SZKOCI a POMIDORY z GRABÓWCA
2022-07-21 12:25:51
Niedawno pisaliśmy addio pomidory, dziś odwrotnie WITAJCIE POMIDORY, te piękne jak z obrazka, wystawiane na samoobsługowym straganiku w GRABÓWCU. Przed kilkunastoma dniami powitali je nie tylko stali i przypadkowi klienci, ale także… Szkoci, dwaj chłopcy, wnukowie państwa Joanny i Edwarda Łaszczychów. Dodajmy, że pomidory z Grabówca mają swoją markę. I najprawdziwszy pomidorowy smak
A pomidorów jest w bród, rożnych kształtów, kolorów i smaków. Przy nich ogórki i czereśnie. Pudełeczko na pieniądze i waga, oczywiście.
Przed kolorową „wystawką” – po raz pierwszy – spotykam panią Joannę. – Moje ulubione pomidory? Chyba rosamunda, te „pomarszczone”, są widowiskowe, w typie bawole serce, o kształcie sakiewki i wybornym smaku, mają delikatną skórkę. Jak jemy pomidory? Mąż kroi sobie w tzw. kanty, dodaje cebulkę, a ja lubię gruby plaster położyć na chleb z masłem i wędliną. Tak, przetwory też robię – używam te pomidory po 10 zł, podłużne, zwarte, to specjalne pomidory na przetwory, też doskonałe w smaku. Przetwarzam pomidory na soki, na zupę, obowiązkowo, też zielone na sałatkę, klienci również kupują zielone. A na sałatki w lecie nadają się praktycznie wszystkie tu wystawione. Tu mamy pomidory, które opisałam jako BARDZO DAWNA ODMIANA, bardzo mięsiste, taki prawdziwy dawny pomidor. Mąż stara się zawsze wprowadzać nowe odmiany, w tym roku te wyglądem przypominające sakiewki, ale czerwone. Czarne pomidorki chyba najlepiej schodzą, ale właściwie powinnam powiedzieć, że wszystkie odmiany cieszą się powodzeniem u naszych klientów, nie ma problemu.
Do naszej rozmowy włącza się stały klient: – Żółte proponuję (-Tych są dwie odmiany, jedne z nich z dodatkiem czerwonego koloru – podaje moja rozmówczyni) i bułgarskie, których dziś nie ma.
Pytam więc o te bułgarskie pomidory. Pani Joanna: – W tym roku mi słabiutko wzeszły. A pierwsze nasionka dostałam od jakiejś pani. Kiedy ją spytałam o nazwę tego smacznego pomidora, powiedziała, śmiejąc się, że to BUŁGARSKI, bo przywiozła go z Bułgarii.
Roboty przy pomidorach jest huk. Wszystkie odmiany prezentowane na stoisku rosną pod szkłem. Ogórki w ziemi wykładanej fizeliną. – Praktycznie w połowie marca wysiewamy nasiona, trzeba je podlewać i utrzymywać odpowiednią temperaturę, potem roślinki pikujemy w doniczki, a następnie do ziemi w szklarni. No i trzeba sadzonki doglądać, okręcać, obcinać liście, wyrywać chwasty. Jak się pomidorki zażółcą i zaczerwienią, to je zbieramy. Robota nie jest lekka, w dodatku brudna – pani Joanna wskazuje na ręce.
Przy straganiku spotykam Maję, urodzoną w Szkocji, dziś mieszkankę Grabówca: – Lubię pomidory, bardzo, a czarne są najlepsze. Jak je jem? Najchętniej tak po prostu, wziąć w rękę i jeść. Bardzo lubię sosy pomidorowe do spaghetti, mama robi, też pizzę z sosem. A jeśli chodzi o babci owoce, to lubię czereśnie… – Czereśni mamy ze 20 drzewek, i w tym roku nie mają robaka, są smaczne – rzuca babcia Mai.
Tommy, o którym pani Joanna mówi, że jest najbardziej pracowitym dzieckiem: – Często przyjeżdżam do dziadków, teraz jestem od tygodnia, z mamą. Babcia mi robi kanapeczki z pomidorami. Lubię je. A czy jadłem haggis? Tak, ale go nie lubię.
Drugi z chłopców, starszy, to Owen, też lubi pomidory. – A w Szkocji najbardziej lubię… chipsy – mówi, a my wybuchamy śmiechem. – W Polsce są inne – dodaje Owen. – I góry w Szkocji lubię.
Odjeżdżając z Grabowca pytam o zasadność samoobsługi stoiska. Pani Joanna ją chwali, mówi, że klienci są w porządku. – Uważamy, że nie oszukują – podkreśla. Dodajmy, że pomidory państwa Łaszczychów kupują nie tylko pułtuszczanie i mieszkańcy Grabówca, też wywożą je warszawiacy, którzy mają siedliska za Narwią. – A wczoraj nasze pomidory pojechały aż do Anglii, 30 kg, specjalnie je przygotowałam do podróży, każdy pomidorek owijałam w serwetkę, dość ciasno układałam, żeby się nie przemieszczały. I tak klient zabrał je do Anglii.
Grażyna M. Dzierżanowska