Miała być sielanka a jest koszmar
2022-04-15 7:20:17
Tak UWAGA TVN pisze o sprawie konfliktu na jednym z pułtuskich osiedli domów jednorodzinnych, do którego nie raz już powracaliśmy na naszych łamach
Sobotnia UWAGA TVN przyciągnęła przed telewizory wielu mieszkańców naszego miasta i powiatu. Kto nie zdążył obejrzeć, może wejść na stronę programu lub FB Tygodnika Pułtuskiego, gdzie sobotni reportaż udostępniliśmy. Warto go zobaczyć choćby dlatego, by przekonać się, że przedstawiany w naszych wcześniejszych artykułach obraz sytuacji, z jaką codziennie od kilku lat muszą się zderzać mieszkańcy osiedla, w żadnym stopniu nie był przesadzony, jednostronny czy tendencyjny, co w nadsyłanych do redakcji sprostowaniach nie raz zarzucali mi autorzy całego zamieszania. A przypomnijmy, że jest to małżeństwo, które swego czasu wybudowało kilka domów na sprzedaż. By do nich dojechać od strony drogi krajowej 61, biegnącej z Pułtuska w kierunku Ostrołęki, trzeba przejechać wąskim pasem z kostki przy posesji małżeństwa, które przy sprzedaży domów udostępniło go kupującym na zasadzie nieograniczonej służebności przejazdu i przechodu. Są to spokojni ludzie, rodziny z dziećmi oraz osoby starsze, chcące emeryturę spędzić w spokojniej zacisznej okolicy. Niestety, sielanka nie trwała długo, bo małżeństwo, które sprzedało im domy, postanowiło że skutecznie zniechęci mieszkańców do poruszania się po służebności. Rozebrali więc ogrodzenie odgradzające ich podwórko od przejazdu, dodatkowo nastawiali tam różności utrudniających bezpieczne poruszanie się po służebności, ustawili też dwie toporne bramy na łańcuch i kłódkę. Teraz utrzymują, że czują się zagrożeni i za każdym razem gdy przejeżdżający bram nie zamykają (bo nie mają takiego obowiązku, zgodnie z orzeczeniem sądu), są narażeni na krzyki, wyzwiska, agresję, nawet w obecności osób postronnych, chociażby swoich gości, których chcą przeprowadzić przez służebność.
Droga gruntowa, będąca alternatywnym dojazdem do osiedla z drugiej strony, jest w złym stanie technicznym. Poza tym osoby poruszające się pieszo, na przystanek autobusowy czy chcące odwiedzić mieszkańców osiedla, musiałyby nadrobić kawał drogi, w czasie opadów czy roztopów brodząc w błocie. Oddzielną kwestią jest dojazd służb ratunkowych. Gdyby zaistniała potrzeba szybkiego dojazdu karetki pogotowia czy straży pożarnej, sytuacja jest patowa, bo służby ratownicze natrafiłyby na zamkniętą na łańcuch i kłódkę jedną, a potem drugą bramę.
Oto komentarz autorów reportażu UWAGI:
Służebność
Bohaterów dzisiejszego reportażu połączyło nie tylko marzenie o życiu na obrzeżach miasta, ale również to, że postanowili je zrealizować, kupując domy wybudowane przez małżeństwo J. Warunkiem, niezbędnym do kupna i zamieszkania w nich, była możliwość dojazdu do każdego z budynków od strony głównej ulicy – przez działkę, na której mieszka małżeństwo J., na co ci ostatni w akcie notarialnym wyrazili zgodę, ustanawiając tak zwaną służebność przejazdu i przechodu.
– Skoro u notariusza zdecydowali się na służebność przez swoje podwórko, to byli świadomi tego, że dla nich to będzie skutkowało jakimiś niedogodnościami. A po kilku latach nagle stwierdzają, że nie, że jest im za ciężko, choć ruch jest znikomy – ubolewa Milena Żak.
Po wybudowaniu i sprzedaży ostatniego z domów, małżeństwo J. złożyło w sądzie pozew o zniesienie służebności przejazdu i przechodu przez swoją posesję.
