PAMIĘTAJCIE O OGRODACH
2022-05-25 6:10:03
Pamiętajcie o ogrodach/Przecież stamtąd przyszliście/ W żar epoki użyczą wam chłodu/Tylko drzewa, tylko liście.
Jonasz Kofta
Niedziela na targowisku w Grabówcu? Czemu nie, tym bardziej że wiosna w rozkwicie, najwyższy czas dosadzać kwiaty na balkonach, tarasach, w ogródkach. Żeby było kolorowo i pachnąco. A kwiatów na targowisku zatrzęsienie, kolorowe kwiatowe pola i poletkaJeśli chodzi o kwiaty, to sadzimy je zgodnie z przeznaczeniem, czyli miejscem wzrastania. A te miejsca to tarasy, balkony, skalniaki, ogrody czy donice. Wybieramy je biorąc pod uwagę łatwość w uprawie, kolor, kształt kwiatów, ale też kierujemy się… nostalgią za roślinami naszego dzieciństwa, kwiatami rosnącymi w przydomowym ogródku czy ogrodowym skalniaku babci. Ja wybrałam się na Grabówiec po warszawianki (kosmos), po fuksję, może lawendę, a może nawet po nagietki i nasturcję, której kwiaty, liście i młode owoce są jadalne.
Od razu kieruję się w znane sobie miejsca, w których sprzedawane są kwiaty, a jedno z nich znajduje się tuż przy wejściu na targowicę. I jedno jest pewne – nie interesują mnie bratki, mam ich wiele, są śliczne, różnobarwne i… wesołe. Zasadziłam je jako pierwsze tej wiosny. Nie interesuję się również roślinami na skalniaki, czyli nie szukam zawciągu nadmorskiego, barwinka pospolitego, rozchodnika czy czarnuszki damasceńskiej kwitnącej całe lato. Jak się trafi ładna fuksja, to ją wezmę, może też słonecznik ozdobny, może lwie paszcze. Na pewno będę chciała połączyć różne gatunki w jedną całość. No i na pewno kupię warszawianki! Znajoma ogrodniczka namawiała mnie na nemezję, margerytki i petunie, ale przecież wszystkich nie kupię. Tarasik mam nieduży, a wiedzy ogrodniczej żadnej. Wiem, że musi być na nim kolorowo – mam go jak na dłoni i patrzę na niego dzień w dzień. I to jest rozkosz dla oczu. Wiem też, że kwiaty należy podlewać, nawozić, pozbywać się zeschłych liści i przekwitłych kwiatów… Przyglądam się tym kwiatowym dywanom, ale podążam na koniec targowiska, gdzie – po prawej stronie – znajduje się chyba najwięcej kwiatów, przeróżnych gatunków i we wszystkich barwach. Też krzewów (już od 20 zł). Tam dokonuję corocznych zakupów. Ceny kwiatów różne, od 2 złotych po kilkadziesiąt. Kwiaty wiszące (np. dorodne fuksje), płożące się (np. floks szydlasty czy rogownica kutnerowata, także iglaste – cyprysy i jałowce), doniczkowe (różnobarwne pelargonie), do wsadzenia do ziemi (np. róże, ale tych niezbyt dużo) … Niestety, nie ma warszawianek, sprzedawczyni, miła i rozmowna, załamuje ręce – zapomniała je zabrać. Mówi: – Pani przyjdzie w przyszłą niedzielę. Ja też je lubię, mówię na nie KOSMOSY, tak na nie mówiliśmy, jak byłam mała. – A jak ja byłam mała, to mówiliśmy na nie motylki – rzucam. Kupuję więc aksamitki w różnych kolorach po 2,50 zł (występuje ich 40 gatunków; ograniczają rozwój chwastów; odstraszają mszyce i gryzonie – krety – ze względu na swój specyficzny zapach) i wysokie białe dzwonki po 20 zł (jest ich 400 gatunków). Pytam o tegoroczną modę na kwiaty. Pani się uśmiecha. – Ile głów, tyle rozumów. Ja lubię czerwone kwiaty. A z tą modą to tak jak z ubieraniem się, pani lubi TO, a ja TAMTO. Pytam o nasturcje i nagietki, których nie widzę. – Którejś wiosny mieliśmy nagietki, to też kwiaty mojego dzieciństwa, stały i stały i nikt o nie nie pytał, żadnego zainteresowania – mówi kwiaciarka. Jeśli o kwiatach, to należy powiedzieć i o donicach, które przybierają najróżniejsze kształty i wysokości. Dziś ich nie ma na targowicy, ale można je kupić w MRÓWCE (dość duży wybór) lub w innych pułtuskich marketach. Są tacy “ogrodnicy”, którzy za najpiękniejsze uznają te gliniane. Albo drewniane lub betonowe. Są i plastikowe, te również mają popyt – i nie ma się co dziwić – są najtańsze, bo w ogóle donice/doniczki są bardzo drogie. Narzekamy na doniczkową drożyznę z kupującą lawendę i pelargonie – królowe tarasów i balkonów: – A ja to wykorzystuję najróżniejsze naczynia i koszyczki wiklinowe. W naczyniach z gliny i porcelitu wiercę dziury na odpływ wody, tak samo postępuję z wiaderkami blaszanymi i sadzę w nich kwiaty. Ładnie to wygląda, taki misz masz, który mi przypomina dekoracje przydomowych schodów we Włoszech czy Grecji. Gdybym miała ogród w stylu angielskim, to co innego, a na deskach czy posadzce tarasowej taki wszystkoizm wygląda niezwykle ciekawie, jak to się mówi BEZ PRETENSJI, swojsko i sielsko. Przy okazji zakupu kwiatów rozglądam się za ozdobami ogródkowymi. Jakie znajdę na targowisku? Może minifontanny, może ptaki, gady, ssaki, płazy, owady? Krasnale? Hoteliki dla owadów? Ozdoby z gliny, brzozowych witek, słomy, “marmuru”, z kamieni. Metalu czy z drewna? Ślimaki, biedronki, sowy, żaby, ryby stojące na ogonach, a nawet słonie. Nic z tych rzeczy, dziś nie ma handlującego takimi ozdobami. Ubiegłej niedzieli, mimo olbrzymiego targu, nie udało mi się ich odnaleźć. Jak donic, ale te kupimy w lokalnych sklepach. – Po co pani szuka tych śmiesznych ozdóbek? – odpowiada na moje pytanie kobieta kupująca wiszące pelargonie. My w ogrodzie to mamy same ekologiczne ozdoby: kamienie, egzotyczne muszle z podróży, drewno, wiklinę; stojące żaby z rozdętymi brzuszkami mnie po prostu śmieszą… Opuszczam targowisko z tłumem ludzi. Są w nim “kwiaciarki” dźwigające naprawdę pokaźne kosze przeróżnych roślin. Wiele z nich, podejrzewam, to właścicielki podpułtuskich siedlisk. A wniosek wypływa z tej eskapady jeden – kochamy kwiaty! Grażyna M. Dzierżanowska |