obiad.
Ale się wreszcie przekonał do drobiu?
Pomału się przekonuje. Dopiero teraz. Ale do NH nie chodzi, wierzy w tę dietę owocowo-warzywną. I sałatek moich nie chciał jeść, a to pomidory mu nie pasowały, a to sos nie przyprawiony, nieostry, miał i ma opory. Te moja sałatki to takie śmieciuchy.
Ile teraz waży?
Chyba ze 116.
Widzi Pani, do wszystkiego trzeba… dojrzeć. Ale Pani jaką ma ładną cerę, taką jasność w twarzy…
Papierosów nie paliłam i nie palę, jem warzywa, owoce…
A jaką potrawę z przepisu pani dietetyczki polubiła Pani najbardziej?
Potrawy różne były, na każdy tydzień co innego. Najwspanialszy był indyk w warzywach, pierś, marchewka, kalafior, sos meksykański… Jak normalne jedzenie. Gorzej było, gdy był sam kurczak i sałata, przejadało się… Jogurty jadałam, nawet sama sobie robiłam jak też sery. Owoce – bez bananów i mango.
A leczo?
Jadłam z rybą i samo, z odrobiną ryżu, z makaronem razowym, ale po nim podnosiła się waga. Ja musiałam stosować raczej ścisłą dietę. Leczo robię do dzisiaj, zrobiłam też na zimę.
Śniadanie?
Dwie kromeczki chleba ciemnego, warzywa, szyneczka drobiowa, no przed tym suplement diety… Płatki owsiane robiłam… Ja miałam tę trudność, że tuż po piątej musiałam być w oborze, więc robiłam kanapki i wcinałam je w oborze, trudno było tam jeść sałatki widelcem… No i te pudełeczka są dobre…
Podziwiam Panią! To już koniec z wizytami u pani Arletki?
Już skończyłam. Jestem na końcu stabilizacji. Założenie spadku wagi było wprawdzie większe, ale rozmyśliłam się.
Wygląda Pani świetnie.
Zdjęcia już zrobione – przed i po kuracji.
Korzyści?
Schylam się, biegam po schodach, nie męczę się, ćwiczyć mogę, chociaż podczas kuracji nie ćwiczyłam. I nie bolą mnie kolana.
Jakie ubranie kupiła Pani pierwsze? Wszystko było za obszerne…
Nosiłam rozmiar 50 -52. Dziś 42- 44.
Ja myślę, że i w 40 Pani wejdzie, nawet jestem przekonana.
Co kupiłam pierwsze? Spodnie chyba, spódnicę, potem płaszcz, jesionkę. No i bieliznę. Najpierw spadał mi brzuch… Wie pani, do chudnięcia mobilizuje opłata i to, że ktoś cię sprawdza, obserwuje…
A co ludzie mówili?
Nie wychodzę, raczej siedzę w tej oborze, ale w kościele to ludzie pytali, co mąż ze mną robi. Mówiłam, że jeść nie daje. Nawet słyszałam, żebym przestała się już odchudzać, bo za dużo, bo nie będzie mnie widać. Robiłam to dla swojego zdrowia! Pani Arleta mi powiedziała, że po skończeniu kuracji mogę przyjść za miesiąc, za dwa i zrobić sobie analizę ciała.
Jeszcze jedno, woda się zatrzymywała w organizmie?
Tak. Często, regulowałam selerem i melonem, łatwiej mi było zbić wodę niż tłuszcz… Teraz przybyło mi trochę tłuszczu, co świadczy o podjadaniu, np. słodyczy, ciast, które uwielbiam…. Teraz jem już wszystko.
O czym nie powiedziałyśmy?
Że musimy się wziąć za siebie! Że pomoże nam Naturhouse, które polecam wszystkim. Pani dietetyczka jest przyjemna, motywująca, rozumiejąca osobę walczącą z nadwagą. Żałuję, że nie poszłam tam wiele lat temu…
Na zdjęciach pani Hania przed i po diecie – z panią Arletą z Naturhouse
1 komentarz
Pani Haniu ślicznie Pani wyglada