pultuszczak

Facebook




POMYSŁOWI MÓWIMY STANOWCZE TAK!

2022-03-25 7:00:30

Golądkowo nie odskoczyło wiele od Pułtuska, tylko osiem kilometrów. Dobry piechur „łyknąłby” tę trasę przez trochę ponad godzinkę i jeszcze zdążyłby się napatrzeć na mazowiecką równinę poprzetykaną domostwami, drzewami i krzewami, a że płasko tu jak na stole, to jeszcze i horyzontowi by się pokłonił

Z dobrymi myślami, skręcając w prawo, doszedłby do bramy ZS CKR w Golądkowie. Golądkowo… „Miejscowość znana z bardzo starego osadnictwa. Jej dzieje giną w pomroce wieków. Do dziś zachowały się bardzo skąpe wiadomości o Golądkowie” podał w zgrabnej broszurce Edward Lewandowski – „Szkoły rolnicze w Golądkowie 1924-1984”.

Coś tam jednak wiemy, wiemy, że Golądkowo należało do kasztelanii pułtuskiej, która wchodziła w uposażenie biskupów płockich, którzy to tytułowani byli książętami pułtuskimi. Co jeszcze? Ano, że generał carski Gorczakow otrzymał Golądkowo za… zasługi w zdławieniu powstania listopadowego. A jeszcze i przede wszystkim wiemy to, że golądkowscy i okoliczni chłopi słynęli z aktywności, z umiłowania ziemi oraz z ofiarnego wysiłku, który był zaczynem powstania w niepodległej Polsce szkoły rolniczej.

***

Mamy rok 2022. Marzec. Dzisiaj SZKOŁA im. Jadwigi Dziubińskiej jest na wskroś nowoczesną placówką oświatową, pod której skrzydłami znalazło miejsce MUZEUM z salonikiem dworskim, kuchnią chłopską, z militariami, ze sprzętem rolniczym i gospodarskim dawnej wsi… Uroczy ten zakątek, ba, cały budynek ciekawej architektury, na kamiennej podmurówce, ma w sobie spokój, ciepło przeszłości, niesie wiedzę i wytchnienie od burzliwej teraźniejszości…

***

Zafascynowanych tworzącym się muzeum jest kilka osób. Z całą pewnością to kierownik Krzysztof Wróblewski i dyrektor Ewa Leszczyńska. – Ten zabytek, to tworzące się muzeum to dziecko pani dyrektor – mówi Eliza Dembe-Stańczak, jak Monika Plisecka, zachwycona budowlą – będącą pod opieką konserwatora zabytków – oraz jej wnętrzem. – Kiedy uporządkujemy tu wszystko – mówi pani dyrektor – i nie będzie takiej przypadkowości jak w tej chwili, to będziemy wiedzieli dużo i na temat budynku, i każdego sprzętu, który tu się znajduje. Na razie to najbardziej chodziło nam o to, żeby wszystko wydobyć z nieładu, odkurzyć, zgromadzić w jednym miejscu. Te piękne mebelki stały np. w moim gabinecie, lustro stało w internacie, były odnawiane przez mojego poprzednika…

 

A jesteśmy w saloniku dworskim, gdzie też stylowy żyrandol pod drewnianymi balami, dar Krzysztofa jak dywan, kanapka i fotel. Na ścianach obrazy – pejzaże wiejskie, las, niedawno zakupione. – Żeby takiego ciepełka dodać trochę – mówi Ewa Leszczyńska. Z podłogi, mój wzrok przyciąga ciekawy, estetyczny przedmiot. To… pojemnik na rozżarzone węgle. Wiele tu przedmiotów nabytych, wyszperanych, np. przepięknej urody misa, dzban, naczynie nocne i pojemnik na utensylia. A wszystko utrzymane w bieli i złocie. W oknie czerwone muszkatele, inaczej pelargonie.

Muzeum już budzi zaciekawienie – uczniów i nauczycieli oraz przedszkolaków. Eliza: – Tak, przedszkolaków. Z całego powiatu, mamy mnóstwo chętnych do udziału w zajęciach. Bo my, pani redaktor, realizujemy ścieżki, cztery je mamy, jedna z nich to OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA (kultywowanie tradycji regionu). Więc pokazujemy przedszkolaczkom, jak wyglądało życie na wsi.
Wchodzimy do kolejnego pomieszczenia na parterze, gdzie bohaterką jest bryczka, pięknie zachowana. Tylko konia brak… – Każdy jeden przedszkolak musi siąść na bryczkę! – śmieje się E. Dembe-Stańczak – a jakie szczęście, kiedy uda się być powożącym. E. Leszczyńska: – To całe widowisko!