– Zapadł wyrok korzystny dla nas, czyli służebność została utrzymana. Trzy dni po wyroku ci państwo wrzucili do naszych skrzynek pocztowych kluczyk i powiesili kłódkę na bramie – opowiada Grzegorz Waśko.
Małżeństwo J. chce, by mieszkańcy zamykali ich dwie bramy.
– Otwieraliśmy, ale jej nie zamykaliśmy, ponieważ tak jak mamy zapisane w akcie notarialnym oraz w umowie przedwstępnej sprzedaży, mamy nieograniczony dostęp do służebności – wskazuje Michał Żak.
Posesja małżeństwa J. była odgrodzona od pasa służebności przesuwną bramą i płotem, co dawało niezależność w korzystaniu z działki i jej zamykaniu. J. postanowili jednak ogrodzenie zdemontować, a przesuwną bramę zamontować w sposób utrudniający korzystanie ze służebności.
– Każdy wyjazd trzeba przejechać, zatrzymać się i zamknąć bramę, dojechać do drugiej bramy, wysiąść, otworzyć bramę, przejechać i zamknąć bramę – opowiada pan Grzegorz.
– Dojazdu nie bronimy, ale mamy prawo mieć zamknięte bramy – przekonuje Anna J.
– Raz przejeżdżaliśmy z żoną, to pan z góry rzucił petardy koło samochodu, żebyśmy się wystraszyli – przywołuje pan Grzegorz.
– Ta pani potrafi wyskoczyć zza krzaków przed samochód, zatrzymując pojazd – wskazuje pan Michał.
– Najgorszy jest stres, że coś znowu się wydarzy, że będzie kolejny atak tych państwa – uważa pani Milena.
Jak J. uzasadniają swoje zachowanie?
– Chcemy wywrzeć na nich presję. Są kamery i mikrofony i wszystko słyszę – mówi Wojciech J.
– Obie strony konfliktu złożyły zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia. Jednak w drodze czynności, które przeprowadzili policjanci, ostatecznie zakończono sprawy skierowaniem tylko dwóch wniosków o ukaranie jednej ze stron, właśnie tej, na której nieruchomości ustanowiona jest służebność – mówi podinsp. Katarzyna Kucharska, rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu.
Małżeństwo J. powołuje się na “ustalenia” między nimi a mieszkańcami.
– Ustalenia, że ci państwo będą u nas przejeżdżali dopóki nie będą mieli przejezdności ulicy [od drugiej strony osiedla – red.]. Zrobiła się ulica przejezdna, ale państwu zaczęło się nie podobać – oburza się Anna J.
– Droga, o której ci państwo mówią, jest w fatalnym stanie, to polna droga. Była utwardzana chyba pod koniec ubiegłego tygodnia, a jest fatalna – mówi pan Michał.
Jak tłumaczą mieszkańcy, korzystając z alternatywnej drogi muszą też nadkładać dodatkowe 2 km.
– W momencie kiedy pada śnieg, to nie da się wyjechać [alternatywną drogą – red.] – zwraca uwagę pan Michał.
– Nikt by nie kupił takiego domu w szczerym polu, bez dojazdu. Uważam, że mamy tu kwestię oszustwa i kombinatorstwa z ich strony. To było ukartowane od samego początku, żeby nas wykurzyć i żebyśmy po tej słabej drodze jeździli bryczkami – uważa Arkadiusz Nowicki.
Woda
Małżeństwo J. przy sprzedaży domów miało się zobowiązać do zbudowania sieci wodociągowej. Umowy J. jednak nie dotrzymali, a wodę udostępniali sąsiadom z własnego przyłącza.
– W 2020 roku dostaliśmy od tych państwa pismo, że odcinają nam dostęp do wody i mamy trzy miesiące na załatwienie sobie jakkolwiek wody – mówi pan Michał.
