Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 14 czerwca 2025 16:56
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

PUŁTUSZCZANKA ZA GRANICĄ albo SPOTKANIE Z KASIĄ

PUŁTUSZCZANKA ZA GRANICĄ albo SPOTKANIE Z KASIĄ
kw

Ta pułtuszczanka to Kasia, była uczennica JEDYNKI im. Stefana Starzyńskiego i LO im. Piotra Skargi. W podstawówce mocno zaangażowana w szkolne sprawy. Moja JEDYNKOWA uczennica, jak Kinga. Przyjaźniły się, siedziały w jednej ławce, zawsze rozgadane, śliczne, teraz obie w Holandii. Od dawna.


Zawsze mnie cieszy spotkanie z Katarzynką, ale Katarzynka rzadko przyjeżdża do Pułtuska; nie ma takiej potrzeby, pod ręką są telefony, Messengery, Facebooki, a mama Kasi nie jest sama, ma pod bokiem córki i resztę rodzinki. Więc troska o rodzicielkę odpada.


Spotkałyśmy się w Ptysiu, to już drugie nasze spotkanie w tym słodkim miejscu. Z nami Fulco. Padłyśmy sobie w ramiona, ucałowałyśmy się. Troszkę piszczałyśmy z radości. No i zaczęła się rozmowa, o Holandii, o Kasi w tej krainie tulipanów i kanałów. Jeśli chodzi o tulipany, to przepięknej urody są wiosenne festiwale tulipanów, np. w Amsterdamie, a jeśli biega o jedzenie – Fulco zajada pączusie – to wszystkim znany jest holenderski sos, frytki, które Holendrzy podają z cebulą, sosem orzechowym, majonezem, keczupem. Smakołykiem, jasne, jest śledź, podany w kanapce z dodatkami – cebulą, piklowanym ogórkiem. Ciekawe, że Holendrzy zjadają też śledzie w całości, wkładając je wprost do ust. W ogóle to kuchnia holenderska słynie z dań jednogarnkowych i z tego, że kawa pita jest tam w dużych ilościach – przeciętnie pół l kawy na dzień, najczęściej z ekspresu.


Ciekawe też, że Holendrzy nie mają w oknach firanek, za to na parapecie wystawiają swoje kolekcje, np. moc szklanych czy mosiężnych przedmiotów. Ten brak firanek... Skąd się wziął ów zwyczaj? Pogoda Holendrów nie rozpieszcza, jest potrzeba światła w pomieszczeniach, ale zadziałała też tradycja – kiedy mąż wyjeżdżał na wojnę, odsłonięte okno wskazywało na to, że żona dobrze się prowadzi i nie ma nic do ukrycia.


Teraz o świętym MIKOŁAJU... Trzy tygodnie przed 5 grudnia do portu Scheveningen przypływa parostatkiem ŚWIĘTY MIKOŁAJ, z Hiszpanii. To zapowiedź nadchodzących świąt i prezentów. Mikołaj z pomocą Czarnych Piotrusiów obdarowuje dzieci w całym kraju.


Pytam Kasię o nawiązywanie stosunków koleżeńskich z Holenderkami. Mówi, że niełatwo zaprzyjaźnić się czy zakolegować z nimi. Kasia niedaleko od siebie ma przyjaciółkę Polkę, dlatego nie odczuwa przymusu wchodzenia w nowe znajomości. Z Kingą zaś mieszkają w bliskiej odległości, ale obie zajęte, Kinga prowadzi program emitowany na kanale POLONIA, o Polakach w Anglii i Irlandii, często wyjeżdża i jakoś drogi obu pułtuszczanek rozchodzą się.


Jak się ubierają tamtejsze kobiety? Zbytnio nie przywiązują wagi do ubioru, chociaż dostrzegają nowości w ubiorze u Kasi.


Pytam też, czy Holandia to kraj dobry do życia. Tak, dlatego Kasia nie marzy o powrocie do Pułtuska, do Polski. Żyje spokojnie, oddając się podróżowaniu i swojemu hobby, patchworkom, zbieraniu karafek kryształowych, ale nie takich świeżynek z galerii. To karafki podarowane lub wypatrzone na jarmarkach starych przedmiotów. Ciekawe wypatrzy w mig, a targów staroci tam wiele, a na nich moc mebli i bibelotów, torebek, biżuterii...


Pytam też o Pułtusk, o jej widzenie Pułtuska. Obraz nie rysuje się pozytywnie. Mało się w mieście zmienia na korzyść – Pułtusk śpi.


I tak sobie gadamy, patrząc na zegarki, bo czas goni, a Kasia ma jeszcze odwiedzić tego i owego. Obiecuję Kasi, że wybiorę dla niej najładniejszą karafkę kryształową ze swojego kredensu, od niej mam oczekiwać ciekawej... torebki.


Znowu wpadamy sobie w ramiona i do kolejnego spotkania, raczej nieprędkiego. Żegnam się z elegancką kobietą o pięknych włosach, na której nie widać upływu czasu. Z moją drogą UCZENNICĄ.


GRAża



Podziel się
Oceń