NIE TAK WYGLĄDA ZWYCIĘSTWO!
2022-04-26 6:20:41
Przeprowadziłam tę rozmowę osiem lat temu, z pięknym człowiekiem, Wojtkiem Werczyńskim. Sam o nią zabiegał, chcąc ocalić pamięć o swoich rodzicach. Dziś przywołuję ją dla pamięci o samym Wojciechu, i o powstaniu warszawskim, do jego tragicznego heroizmu. Dziś, w 2022 roku, też mamy wojnę. Inwazja Rosji na Ukrainę trwa. Dramatyczny, rozdzierający serca czas. Wciąż jeszcze żyją w ludziach na całym świecie wspomnienia niemieckiego zbrodniarza Adolfa, Hitlera, a tu już pojawił się nowy – prezydent Rosji Władimir Putin, po prostu PUTLER. Ataki jego żołnierzy na Ukrainę mają charakter ludobójstwa. Powtarza się historia sprzed 83 lat…
– Twój tata, Wojtku, to Czesław Werczyński, mama to piękna Irena Wronówna. On urodzony w miejscowości Chrcynno…
Wojciech Werczyński: – Tak. Mój tata – pseudonim ŚMIGŁO, podoficer lotnictwa, kierownik łączności placówki Winnica, w związku z realną groźbą aresztowania podczas okupacji, musiał opuścić teren powiatu pułtuskiego. Natomiast mama była poszukiwana przez gestapo i ukrywała się w okolicach Winnicy, m.in. w Zbroszkach. Tam poznała Czesława Werczyńskiego. Zakochali się w sobie. W 1943 roku postanowili uciec do Generalnej Guberni. Po przekupieniu żandarmów w Pniewie, gdzie znajdował się szlaban graniczny, udali się do Wyszkowa, gdzie mieszkali przez pewien czas. Tam też, w miejscowym kościele, wzięli ślub. Z Wyszkowa przenieśli się do Warszawy, gdzie zamieszkali w służbowym mieszkaniu, załatwionym przez AK, na niedużej ulicy – Niecałej, przylegającej do Ogrodu Saskiego, w którym kwaterowały silne oddziały Wermachtu i SS. Z drugiej strony ulicy znajdował się Teatr Wielki.
– Przeczuwam, że chcesz mnie wprowadzić w POWSTANIE WARSZAWSKIE.
Tak. 1 sierpnia wybucha POWSTANIE WARSZAWSKIE. Jest rok 1944, mama ma 20 lat, tata 27. Ojciec jest cały czas poza domem, ale tragicznej nocy, z 8 na 9 sierpnia, przychodzi do domu zobaczyć się z żoną, która jest w ciąży.
– Pod sercem nosi Ciebie.
Oczywiście. W nocy z 8 na 9 Niemcy okrążają Niecałą i przyległe uliczki. Aresztują wszystkich bez względu na płeć i wiek. 9 sierpnia… Niemcy przyprowadzają pod mur Teatru Wielkiego nieduże grupy aresztowanych mieszkańców i strzelają do nich lub jako żywe tarcze pędzą przed czołgami w stronę Starego Miasta. Nikt nie mógł przeżyć tej masakry. Mama z ojcem znaleźli się pod teatralnym murem – do rozstrzelania. Miała już zasłonięte oczy, kiedy Czech, który mówił po polsku, a był w mundurze Wermachtu, zdjął jej tę opaskę i kopnięciem zmusił do ucieczki. Ojciec zdążył jeszcze oddać jej wszystko, co miał w kieszeniach.
– Straszne!
Właśnie! Co przeżywała mama w tym momencie, nikt się nigdy nie dowiedział. Temat POWSTANIA WARSZAWSKIEGO był u nas tematem tabu. Mama nigdy nie chciała wracać wspomnieniami do tamtych tragicznych dni. W telewizji nigdy nie oglądała powstaniowych materiałów. Dlatego w mojej pamięci o rodzicach w okresie POWSTANIA jest tak mało szczegółów.
– O tacie coś wiesz? Co się z nim stało pod Teatrem Wielkim?
Teatr Wielki… Na nim znajduje się tablica, z prawej strony, mówiąca, że 9 sierpnia Niemcy rozstrzelali 350. mieszkańców Warszawy. Ciała ich wrzucono do środka budynku i spalono. Mama po wojnie szukała ojca, rozmawiała nawet z człowiekiem, który uniknął śmierci, gospodarzem domu… Poszła nawet na Sienną, do domu rodziny Cudnych, którą poznała w Wyszkowie, ale oni wszyscy zginęli w powstaniu. Żadnych wieści! Tylko mama ocalała, ja również. Mama opowiadała mi tylko, że niepisana była jej śmierć, której z rozpaczy szukała. Było jej wszystko jedno.
– Czy się dziwić? Młoda wdowa, w ciąży, wokół wojna.
Po wodę chodziła na Żelazną i to w momencie, kiedy były naloty junkersów. Ulice wówczas były puste i nie było kolejki po wodę. Kiedyś, idąc po wodę w czasie nalotu, została wciągnięta do bramy przez trzech młodych powstańców. Za moment oni już nie żyli, bomba spadła blisko bramy, ona znowu ocalała.
