Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 18 września 2025 10:07
Reklama

NIE TAK WYGLĄDA ZWYCIĘSTWO!

Przeprowadziłam tę rozmowę osiem lat temu, z pięknym człowiekiem, Wojtkiem Werczyńskim. Sam o nią zabiegał, chcąc ocalić pamięć o swoich rodzicach. Dziś przywołuję ją dla pamięci o samym Wojciechu, i o powstaniu warszawskim, do jego tragicznego heroizmu. Dziś, w 2022 roku, też mamy wojnę. Inwazja Rosji na Ukrainę trwa. Dramatyczny, rozdzierający serca czas. Wciąż jeszcze żyją w ludziach na całym świecie wspomnienia niemieckiego zbrodniarza Adolfa, Hitlera, a tu już pojawił się nowy - prezydent Rosji Władimir Putin, po prostu PUTLER. Ataki jego żołnierzy na Ukrainę mają charakter ludobójstwa. Powtarza się historia sprzed 83 lat...
NIE TAK WYGLĄDA ZWYCIĘSTWO!
wer


- Twój tata, Wojtku, to Czesław Werczyński, mama to piękna Irena Wronówna. On urodzony w miejscowości Chrcynno...

Wojciech Werczyński: - Tak. Mój tata – pseudonim ŚMIGŁO, podoficer lotnictwa, kierownik łączności placówki Winnica, w związku z realną groźbą aresztowania podczas okupacji, musiał opuścić teren powiatu pułtuskiego. Natomiast mama była poszukiwana przez gestapo i ukrywała się w okolicach Winnicy, m.in. w Zbroszkach. Tam poznała Czesława Werczyńskiego. Zakochali się w sobie. W 1943 roku postanowili uciec do Generalnej Guberni. Po przekupieniu żandarmów w Pniewie, gdzie znajdował się szlaban graniczny, udali się do Wyszkowa, gdzie mieszkali przez pewien czas. Tam też, w miejscowym kościele, wzięli ślub. Z Wyszkowa przenieśli się do Warszawy, gdzie zamieszkali w służbowym mieszkaniu, załatwionym przez AK, na niedużej ulicy – Niecałej, przylegającej do Ogrodu Saskiego, w którym kwaterowały silne oddziały Wermachtu i SS. Z drugiej strony ulicy znajdował się Teatr Wielki.

- Przeczuwam, że chcesz mnie wprowadzić w POWSTANIE WARSZAWSKIE.

Tak. 1 sierpnia wybucha POWSTANIE WARSZAWSKIE. Jest rok 1944, mama ma 20 lat, tata 27. Ojciec jest cały czas poza domem, ale tragicznej nocy, z 8 na 9 sierpnia, przychodzi do domu zobaczyć się z żoną, która jest w ciąży.

- Pod sercem nosi Ciebie.

Oczywiście. W nocy z 8 na 9 Niemcy okrążają Niecałą i przyległe uliczki. Aresztują wszystkich bez względu na płeć i wiek. 9 sierpnia... Niemcy przyprowadzają pod mur Teatru Wielkiego nieduże grupy aresztowanych mieszkańców i strzelają do nich lub jako żywe tarcze pędzą przed czołgami w stronę Starego Miasta. Nikt nie mógł przeżyć tej masakry. Mama z ojcem znaleźli się pod teatralnym murem – do rozstrzelania. Miała już zasłonięte oczy, kiedy Czech, który mówił po polsku, a był w mundurze Wermachtu, zdjął jej tę opaskę i kopnięciem zmusił do ucieczki. Ojciec zdążył jeszcze oddać jej wszystko, co miał w kieszeniach.

- Straszne!

Właśnie! Co przeżywała mama w tym momencie, nikt się nigdy nie dowiedział. Temat POWSTANIA WARSZAWSKIEGO był u nas tematem tabu. Mama nigdy nie chciała wracać wspomnieniami do tamtych tragicznych dni. W telewizji nigdy nie oglądała powstaniowych materiałów. Dlatego w mojej pamięci o rodzicach w okresie POWSTANIA jest tak mało szczegółów.

- O tacie coś wiesz? Co się z nim stało pod Teatrem Wielkim?

Teatr Wielki... Na nim znajduje się tablica, z prawej strony, mówiąca, że 9 sierpnia Niemcy rozstrzelali 350. mieszkańców Warszawy. Ciała ich wrzucono do środka budynku i spalono. Mama po wojnie szukała ojca, rozmawiała nawet z człowiekiem, który uniknął śmierci, gospodarzem domu... Poszła nawet na Sienną, do domu rodziny Cudnych, którą poznała w Wyszkowie, ale oni wszyscy zginęli w powstaniu. Żadnych wieści! Tylko mama ocalała, ja również. Mama opowiadała mi tylko, że niepisana była jej śmierć, której z rozpaczy szukała. Było jej wszystko jedno.

- Czy się dziwić? Młoda wdowa, w ciąży, wokół wojna.

Po wodę chodziła na Żelazną i to w momencie, kiedy były naloty junkersów. Ulice wówczas były puste i nie było kolejki po wodę. Kiedyś, idąc po wodę w czasie nalotu, została wciągnięta do bramy przez trzech młodych powstańców. Za moment oni już nie żyli, bomba spadła blisko bramy, ona znowu ocalała.

