Skarga Architekta
2019-10-24 3:21:58
Czyli co może, a co powinien starosta
Pan Marek, architekt należący do Mazowieckiej Izby Architektów oraz do Mazowieckiej Izby Inżynierów Budownictwa przesłał do redakcji naszego Tygodnika kopię skargi. Skarga została skierowana do kliku urzędów wojewódzkich i centralnych, nadzorujących pracę projektantów budowlanych oraz lokalnych urzędów, odpowiedzialnych za wydawanie pozwoleń na budowę. Przeczytałem z uwagą przedstawione dokumenty, opisane przez pana architekta wydarzenia i działania urzędników. Przejrzałem też wnikliwie odpowiedzi udzielane Architektowi przez starostę pułtuskiego – a rzecz dotyczy standardów pracy naszego Wydziału Budownictwa i Architektury. Jak wynika z dokumentów, przebieg sprawy można śmiało opisać stwierdzeniem „poszło tak jak zwykle”: Architekt wykonał na zlecenie prywatnego inwestora projekt budynku mieszkalnego, który miał być wybudowany na działce wiejskiej w gminie Obryte, w miejscowości Ciółkowo. Inwestor poszedł z projektem do urzędu po pozwolenie na budowę – i tu niespodzianka: okazało się, że nie będzie można zbudować domu, bo droga dojazdowa jest zbyt wąska i nie spełnia przypisanych prawem norm. Dodatkowo, jak podkreślił architekt, dyrektor Wydziału Budownictwa i Architektury miał poinformować inwestora, że nie dostanie pozwolenia, zrzucając, w dość obraźliwym tonie, winę na architekta. Ten zareagował skargą do starosty pułtuskiego, będącego przełożonym dyrektora, opisując w najdrobniejszych szczegółach całą sprawę. Podkreślił przy tym bardzo istotną kwestię: na samym początku to starosta pozytywnie zaopiniował warunki zabudowy. W decyzji administracyjnej wyraźnie wskazano, że działka inwestora ma zjazd na istniejącą drogę gminną.
Podsumujmy; z perspektywy inwestora wyglądało to tak, że wspinał się po schodach urzędowej procedury, krok za krokiem, ponosząc przy tym niemałe koszty (do samej budowy było jeszcze daleko…), a procedura jest wymyślona tak, że nie można pominąć żadnego schodka. Pozytywne zaliczenie jednego kroku daje możliwość wykonania kolejnego. I kiedy inwestor „już był w ogródku, już witał się z gąską …”, gdy był o krok od uzyskania upragnionego pozwolenia na budowę, nagle dowiedział się, że nie dostanie pozwolenia – bo droga gminna nie odpowiada warunkom. Gdy czytałem korespondencję pomiędzy architektem a starostą, zwróciłem uwagę na bardzo charakterystyczne cechy pism. Architekt opisywał sprawę w szczegółach, dość emocjonalnie podkreślając i wyjaśniając istotne jego zdaniem aspekty i niuanse sprawy. Odpowiedzi starosty były utrzymane w tonie: „podlegli mi urzędnicy twierdzą, że pan nie ma racji, więc stwierdzam, że pan nie ma racji”. Wstępna odmowa wydania pozwolenia na budowę, z jaką spotkał się inwestor, w wyjaśnieniach starosty została przedstawiona jako „żądanie dodatkowych wyjaśnień” przez dyrektora wydziału. Kolejne pisma – skargi architekta kierowane do starosty, spotykały się z identycznymi w treści odpowiedziami. Zapewne znacie ten urzędniczy sposób wypełniania treścią pism, polegający na wklejaniu całych bloków tekstu wyciągniętych z ustaw i rozporządzeń. Lektura wyłącznie dla pasjonatów urzędowych pism. Tu jednak bardzo znamienne było, że już od pierwszej odpowiedzi do architekta, pan starosta na zakończenie swojego pisma, powoływał się na art. 239 kodeksu postępowania administracyjnego, zwanego w urzędniczej nomenklaturze „odpowiedzią na skargę pieniacza”. Odwołanie się do tego artykułu oznacza wprost: urząd uważa skargę za temat zamknięty, więc jeśli człowieku napiszesz jeszcze coś do urzędu w tej sprawie, to urząd spokojnie odłoży to na półkę i nic ci już więcej nie odpowie, bo jesteś pieniaczem i nie masz racji. Wywołanie tego artykułu na samym wstępie to, jak się wydaje, bardzo tendencyjne dążenie urzędu do zakneblowania autora skargi.
Koniec końców, inwestor dostał pozwolenie na budowę. Skargi utknęły w gąszczu urzędniczych procedur i wzajemnego podawania wyjaśnień i uzasadnień. Do tego trzeba przyznać, że część spornych kwestii wynika także z tego, że w naszym prawie budowlanym i szeregu aktów wykonawczych nadal mamy sporo niespójności oraz nieprecyzyjnych zapisów.
Po przeczytaniu dokumentów, które pokazano mi w tej sprawie, mam nadal kilka pytań. Skoro dyrektor zakwestionował szerokość drogi – to czy konsekwentnie do tego starostwo wystąpiło do wójta gminy, wskazując na konieczność przebudowy tej drogi? O ile dobrze zrozumiałem, droga jest długa i gęsto zabudowana, od lat. Co w takim razie z warunkami dojazdu do istniejących zabudowań? I kwestia chyba najważniejsza: czy starostwo zamierza zweryfikować warunki prowadzenia ewentualnej akcji ratowniczej przez jednostki Straży Pożarnej? Skoro starostwo ma wiedzę, że ta droga odbiega od norm i standardów – to jak się to ma do warunków wskazanych w rozporządzeniu Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie przeciwpożarowego zaopatrzenia w wodę oraz dróg pożarowych? Wszystko wskazuje na to, że chodzi wprost o bezpieczeństwo dużej grupy mieszkańców.
Chcę wierzyć w to, że pan starosta zechce poinformować redakcję TP o swoich ustaleniach.
ZCZ