Z życia kierowców
2022-10-26 12:20:52
Wiedząc, że wielu naszych Czytelników to kierowcy, codziennie zasiadający za kierownicą, postanowiłem podzielić się pewną historią, która wydarzyła się na drodze kilka tygodni temu. Od razu też zaznaczę, że zdarzenie nie zostało w żadnej mierze “zmyślone” ani podkoloryzowane na potrzeby tego tekstu, a opisana sytuacja drogowa może (oby nie!) przydarzyć się zapewne każdemu kierowcy
W historii udział wzięli: pani Osobówka, pan wywrotka, pan Policjant (w służbowym duecie z panią Policjantką).
Zacznijmy od opisu zdarzenia: środek tygodnia, około godziny 16:00, Warszawa. Pani Osobówka, jadąc wzdłuż Wisły, zamierza wjechać na jeden z warszawskich mostów. Kieruje się zatem estakadą “ku górze” na most, na którym – na trzech pasach do jazdy na wprost o tej porze jest kompletny “korek”, samochody co kilkadziesiąt sekund podjeżdżają zaledwie kilkanaście metrów. Pani Osobówka jedzie równolegle do stojących w korku aut, prawym skrajnym pasem, służącym do włączenia się do ruchu. Kiedy do końca tego zanikającego pasa ma już około 10-12 metrów widzi, że samochody na pasie po lewej znów ruszyły i przejechały kilkanaście metrów. W lusterku widzi, że duża wywrotka nie ruszyła z miejsca, zostawiając przestrzeń do włączenia się do ruchu …pozornie, jak się za chwilę okazało. Pani Osobówka od dawna ma włączony kierunkowskaz w lewo, przed nią nie ma na kończącym się pasie żadnych aut, za to widać dwie ostatnie tzw. “strzałki naprowadzające” nakazujące opuszczenie tego pasa. Pani Osobówka rusza zatem, zmienia pas wjeżdżając w pozostawione na lewym pasie miejsce. Manewr właściwie wykonany…i nagle bardziej czuć niż słychać bujnięcie auta pani Osobówki. Rzut oka w lewe wsteczne lusterko nie pozostawia złudzeń: pan Wywrotka jednak ruszył i nie zważając na to, co się przed nim dokonało – walnął panią Osobówkę w tylny, lewy błotnik, robiąc spektakularne wgniecenie. Kierowcy wysiadają, poza zgniecioną blachą nic się na szczęście nikomu nie stało. Pozostaje jedynie ustalić “kto miał rację”. Pani Osobówka mówi: “przecież pan wyraźnie mnie wpuszczał do ruchu, nie podjechał pan tych kilkunastu metrów, dla mnie to był oczywisty znak, że mogę wjechać”. Pan Wywrotka powtarza jedynie: “ja pani nie widziałem” oraz “to pani wina”. Pani Osobówka, pewna swego, wzywa Policję. Doskonale przy tym pamięta, że od dwóch lat wpuszczanie samochodów z zanikającego pasa – na tak zwany suwak, czyli jeden na jeden, jest ustawowym obowiązkiem. Pan Policjant pojawia się po dłuższym (…) czasie. Następują kolejno po sobie rutynowe czynności, weryfikacja danych, dokumentów, alko-test. Policja wysłuchuje relację z tego zdarzenie podawaną przez obie strony. Po czym pada werdykt….. Pan Policjant oświadcza: winę za zdarzenie ponosi pani Osobówka. Owszem – pan Wywrotka miał obowiązek wpuścić do ruchu przed sobą jedno auto z prawego, kończącego się pasa, ale dopiero w miejscu, gdzie ten pas się kończy, a nie kilka metrów wcześniej. Pani Osobówka twierdzi, że strzałki naprowadzające na asfalcie, dwie ostatnie, do których dojechała, namalowane jedna za drugą, oznaczają nakaz opuszczenia pasa. Pan Policjant twierdzi jednak, że należało dojechać do końca pasa. Nie uzgodniono, gdzie jest “koniec pasa” jeśli linia wyznaczająca ten koniec przebiega ukośnie na odcinku wielu metrów. Pan Wywrotka spokojnie powtarzał, jak mantrę “ja pani nie widziałem”. I tu kończy się pierwsza część opowiadania, z hasłem “do przemyślenia”. Zacytuję dla