- Po 63. dniach heroicznej walki, POWSTANIE upada, następuje exodus.

Właśnie, ewakuacja warszawian. Mama najpierw znalazła się w kościele św. Wojciecha na Woli, gdzie był pierwszy przystanek. Dalej kolumny mieszkańców szły do Pruszkowa, gdzie znajdowały się hale naprawcze taboru kolejowego, zamienione na obóz. Po drodze Ukraińcy z oddziału RONA M. Kamińskiego (a to były jeszcze gorsze oddziały od oddziałów SS Dirlewangera) wyciągali młode kobiety z tłumu i gwałcili je, potem mordowali. Znowu mama miała szczęście, wyciągana parę razy z kolumny, a była młoda i bardzo ładna, powracała do niej – ratowała ją zaawansowana ciąża. W obozie pruszkowskim odbywała się selekcja – jednych wysyłano do obozów pracy, innych do koncentracyjnych. Warunki tam były okropne. Ani łóżek, ani wody. I strach. Nadchodził grudzień i czas rozwiązania. Wtedy to mamę, po przekupieniu kogo trzeba, wywieziono z obozu na chłopskiej furmance, pod obierkami. Znalazła się w Grodzisku, u rodziny kolejarskiej, na poddaszu – tam się urodziłem. No i była rozpacz, mama nie miała pokarmu. Na bazarze w Piasecznie za litr mleka zapłaciła złotą obrączką. Tak sobie dorabiały polskie hieny. Na tym bazarze mamę rozpoznał ktoś z Pułtuska i dał znać mojej babci, mamie mamy, Janinie Wronie z domu Wiernickiej, że żyjemy. Babcia przyjechała po nas furmanką, ratując nam najprawdopodobniej życie. W Pułtusku zaczęła się walka o nas. Babcia była dzielna, dała radę, mimo że miała na utrzymaniu piątkę dzieci. Pomagał jej brat Teofil Wiernicki, który mieszkał w tym samym domu co my, czyli w alei Wojska Polskiego. Mąż babci nie wrócił jeszcze z niewoli.

- Sytuacja się jednak normuje, chociaż wojna wciąż trwa w głowach Polaków.

Tak. Mama dostaje pracę w księgarni na Świętojańskiej, zatrudnił ją podinspektor szkolny, warszawiak, Stefan Nowakowski, wdowiec z "przychówkiem", z synami. To on, po trzech latach znajomości z mamą, został jej nowym mężem, a moim ojcem. Człowiek po dramatycznych przejściach - przeżył obóz koncentracyjny w Mauthausen. Znowu mieliśmy szczęście – mama i ja. Trafiliśmy na wspaniałego, szlachetnego, uczciwego człowieka, dzięki któremu wyrosłem na człowieka. Dzięki niemu mam siostrę, Barbarę.

- Wiem, że Twoja mama nie chciała rozmawiać o powstaniowej i wojennej traumie, tak wypierała ze świadomości tragizm przeszłości. Wyszła przecież z POWSTANIA OKALECZONA. Ale coś jednak wiesz, czegoś się dowiedziałeś. Od różnych osób.

Mama "przyłapana" na jakimś słowie, mówiła jedynie monosylabami. Często spotykam na ulicy koleżanki mamy z Ruszkowskiego, które ją wspominają. Jedna z nich, pani Genowefa Lech, powiedziała mi, że mama mówiła: "Żyję dzięki Wojtkowi". Bardzo się wówczas wzruszyłem, w pierwszym momencie nie wiedziałem, co to znaczy. Potem zrozumiałem i to samo mógłbym powiedzieć mojej kochanej mamie - że żyję dzięki niej. Mama przeżyła 85 lat, a imię i nazwisko mojego rodzonego ojca zostało wykute na Murze Pamięci Muzeum Powstania Warszawskiego.

- Dziękuję Ci, Wojtku, za chęć podzielenie się z naszymi Czytelnikami Twoją rodzinną historią. Ale... Jeszcze jedno pytanie, o samo powstanie.

To hekatomba, tak!!! I heroiczny zryw patriotów, ale dalej to dramat nad dramaty. Stolica kraju wykrwawiona, zrównana z ziemią, wybici mieszkańcy całych dzielnic, 200 tysięcy zabitych cywilnych mieszkańców Warszawy, mnóstwo ludzi - szczególnie kobiet z traumą na całe życie. Profesor Pigoń powiedział, że strzelaliśmy do Niemców brylantami. Te brylanty to poeci z panteonu – Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy czy Halina Krahelska. Zniszczone bezcenne zabytki i obiekty sztuki duchowej... Tragiczne, tragiczne skutki. Nie tak wygląda zwycięstwo!

PS Wojciech Werczyński, uznany piłkarz i prężny działacz sportowy KLUBU NADNARWIANKA został niedawno uhonorowany muralem na budynku pułtuskiego MOSiR.
Grażyna Maria Dzierżanowska

Podziel się
Oceń

Reklama
NAJNOWSZE EWYDANIE
Tygodnik Pułtuski
Reklama
Reklama
OtoDrobne
Reklama
Reklama
ReklamaVictoria recycling
ReklamaOdbiór elektrośmieci
Reklama
Reklama