– Po 63. dniach heroicznej walki, POWSTANIE upada, następuje exodus.
Właśnie, ewakuacja warszawian. Mama najpierw znalazła się w kościele św. Wojciecha na Woli, gdzie był pierwszy przystanek. Dalej kolumny mieszkańców szły do Pruszkowa, gdzie znajdowały się hale naprawcze taboru kolejowego, zamienione na obóz. Po drodze Ukraińcy z oddziału RONA M. Kamińskiego (a to były jeszcze gorsze oddziały od oddziałów SS Dirlewangera) wyciągali młode kobiety z tłumu i gwałcili je, potem mordowali. Znowu mama miała szczęście, wyciągana parę razy z kolumny, a była młoda i bardzo ładna, powracała do niej – ratowała ją zaawansowana ciąża. W obozie pruszkowskim odbywała się selekcja – jednych wysyłano do obozów pracy, innych do koncentracyjnych. Warunki tam były okropne. Ani łóżek, ani wody. I strach. Nadchodził grudzień i czas rozwiązania. Wtedy to mamę, po przekupieniu kogo trzeba, wywieziono z obozu na chłopskiej furmance, pod obierkami. Znalazła się w Grodzisku, u rodziny kolejarskiej, na poddaszu – tam się urodziłem. No i była rozpacz, mama nie miała pokarmu. Na bazarze w Piasecznie za litr mleka zapłaciła złotą obrączką. Tak sobie dorabiały polskie hieny. Na tym bazarze mamę rozpoznał ktoś z Pułtuska i dał znać mojej babci, mamie mamy, Janinie Wronie z domu Wiernickiej, że żyjemy. Babcia przyjechała po nas furmanką, ratując nam najprawdopodobniej życie. W Pułtusku zaczęła się walka o nas. Babcia była dzielna, dała radę, mimo że miała na utrzymaniu piątkę dzieci. Pomagał jej brat Teofil Wiernicki, który mieszkał w tym samym domu co my, czyli w alei Wojska Polskiego. Mąż babci nie wrócił jeszcze z niewoli.
– Sytuacja się jednak normuje, chociaż wojna wciąż trwa w głowach Polaków.
Tak. Mama dostaje pracę w księgarni na Świętojańskiej, zatrudnił ją podinspektor szkolny, warszawiak, Stefan Nowakowski, wdowiec z “przychówkiem”, z synami. To on, po trzech latach znajomości z mamą, został jej nowym mężem, a moim ojcem. Człowiek po dramatycznych przejściach – przeżył obóz koncentracyjny w Mauthausen. Znowu mieliśmy szczęście – mama i ja. Trafiliśmy na wspaniałego, szlachetnego, uczciwego człowieka, dzięki któremu wyrosłem na człowieka. Dzięki niemu mam siostrę, Barbarę.
– Wiem, że Twoja mama nie chciała rozmawiać o powstaniowej i wojennej traumie, tak wypierała ze świadomości tragizm przeszłości. Wyszła przecież z POWSTANIA OKALECZONA. Ale coś jednak wiesz, czegoś się dowiedziałeś. Od różnych osób.
Mama “przyłapana” na jakimś słowie, mówiła jedynie monosylabami. Często spotykam na ulicy koleżanki mamy z Ruszkowskiego, które ją wspominają. Jedna z nich, pani Genowefa Lech, powiedziała mi, że mama mówiła: “Żyję dzięki Wojtkowi”. Bardzo się wówczas wzruszyłem, w pierwszym momencie nie wiedziałem, co to znaczy. Potem zrozumiałem i to samo mógłbym powiedzieć mojej kochanej mamie – że żyję dzięki niej. Mama przeżyła 85 lat, a imię i nazwisko mojego rodzonego ojca zostało wykute na Murze Pamięci Muzeum Powstania Warszawskiego.
– Dziękuję Ci, Wojtku, za chęć podzielenie się z naszymi Czytelnikami Twoją rodzinną historią. Ale… Jeszcze jedno pytanie, o samo powstanie.
To hekatomba, tak!!! I heroiczny zryw patriotów, ale dalej to dramat nad dramaty. Stolica kraju wykrwawiona, zrównana z ziemią, wybici mieszkańcy całych dzielnic, 200 tysięcy zabitych cywilnych mieszkańców Warszawy, mnóstwo ludzi – szczególnie kobiet z traumą na całe życie. Profesor Pigoń powiedział, że strzelaliśmy do Niemców brylantami. Te brylanty to poeci z panteonu – Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy czy Halina Krahelska. Zniszczone bezcenne zabytki i obiekty sztuki duchowej… Tragiczne, tragiczne skutki. Nie tak wygląda zwycięstwo!
PS Wojciech Werczyński, uznany piłkarz i prężny działacz sportowy KLUBU NADNARWIANKA został niedawno uhonorowany muralem na budynku pułtuskiego MOSiR.
Grażyna Maria Dzierżanowska