Wychodzimy na zewnątrz i kamiennymi schodkami pniemy się na pięterko. Tu mamy publikacje szkolne, tableau, ozdobne wędzidła jeszcze niedawno więzione w przepastnych szkolnych szafach, metalowe szkielety lamp naftowych, puchary. Dyr. szkoły: – Tu pewnie znajdą swoje miejsce militaria, dokumenty – jak ten ze ślubowania i przyrzeczenia z 1964 roku, podpisany przez Teresę Siemborską i Tadeusza Bielika, publikacje – może w taką stronę pójdziemy. – Jest dyplom jednego z naszych absolwentów, pana profesora Aldona Zalewskiego, bywał na naszych uroczystościach, czuł się związany z Golądkowem – podaje Eliza. Pani dyrektor: – Proszę jeszcze zwrócić uwagę na te pieniążki, banknoty, młodzież już ich nie pamięta.

A teraz na stryszek, drewnianymi, tak, skrzypiącymi schodami. Sporo tu sprzętu gospodarstwa domowego, prostego. Zaraz Eliza demonstruje mi przedmiot, którego z niczym nie kojarzę. To zabudowana masielnica. Przedszkolaki nazwały ją maszyną… losującą. – A co to jest? – pyta Eliza. A to koromysło do noszenia wody w wiadrach, które znam z filmów, ale nie pamiętam nazwy. Są dwojaki nieodłączne związane z polską wsią, jest niecka do wyrabiania ciasta na chleb, o której przedszkolaki mówią jako o wanience do kąpieli dla niemowlaka albo o naczyniu do paszy dla zwierząt. Jest wyżymaczka, uznana przez dzieci za… drukarkę.

Pytanie: skąd owe przedmioty w muzeum? Część to zasoby szkolne, nieduża część pozyskana od darczyńców, część zakupiona na tzw. starociach. Jest nadzieja, że kiedy do muzeum, szerokim strumieniem, wejdą zwiedzający, przedmiotów przybędzie, że zwiedzający zajrzą na swoje strychy i spenetrują zakamarki…

– A widziałaś zimową wersję dworku? – pyta Eliza, zerkając na olejny obraz na ścianie. Pani Ewa: – To dworek z naprzeciwka naszego muzeum. Czeka na swoje nowe życie.

Ostatnia sala. Ta ze szklanymi gablotami/szafami, w której najpiękniej wyeksponowana jest porcelana, pyszni się. Co jest ponadto? Otwieracze do butelek, przybornik – zestaw piśmienniczy, stareńki młynek do kawy, piesek do butów, tzw. oficerek, kufle z cynkowym przykryciem, porcelitowe, wykwintna waza do zupy, żeliwne naczynie z 1911 roku do pieczenia mięsiwa i podgrzewacz pościeli. Wokół pomieszczania jeden za drugim drewniane zydelki. – Tu prowadzimy zajęcia, to tu się wszystko zaczyna.

Już jest ciekawie, pięknie, a to dopiero początek, dopiero się zaczyna. – Cieszę się, że się nakręciłam wokół muzeum, a ze mną nakręcili się inni, panie Eliza i Monika oraz pan kierownik Wróblewski. No i jestem pewna, że pojawią się nowe przedmioty, że będziemy je pokazywać. Eliza: – Bo pani dyrektor ma taki dar, że łatwo przekonuje innych do swoich pomysłów. Często rozpoczyna rozmowę od: „Powiedz, że tak!”
Dobrym pomysłom w ciemno można powiedzieć TAK!

 

Coś na koniec? Wypowiedź polonistki Moniki Pliseckiej:

– Muzeum to miejsce z duszą, w którym mieszka przeszłość i w którym możemy się z nią spotkać. W naszym golądkowskim muzeum czuje się oddech dawnej wsi. Wchodzisz i słyszysz śpiewy gospodyń przy szatkowaniu i ubijaniu kapusty albo szum wody w strumieniu towarzyszący praniu na tarze. Tu rytmicznie kręci się wrzeciono i odurzająco pachnie chleb wyrobiony w drewnianej niecce. Gdy się upiecze, bierzesz pół bochna, do tego dwojaki pełne zsiadłego mleka, kawał sera odciśniętego w prasce – i idziesz zanieść ten pyszny posiłek gospodarzowi pracującemu na polu. Podróż w czasie? To tylko u nas. Taką podróż odbywają na przykład przedszkolaki, które wędrują z nami po ścieżce edukacyjnej „Ocalić od zapomnienia”. Dla większości z nich jest to pierwsza wizyta w miejscu o charakterze muzealnym i bardzo się cieszymy, że odbywa się dzięki nam.

Tekst i fot.
Grażyna M. Dzierżanowska

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *