PASJONUJEMY SIĘ KOZAMI
2023-08-31 5:20:00
Jesteśmy w Koziej Farmie w Strzegocinie. Już po zakupach. Siedzimy z właścicielami Farmy, z Anną i Kazimierzem Sepełowskimi. Na stole sery, pomidorki z własnego pola, kawa. Degustujemy i gadamy, chociaż z przerwami, bo co rusz Anna wychodzi do klientek, które przyjeżdżają po sery białe, miękkie (w obsypkach) i twarde wędzone, i po ricottę, po masło… Wiadomo – jest czas na zdrową żywność, bez konserwantów, wytwarzaną w rodzinnych gospodarstwach, a też i ochota na spędzenie czasu w wiejskiej atmosferze, ze zwierzętami.
A ci klienci? Przyjeżdżają tu z Pułtuska i ze wsi podpułtuskich, z Warszawy, Ciechanowa. – A jak już są, to proszą o sery wędzone, o kozie z suszonymi pomidorami – zaczyna Anna, ale Kazimierz swoje: – Ale na początek to pytają, czy mogą głaskać kozy. Anna: – Mamy różnych klientów, stałych, którzy przyjeżdżają głównie po zakupy, są też nowi klienci, którzy dopiero próbują naszych wyrobów. I co oni mówią: że nie wiedzieli, że jest takie miejsce, że nigdy nie widzieli takiego pięknego stada, zadbanego. Są zachwyceni, że mogę je poobserwować, poprzebywać na łonie przyrody. A potem, kiedy są częstowani serkiem i mlekiem, to chętnie dokonują zakupu.
Wyroby strzegocińskie trafiają nie tylko na domowe stoły, także na wiejskie weselne, też na imprezy towarzyskie, na pikniki z KGW LUNA-FOLK z Brodowa, z którym Anna współpracuje, na dożynki. Pysznią się na deskach z dodatkiem winogron, orzechów, w ogóle z sezonowymi warzywami i owocami. Mogą być też dodatkiem do zapiekanek z ziemniaczkami, do zapiekanek na chlebie, do pizzy, do sałatek, a ricotta wyśmienita do naleśników – na słodko i nie tylko. Anna: – Ricotta weszła do oferty w tym roku, mamy też masełko w niewielkich ilościach, śmietanę.
Można nabyć i mleko. Kto je kupuje? Ci, którzy po prostu piją je jako schłodzony napój, też ci, którzy wykorzystują je do przygotowania kaszy manny, budyniu, płatków. – Chętnie kupują je hodowcy psów rasowych, podobne jest do mleka pierwotnego matek, ma bardzo dużo białka, idealne dla młodego organizmu. Taka ciekawostka… Miałam klienta, który kupował je dla małej wiewiórki, strzykawką ją karmił – podaje pani Ania.
Między baśnie należy włożyć opinię, że wytwory kozie pachną… kozą. Odpowiedź jest następująca: FARMA serwuje świeże produkty, w sezonie, bez konserwantów – Anna mówi, że jeśli kozioł nie przebywa z kozami, to w mleku nie wyczuwa się żadnego niepożądanego zapachu. – Mleko jest polecane dla dzieci z alergią, dla starszych osób, a kozie masełko, to kosmetyk, na przykład na ręce, powodujący gładkość, aksamitność skóry. Masło było kiedyś wytwarzane jako maść, w celach leczniczych. Skąd ta wiedza? Z różnych źródeł, to Internet, publikacje dotyczące hodowli kóz, wymiana doświadczeń z różnymi grupami serowarów. Wszystkiego się uczymy, z roku na rok, stąd też poprawiamy zdrowotność naszego stada, mleczność, wydajność. Pasjonujemy się tym, co robimy, pasjonujemy się kozami od 2017 roku i myślę, że już COŚ wiem na temat kóz i przetworów z ich mleka.
Zjadacze produktów Anny i Kazimierza twierdzą, że są one coraz lepsze, smaczniejsze, wręcz wyborne. Tu Anna: – Zwiększyliśmy pomieszczenie, w którym produkujemy sery, zachowujemy standardy w produkcji. Termin przydatności do spożycia? Dwa tygodnie. Ricotta, śmietana, masło – pięć dni.
