Zakręcona ZIELONA
2023-11-15 10:43:16Pani Irena jest nietuzinkowa emerytką. Zwraca uwagę ekstrawagancką fryzurą, sportowym strojem i energią, której mogłaby jej pozazdrościć niejedna młoda osoba. Ze zdrowiem u niej różnie ale nie poddaje się, walczy o siebie i jest osobą, która zawsze idzie pod wiatr. Nie boi się narazić, wychodzić przed szereg, bo zależy jej na tym, by w jej małym rodzinnym mieście Pułtusku dobrze się mieszkało. To zależy od lokalnych władz, ale też od nas wszystkich mieszkańców, o czym często zapominamy. Drobne zmiany codziennych nawyków, bardziej zdrowy aktywny tryb życia, mogą być cegiełką, którą dołożymy do poprawy kondycji środowiska, jakości powietrza w mieście, zahamowania katastrofalnych zmian klimatu. Bierzmy przykład z pani Ireny!
Skończyła 70 lat i mimo że ma prawo jazdy, a ze względu na dolegliwości zdrowotnych wygodniej by jej było podwozić samochodem wnuki do szkoły i przedszkola, postanowiła że po mieście będzie chodzić pieszo albo jeździć na zwykłej hulajnodze i tego samego uczy dzieciaki. Na pułtuskim osiedlu mieszka od ponad 40 lat i doskonale dostrzega zmiany, jakie zaszły w mentalności ludzi. A to wpływa na fakt, że w mieście są coraz większe korki i coraz więcej spalin, które wszyscy wdychamy. Przyblokowe parkingi i osiedlowe uliczki są zapchane autami. To zrozumiałe, że dojeżdżający dalej do pracy czy na większe zakupy korzystają z samochodu. Pani Irena nie może jednak pojąć, dlaczego rodzice, nawet przy pięknej pogodzie, podwożą dzieci do szkól i przedszkoli, mając je dosłownie kawałek od domu, tłocząc się w kilometrowych korkach. To samo w przypadku niewielkich zakupów. Zamiast się przespacerować, najpierw „grzeją” auto pod blokiem, dymiąc spalinami z rury wydechowej, a potem ruszają na zatłoczone ulice, zamiast zrobić sobie zdrowy spacer.
– Rodzice nawet nie umawiają, się by podwozić dzieci jednym samochodem, tylko każdy wiezie swoje oddzielnie. W konsekwencji, rano są takie korki, że zdecydowanie szybciej docieramy do szkoły i przedszkola pieszo. Problem w tym, że idąc wdychamy te wszystkie smrody z samochodów. Ludzie nie myślą o tym, że trują i robią własnym dzieciom krzywdę, bo one mało się ruszają, wszędzie są podwożone, wracają ze szkoły również samochodem i spędzają czas przy komputerze albo telefonie. Jeśli nie chodzą na żadne zajęcia sportowej, to jedynym czasem kiedy się ruszają, są krótkie lekce w-fu.
Pani Irena próbuje rozmawiać z ludźmi na ten temat, grzecznie z uśmiechem na twarzy, bo nie o to chodzi by pouczać, moralizować czy po chamsku zwracać uwagę. Mówi, że jedna czy dwie osoby w samochodzie, a tyle spalin i wszyscy tym oddychamy. Odpowiadają przeważnie, że nie po to mają samochód, żeby stał.
– Zaczepiłam starszego pana, który niósł jakieś małe zakupy w siatce, a wysiadł na osiedlu ze starego kopcącego samochodu, takiego przysłowiowego „rzęcha”. Zapytałam czy nie lepiej byłoby się przejść do sklepu, to zareagował bardzo agresywnie, że się czepiam. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że każdy mógłby się przyczynić do tego, by powietrze w naszym mieście było bardziej znośne. Parę razy zapukałam też w szybę do kierowcy, który odpalił silnik w stojącym pod blokiem samochodzie i tak siedział, to mi odpowiedział, że rozgrzewa auto, ale ile można?!
Zielona Zakręcona emerytka mieszka na swoim osiedlu od prawie 40 lat i boleśnie odczuwa, jak przez ten wzrost liczby samochodów powietrze jest coraz gorsze. Otwiera okno na trzecim piętrze i czuje smród spalin.
– Nie wiem co można zrobić poza apelami, by więcej chodzić, jeździć na rolkach, hulajnodze czy rowerze niż autem. Tu też ze strony władz potrzebne są działania takie jak budowa nie połączonych ze sobą sensownie ścieżek rowerowych, prężnej komunikacji miejskiej, którą ludzie można by pojechać do pracy, szkoły i wrócić. Ja chodzę i jeżdżę na hulajnodze, więc nie korzystam z miejskich autobusów, ale słyszę głosy, że godzinowo autobusy są średnio dopasowane do osób pracujących, kursy powinny być częściej, co godzinę czy dwie, trasy po całym mieście i okolicznych miejscowościach, wtedy ludzie może by się przekonali i jeździli autobusami zamiast każdy swoim samochodem.
Spalin w mieście jest coraz więcej, za to drzew coraz mniej. Rozmawiam z panią Irena na osiedlowej ławeczce pod blokiem. Wokół zostało jeszcze kilka starych drzew, które rzucają cień, ale nieopodal mamy duży nowoczesny park, teren rekreacyjny dla mieszkańców. Tu tylko niska roślinność, głównie krzewy, nad czym kobieta bardzo ubolewa.
– W tym nowym parku, zanim z drzewek zrobią się drzewa, dużo czasu upłynie, ja już pewnie tego nie doczekam. Teren jest bardzo ładny, ale „goły”, w czasie upałów człowiek czuje się jak na patelni, nie ma się gdzie schronić, plac zabaw, ławki są w pełnym słońcu. Dużo starych pięknych drzew na naszym osiedlu powycinali, twierdząc, że to na wniosek mieszkańców, bo im przeszkadzały, np. dlatego, że robaki wchodziły przez okna albo ptaki brudziły. Wycięli piękną dużą jarzębinę, bo ktoś z sąsiadów zgłosił, że się jej owoce rozdeptują i wnoszą na butach do mieszkania. Idąc tym tropem, powycinajmy wszystko i zrobimy druga Saharę, tylko że w takich warunkach nie da się żyć! Nie pytają wszystkich mieszkańców czy drzewo im przeszkadza, tylko wystarczy że jedna osoba złoży pismo i już wycinają. Działamy tym na własna szkodę, swoich dzieci, wnuków. Czas się obudzić!
ED