Znaki drogowe na Rynku
2022-11-04 1:20:29
Na ten temat można pisać bez końca
Kiedy ostatnio spacerowałem dookoła Ratusza na naszym pułtuskim Rynku, zauważyłem ze smutkiem brak zmian w kwestii ustawienia znaków drogowych – o czym pisaliśmy tuż po zakończeniu remontu jezdni i chodników. Przyznam, że sam już nie wiem, jak o tym pisać, żeby “obudzić zrozumienie” u urzędników, odpowiedzialnych za obecny stan rzeczy. Skoro – jak wiadomo, “obraz niesie więcej informacji niż tysiąc słów”, posłużę się fotografią. Wyjaśnię: stanąłem na jezdni, dokładnie przed wyjściem z kawiarenki ratuszowego łącznika, zwrócony zgodnie z kierunkiem jazdy w stronę ul. Słowackiego. Lekko się pochyliłem, zapewniając sobie taka perspektywę, jaką ma kierowca samochodu osobowego jadącego w kierunku Zamku. Za skrzyżowaniem z al. Polonii, po prawej stronie zainstalowano znaki drogowe. Jak widzi te znaki kierowca – a właściwie “co widzi” można ocenić, patrząc na zdjęcie obok. Fotografię wykonałem w ciągu dnia i wtedy można się – być może – czegoś tam domyślać. Po zmroku, kiedy latarnia świeci, poza plamą światła trudno w ogóle dostrzec zarysy znaków. Kierujący w nocy, przy padającym deszczu widzi wyłącznie jeden wielki, błyszczący “odblask” schowany za latarnią.
Jak wspomniałem – pisaliśmy już o tym wiele, wiele miesięcy temu. Bez reakcji. Możemy się domyślać, że w trakcie remontu najwyraźniej nie skoordynowano projektu nowego oznakowania z projektem nowego oświetlenia. Wszystkie zakończone roboty bez zastrzeżeń (?!) – więc nie bardzo jest podstawa do wprowadzenia poprawek, które mogłyby okazać się dość kosztowne. Jednak pozostaje pytanie: kiedy montowano znaki i montowano oświetlenie – robiono to pod okiem wyznaczonych przez Ratusz inspektorów nadzoru? I co najważniejsze – inspektorzy nadzoru i zapewne cała rzesza urzędników podpisywała protokoły odbioru tych prac. Kto te roboty nadzorował i odebrał – Ray Charles i Stevie Wonder? Pozwolę sobie na taką propozycję: niechby jakiś urzędnik, odpowiedzialny za sytuację z obrazka, poszedł na chwilkę do naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego w naszej powiatowej Komendzie Policji – w końcu daleko nie jest. Niech pokaże nasz artykuł i niech zapyta, czy policjanci mają podstawę do ukarania kierowcy, który popełni wykroczenie wbrew ustawionym znakom i gdy kierowca się tłumaczy, że znaków nie widział. A teraz uwaga: kiedy jedziemy północną jezdnią ul. Rynek, za skrzyżowaniem z ul. Rybitew mamy identyczną sytuację: znaki zasłonięte latarnią! I też o tym pisaliśmy dawno temu. I też nadal nic się nie zmieniło. Pod łącznikiem od strony wylotu al. Polonii wyznaczono wzdłuż budynku Ratusza kilkanaście miejsc postojowych. Na elewacji zamontowano znak zakazu zatrzymywania z tabliczką, określającą kiedy i kogo ten zakaz obowiązuje. W wolnym tłumaczeniu: w tygodniu, od poniedziałku do piątku między 7:00 a 17:00 mogą tam parkować wyłącznie radni i urzędnicy. Mieszkańcy, przyjezdni, turyści mają absolutny zakaz zatrzymywania się na tych miejscach postojowych. Przyznam, że nasuwa się sporo pytań: turyści, którzy chcieliby zatrzymać się blisko muzeum i baszty, nie mogą tego zrobić – to ma sprzyjać rozwijaniu turystyki? A jeśli sesja rady trwa do późnych godzin, to jak się można domyślać, mundurowi po 17 sypią mandaty za wycieraczki aut radnych? A kiedy przyjedzie