– Cała inwestycja była w wodociągach na pana J. I wodociągi nie chciały z nami nawet rozmawiać, bo nie byliśmy inwestorem. Chcieliśmy odzyskać projekt, żeby jakoś wykonać wodę, ale nie dało się. Wodociągi nie chcą tego robić przez działki, tylko w tak zwanym miejscu dojazdowym dla służb, czyli drogą – mówi pan Arkadiusz.
– Ich [małżeństwa J. – red.] decyzja była taka, że jeżeli zrzekniemy się służebności, to oni pozwolą na dokończenie wodociągu i podepną nas pod wodę miejską – mówi pan Michał.
– Jedyne, co nam pozostało, to wykopanie studni, nie życzę nikomu takiego stresu, który jako matka trójki dzieci przeżywałam w momencie kopania studni. Obaw czy będziemy mieli wodę, czy nie. Na szczęście zakończyło się to happy endem, ponieważ mamy dostęp do wody – mówi pani Milena.
Bramy na pilot
Sąd, w związku toczącym się kilka lat temu procesem o zniesienie służebności, wskazał, że rozwiązaniem sytuacji mogłoby być zainstalowanie automatycznych bram i udostępnienie pilotów uprawnionym mieszkańcom. Zaznaczył jednak, że sąsiedzi małżeństwa J. nie są zobowiązani do partycypowania w kosztach ich montażu.
– A co, my jesteśmy sponsorami dla tych państwa? – oburza się Wojciech J.
Zdaniem mieszkańców osiedla, nawet gdyby zamykali obie bramy, to nic by to nie dało.
– Im chodzi o to, żebyśmy w ogóle zrezygnowali z tej służebności. To ich cel, stąd szantaż z wodą i sprawa w sądzie o pozbawienie, żebyśmy nie korzystali ze służebności. Trwa to lata i myślę, że nawet jak będą korzystne wyroki, to ci państwo i tak się nie zmienią – kończy pan Grzegorz.
Rzeczywiście, końca sporu nie widać, przed sądem toczą się kolejne sprawy z powództwa jednej i drugiej strony. Jak wspomniała w reportażu UWAGI podinsp. Katarzyna Kucharska, rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu, policja skierowała dwa wnioski o ukaranie jednej ze stron, właśnie tej, na której nieruchomości ustanowiona jest służebność, czyli małżeństwa J. Jak udało nam się ustalić, 4 kwietnia tego roku, Wydział Karny Sądu Rejonowego w Pułtusku wydał w tej sprawie wyrok nakazowy, nakładając na małżonków karę grzywny po 600 zł plus koszty postępowania. Zdaniem sądu, popełnili oni wykroczenie z art.107 k.w., złośliwie niepokojąc sąsiadów, zakłócając ich spokój i wywołując zdenerwowanie poprzez utrudnienie swobodnego przejazdu drogą, do której mają ustalona notarialnie służebność, wychodząc przed ich pojazdy, blokując przejazd, wszczynając awantury.
W czasie nagrywania UWAGI zachowywali się podobnie, choć za wszelką cenę i wbrew temu co widać na tym i innych nagraniach, którymi dysponują mieszkańcy osiedla, małżonkowie J. chcą udowodnić, że to oni są tu pokrzywdzeni i zagrożeni. Dodajmy, że mężczyzna zaopatrzył się nawet w specjalną tubę – megafon, przez który z olbrzymią siłą wykrzykuje w stronę swoich sąsiadów, o ironio, by nie zakłócali mu miru domowego.
Miejmy nadzieję, ze sąd stanie po stronie mieszkańców osiedla, a stanowczym orzeczeniem w końcu doprowadzi do końca tej absurdalnej sprawy. Po poznaniu jej szczegółów, większości z nas od razu nasuwa się refleksja, którą zresztą w jednym z komentarzy na stronie UWAGI zawarł widz programu. Skąd ci ludzie czerpią siły, by codziennie toczyć wojny z sąsiadami, którzy chcą tylko spokojnie przejechać do swoich posesji? Po co im to? Nie szkoda sił i zdrowia? Najwyraźniej nie…
ED