Sery, sery – rzecz nieprosta. Nie podajemy tu przepisu na ich wykonanie, tylko ogólnie rzucamy: musi być dobre mleko i musi być solanka. Każdy serek ląduje w solance, leżakuje w niej około dwunastu godzin, potem, odsączony, trafia na tacki albo do pudełeczka i tak czeka na klienta, obsypany wcześniej ziołami i przyprawami. A nowości? – Oczywiście już testowałam wprowadzenie sera pleśniowego typu kwaso podpuszczkowego w popiele. Sęk w tym, że potrzebuję dodatkowego miejsca, dodatkowej chłodziarki, w której by te sery leżakowały ze względu na pleśń, która lubi wszędzie pełzać. Dobre wyszły te sery, ale wymagają bardzo dużej sterylności. Leżakują około dwóch tygodni. Pracy sporo i dezynfekowanie paluszków spirytusem ze względu na to, że każde dotknięcie, przewrócenie sera, powoduje rośnięcie innej pleśni niż należy. To już wyższa szkoła jazdy. Każda nowość, która leżakuje dłużej niż dwa tygodnie, wymaga ode mnie zrobienia badań za 1500 zł, tak było kilka lat temu. Na razie się z tym wstrzymuję. A ten rok jest… dziwny, ponieważ żywność mocno zdrożała i klient nie poszukuje zdrowego produktu, naturalnego -jak było w pandemii – tylko tańszego i na tym cierpią wyroby naturalne, a te mają swoją cenę, bo wymagają sporo czasu na wytworzenie, stado nie urośnie w pięć dni, no i koza musi być trzyletnia, żeby dała mleko, jeśli nic się jej po drodze nie wydarzy.
Klienci? Mam takich, powiedzmy, świadomych, którzy się wychowali na naturalnym jedzeniu i takiego szukają, wiedzą, że twaróg gliwieje, a ser podpuszczkowy dojrzewa, wiedzą, jak go przechować. Jak? Wyjąć z pudełeczek na talerzyk, na deseczkę, a gdy chcemy osiągnąć efekt dojrzewania, to ser przekładamy, a jak się zrobi parmezan, to wykorzystujemy go do zapiekanek.
Ciekawostka? Mleko kozie bardzo słabo się zsiada. – Przepis starej Cyganki – podaje serowarka – był taki, żeby do mleka koziego dodać skórkę razowego chleba, tylko dzisiaj takiego prawdziwego chleba razowego nie znajdziemy.
Podczas wyjazdów na zaproszenie, państwu Sepełowskim towarzyszy najbardziej rozrywkowa kózka. – Zabieramy tę, która lubi bawić się z dziećmi, jest spokojna, najczęściej to taka, którą wychowała nasza córka i ta kózka sama nie wie, czy należy do świata ludzi, czy zwierząt – śmieje się pani Ania. – No i mamy jeszcze drewnianą kozę – podrzuca pan Kazimierz. Anna: – Jedyna, która nie ucieka z zagrody. Wykonał ją znajomy rzemieślnik, który też robi zajączki, ławki bujane.
Stado? Kózki dojone są raz dziennie, wieczorem. Nie są mocno eksploatowane. – No i pozwoliliśmy matkom w tym roku tylko i wyłącznie odchować to najbardziej mleczne potomstwo, po tych bardzo mlecznych matkach. Urosło bardzo ładnie, to duże kózki – rokują i na mleczne, i na bardzo dobre matki. Dobre geny! – Inwestujemy tylko w swój materiał genetyczny, sprawdzony – dopowiada Kazimierz.
Zwierzęta FARMY są odwiedzane przez – jak podaje Anna – gości. Ci goście to rodziny z dziećmi. Najczęściej przybywają w weekendy, ale reguły nie ma. Kiedy wchodzą do obory mówią: “Och, jak pachnie sianem. Pamiętam ten zapach z dzieciństwa”. – W ich oczach widać tęsknotę za tym, co było – słyszę od gospodyni. Dzięki takim odwiedzinom dzieci wiedzą, skąd się bierze mleko, uczą się też odpowiedniego podejścia do zwierząt: nie tylko kóz, bo i owiec, krów szkockich, jest ich sześć, wśród nich Romeo i Julia. Są osły, które budzą się pierwsze. – Są mądre, czasami dają się głaskać i powiem, że kozy są bardziej uparte od osiołków. – Kazimierz: – Ludzie mówią, że tylko alpak nam brakuje. Ale nie wytrzymałyby z kozami, bo kozy są charakterne.
Podczas odwiedzin goście chodzą ze stadem od wierzby do wierzby. Mówi Kazimierz: – Wszyscy mają w rękach gałązki wierzbowe, to takie wędki na kozy, wchodzimy na plac i robimy spacer aż pod dużą wierzbę, z której rwiemy gałązki i wracamy do punktu wyjścia. My z gałązkami, a kozy za nami wciąż podskubują zielone listki. Jest wesoło, spokojnie, jak to na łonie natury.
Pytam jeszcze, ile choinek bożonarodzeniowych zjadły kozy po ostatnich świętach. – Zjedzą, ile tylko będą miały dostarczonych – mówi Anna. (Choinki dostarczają mieszkańcy wsi). A Kazimierz: – Tylko trzeba uważać na ozdobne sznureczki, druciki i anielski włos. Anna: – Lubią też tuje, chociaż tuja zawiera olejki eteryczne, ale kozy zjadają jej tyle, ile należy.
Takie kozy. Taka FARMA.
Zdjęcia: FARMA i GMD Grażyna Maria Dzierżanowska