kilkanaście aut w weselnym korowodzie do Urzędu Stanu Cywilnego i muszą szukać miejsca “gdzieś dalej”: te zawody choreograficzno – sportowe w truchcie druhen na szpilkach po bruku to taki celowy zabieg podkreślający folklor i koloryt miasta – tak? Pytań jest oczywiście więcej…. Panie Burmistrzu – w tym tekście nie chodzi o to, że ktoś kogoś gani…. Proszę jednak przyjąć, że takie oznakowania przed urzędem administracji publicznej, tak samo jak zamykanie dostępu na piętro budynku, wpisuje się w obraz zamykania się miejskich urzędników w “szklanej wieży”. Oczywiście, że Ratusz potrzebuje miejsc postojowych przy budynku – dla służbowych aut, dla zaopatrzenia. Robi się to w ten sposób, że wyznacza się na miejscach postojowych dodatkowy znak poziomy, tak zwaną “kopertę” (P-20) znak pionowy “P” z dorysowaną kopertą (D-18a). Na znaku pionowym powinna się pojawić tabliczka z informacją, że to miejsca zastrzeżone dla Urzędu Miasta i Gminy. I to wszystko. Uprzedzając ewentualne głosy z Urzędu, że “byle kto nie będzie nas pouczać, jakie i gdzie stawiać znaki” przypomnę, że to nie my pouczamy – tylko Minister Infrastruktury, który w rozporządzeniu w sprawie znaków i sygnałów podał jasne (?!) wytyczne, kiedy można stosować znak zakazu zatrzymywania, przyśrubowany do ściany Ratusza. Cytujemy, licząc na uważną lekturę: Znak B-36 “zakaz zatrzymywania się” stosuje się w celu wyeliminowania zatrzymania się na tych odcinkach drogi, na których nawet chwilowe unieruchomienie pojazdu może spowodować pogorszenie płynności ruchu, zmniejszenie przepustowości i wzrost zagrożenia bezpieczeństwa ruchu, oraz w pobliżu obiektów specjalnych (np. banki, obiekty MON itp.), których potrzeba oznakowania znakiem B-36 wynika z odrębnych przepisów. Znak B-36 jako bardzo uciążliwy dla kierujących powinien być umieszczony jedynie w niezbędnych, uzasadnionych warunkami ruchu przypadkach. Zasadą powinien być ograniczony czas obowiązywania znaku. Ograniczenie zatrzymywania się powinno dotyczyć tylko godzin największego natężenia ruchu. Znak B-36 powinien być stosowany przede wszystkim w miastach, na ulicach układu podstawowego, prowadzących komunikację zbiorową autobusową lub trolejbusową oraz na wąskich ulicach dwukierunkowych o dużym natężeniu ruchu. Które z wymienionych przesłanek występują na naszym Rynku? Ratusz to obiekt specjalny? Chyba nie mamy też do czynienia z intensywną komunikacją autobusową? Prawo wymaga uzasadnienia do zastosowania tak “uciążliwego” znaku. I co do zasady nie powinien się znaleźć w stałej organizacji ruchu. Na zakończenie podkreślę, że pokazując drogowe absurdy nie zamierzamy pisać o drobiazgach i błahostkach. Z reguły piszemy o elementarnych kwestiach bezpieczeństwa. O zagrożeniach w ruchu drogowym. O niefunkcjonalnych rozwiązaniach. O utrudnieniach i nieżyciowych rozwiązaniach. Pisząc przez minione lata, najczęściej “pokazujemy palcem” co jest nie tak na pułtuskich ulicach i chodnikach – a urzędnicy wprowadzają zmiany, choć trzeba przyznać, że niestety trwa to najczęściej bardzo długo. Niekiedy po poprawkach nie jest dużo lepiej. Z przymrużeniem oka możemy zadeklarować, że dopóki Ratusz nie zaangażuje osób naprawdę znających zasady oznakowywania dróg, będziemy starali się wspierać w tym zakresie urzędników – choć zapewne będzie to metoda “przybliżania się” do właściwych rozwiązań. ZCZ |