porządku art. 22 ustęp 4a. Ustawy prawo o ruchu drogowym: w warunkach znacznego zmniejszenia prędkości na jezdni z więcej niż jednym pasem ruchu w tym samym kierunku jazdy, w przypadku gdy nie istnieje możliwość kontynuacji jazdy pasem ruchu z powodu wystąpienia przeszkody na tym pasie ruchu lub jego zanikania, kierujący pojazdem poruszający się sąsiednim pasem ruchu jest obowiązany bezpośrednio przed miejscem wystąpienia przeszkody lub miejscem zanikania pasa ruchu umożliwić jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów, znajdującym się na takim pasie ruchu, zmianę tego pasa ruchu na sąsiedni, którym istnieje możliwość kontynuacji jazdy. Ustęp 4b wyjaśnia sytuację, w której zanikają jednocześnie dwa pasy po lewej i prawej stronie. Kto miał rację? Druga część opowiadanej historii jest znacznie bardziej niejasna… Otóż – pani Osobówka oznajmiła, że nie zgadza się z opinią pana Policjanta, nie zamierza przyjąć mandatu i chce, aby sprawę rozstrzygnął sąd. Na to, pan Policjant, bez mrugnięcia okiem, oznajmił: “jeśli pani odmawia przyjęcia mandatu, to w takim razie ja natychmiast odbiorę pani prawo jazdy”. Pani Osobówka po tej informacji nieco oniemiała i w narastającym przerażeniu poprosiła o podanie podstawy prawnej zatrzymania prawa jazdy. Pan policjant wyjaśnił: “mogę pani zatrzymać prawo jazdy fakultatywnie”. Wyjaśniamy zatem także i my naszym Czytelnikom: fakultatywnie policjant może zatrzymać prawo jazdy w przypadku uzasadnionego podejrzenia, że kierowca popełnił przestępstwo lub wykroczenie, za które sąd może orzec zakaz prowadzenia pojazdów. Na podstawie pokwitowania można kierować pojazdem przez 7 dni. Pani Osobówka oniemiała jeszcze bardziej i próbowała wyjaśnić, że żadna z przesłanek do “fakultatywnego zatrzymania prawa jazdy” nie wystąpiła, że przecież nie popełniła przestępstwa, a za doprowadzenie do niewielkiej stłuczki żaden sąd nie odbiera prawa jazdy. Apelowała do pana Policjanta o sprawdzenie, że ona prowadzi samochód od ponad trzydziestu lat, jest doświadczonym kierowcą ze stażem bliskim miliona przejechanych kilometrów, że podczas tych wszystkich lat NIGDY nie dostała mandatu. Powiedziała, czym się zajmuje zawodowo i wyjaśniła, że bez prawa jazdy straci możliwość pracy i utrzymania – a sąd w obecnych realiach rozpatrzy tę sprawę zapewne nie prędzej niż za jakieś… dwa lata! A to oznacza dwa lata bez możliwości wykonywania pracy… Pan policjant, absolutnie niewzruszony, pozostawał na stanowisku: albo przyjmie pani mandat – albo zabiorę pani prawo jazdy. Pani Osobówka, przełykając gorzkie łzy, wybrała mniejsze zło i mandat przyjęła. Gorycz powodowało poczucie bezsilności: pani Osobówka poczuła się w sposób oczywisty zaszantażowana – takie przymuszenie formalno-emocjonalne. W odczuciu tej pani, odebrano jej podstawowe prawo do tego, aby sprawę rozstrzygnął sąd. Dla porządku należy dodać, że już po wypisaniu mandatu, pan Policjant przyznał, że “my nie lubimy chodzić po sądach”. Sprawa zakończona. Auto pani Osobówki było na szczęście ubezpieczone, więc zostanie naprawione i przyjdzie czas, aby o zdarzeniu zapomnieć. Takie gorzkie wspomnienia potrafią się niestety odkładać na długo. Pozostaje jednak pytanie: czy pomysł na “fakultatywne zatrzymanie prawa jazdy” to odosobniony incydent? Czy może jednak częściej zdarza się, że policjanci stawiają kwestię: “albo przyjmujesz mandat – albo odbierzemy ci prawo jazdy”? Prosimy Czytelników Tygodnika Pułtuskiego o komentarze i opinie. ZCZ |