pultuszczak




GWIAZDKI w Pułtusku – bardzo subiektywnie

2023-07-05 3:20:49

Pułtuszczanka Aneta Szymańska uwielbia podróże, których nieodłączną częścią zawsze jest poznawanie nowych smaków, regionalnych potraw i przypraw. O jedzeniu, również naszym polskim, potrafi pisać bardzo ciekawie i tak barwnie, że człowiek zaraz robi się głodny. Musicie przeczytać i koniecznie wypróbować!

Jak każdy smakosz, z w wielką niecierpliwością i ciekawością czekam na coroczne wydanie przewodnika Michelina, kto utrzymał gwiazdki, kto spadł, a kto wznosi się i zaczyna świecić bardzo jasno na restauracyjnym panteonie.

W tym roku pozytywne zaskoczenie, pierwszy raz polska restauracja otrzymała aż dwie gwiazdki. To krakowska Bottiglieria 1881, która podaje polskie specjały, tylko trochę bardziej podkręcone. W tej chwili, żeby posmakować tej wyrafinowanej kuchni trzeba czekać na stolik kilka miesięcy i jak się domyślacie, nie jest to tania przyjemność, bo wizyta kosztuje tam minimum 500 zł za osobę. Czy warto? Nie wiem, nie byłam, ale już same nazwy potraw robią wrażenie: pomidor piklowany z różą, oliwa z trawy żubrowej, tatar z jelenia ze szpikiem kostnym, śledź z emulsją z ogórka z ikrą śledziową. Od razu widać, że szef kuchni ma fantazję i nie boi się zaskakujących połączeń.

Gwiazdki Michelina to nie tylko ekskluzywne restauracje, kiedy byłam w Tokio, miałam przyjemność, po odstaniu w wielkiej kolejce, spróbować w ulicznym barze Konjiki Hototogisu, najlepszego ramenu rekomendowanego w przewodniku. I to danie zmieniło moje życie! Było to tak pyszne, esencjonalne, tak bardzo poprawiające nastrój. Nigdy nie zapomnę tego smaku, nawet i dzisiaj wsiadłabym samolot tylko po to żeby ponownie zjeść tą wielką michę rosołu z kluskami.

A czy w Pułtusku zjemy dobrze? Komu przyznać gwiazdki, albo czy może nawiązując do naszej historii, pułtuskie meteory? Ja mam swoje ulubione miejsca i smaki, którymi chętnie się z Wami podzielę.

Jeśli chcę zjeść uczciwie po polsku, zawsze wybiorę Żaczka na rogu rynku przy fontannie. Nie ma lepszych polskich zup w okolicy, flaki, żurek, rosół czy barszcz to ogromne porcje i od zawsze trzymające taki sam wysoki poziom! Jeśli zamawiam te dania, nie potrzeba już nic więcej, na pewno najesz się i będzie to dobre! W Żaczku zawsze mam trudny wybór czy zupa, czy genialne pierogi. Miękkie i cienkie ciasto w środku, do wyboru mięso lub szpinak z serem. Nigdy mi się nie znudzą i smakują obłędnie.

Po sąsiedzku, po drugiej stronie rynku, znajduje się legendarna Magdalenka, najstarszy pub bar w Pułtusku. Niezawodne miejsce na piwo czy drinka, najlepiej teraz w lecie, kiedy możemy usiąść na zewnątrz w ogródku i rozkoszować się pułtuską atmosferką. Pub podaje słynną golonkę, miękką, rozpadająca się na języku. Ja zawsze zamawiam z zasmażaną kapustą i puree z grochu, do tego obowiązkowo zimne piwo. Tak, to jest to! To danie powinno być symbolem naszego miasta. Rewelacja!

Magdalenka ma jeszcze jedno moje ulubione danie, lżejsze niż golonka i w sam raz na gorące dni.To sałatka norweska z łososiem na parze. Duży talerz z rozmaitymi warzywami w bazyliowym sosie i uczciwy kawałek soczystej ryby! Bardzo polecam!

Kontynuując spacer w okolicy Rynku, w alei Polonii warto zajrzeć do restauracji sushi Yakuza! Niewielki lokal z kilkoma stolikami, ale za to doskonałe sushi, które przyrządzane jest na naszych oczach. Niezwykle sympatyczna, młoda obsługa, zawsze uśmiechnięci i otwarci ludzie. A jakie jedzenie! Świeże, uczciwe porcje. Każdy z mojej rodziny ma swój ulubiony zestaw. Ja zawsze wybieram futomaki krewetka tempura. Ale dzieciom podkradam pieczonego łososia i wegańskie rolki. Podjadamy tam też pikantne kimchi i sałatkę wakame.

Pozostając w azjatyckim klimacie, warto odwiedzić bar Duc Phat na ul. Daszyńskiego. Widać go już z daleka, bo budynek jest pomalowany na wściekle zielony kolor. Miejsce w środku jest niewielkie, ledwo 4 stoliki, większość klientów zamawia na wynos, ale czasem warto usiąść i poczuć klimat wietnamskiej ulicy. Przesympatyczni właściciele uwijają się i nie pozwalają długo czekać na dania. Ja jestem fanką ich zupy pho i smażonego makaronu udon z wołowiną. No i ich sajgonki, ogromne i bardzo pyszne!

No to chyba już się najedliśmy, czas na coś słodkiego. Tuż obok baru Duc Phat, na rogu ulicy, wchodzimy do magicznego miejsca, kawiarni Pani Kawka. Tam naprawdę można się zrelaksować, bardzo przyjazne, otulające życzliwością miejsce. Oczywiście pyszna kawa, ale też sernik z białą czekoladą! O tak! To jest słodkość. A może na koniec lody? Tak ja poproszę, dla mnie najlepsze w Pułtusku są w VaniLove na ul. Świętojańskiej. Zaskakujące, nieoczywiste smaki, moim faworytem jest sorbet prosecco, wytrawny, mniej słodki i z nutą musującego wina, to lubię bardzo!

Kończąc naszą gastronomiczną pułtuską przygodę, chciałam zaznaczyć, że wszystkie dania przetestowałam wielokrotnie i z wielką przyjemnością. Dodam, że moje wybory są subiektywne i odpowiadają mojemu podniebieniu. A jakie są Wasze ulubione pułtuskie potrawy i miejsca? Chętnie spróbuję, namawiajcie!

 

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *