Tygodnik Pułtuski

Oddział wewnętrzny widzę

Słyszy się: pułtuszczanie leczą się w Makowie, w Ciechanowie, w Wyszkowie, a nie u nas. Słyszy się: szpital stoi pusty – nie ma ludzi na korytarzach.
Ludzie zawsze leczyli się i w Pułtusku, i poza nim (wolny wybór), a że nie ma chorych na korytarzach? Nie ma, korytarze, te olbrzymie, są smutne, przytłaczające i nie ma potrzeby przebywania na ich. Chorzy siedzą, a niekoniecznie leżą, w swoich salach, gdzie naprawdę kwitnie szpitalne życie i to od wczesnego rana do późnego wieczoru.
Korytarze wewnątrzoddziałowe… Ten oddziału wewnętrznego o profilu kardiologicznym (tu byłam hospitalizowana kilka dni) to dodatkowa sala chorych. W ubiegłą środę – która była dla lekarek i pielęgniarek niezwykle trudna, “horror jakiś”, mówiły – na korytarzu leżały cztery chore, łóżko przy łóżku. Dr ordynator Halina Rzepka – Todzia zrobiła zdjęcie. – Przechodzi ludzkie pojęcie, co tu się dzieje – rzuciła w locie. Dr Maria Niedźwiecka, na wczesnym obchodzie: – Straszna noc, korytarz zastawiony, dwa zgony, reanimacje…
Przeszłam się po oddziale geriatrycznym i chirurgicznym, tam korytarze rzeczywiście nie są zastawione łóżkami pacjentów, ale i sale nie są puste, chociaż wolne łóżka się zdarzają .
Oddziałowe lekarki? Objaśniające, spokojne w tym szpitalnym kotle . – Zaraz podamy lek i nie schodź, laluniu, z łóżeczka – mówi dr Rzepka – Todzia do korytarzowej pacjentki. Dr Maria Niedźwiecka do pani G.: – No i nogi mniej opuchnięte, więc trzeba być dobrej myśli. Oddziałowa pielęgniarek Elżbieta Sadowska: – Mamy sto procent obłożenia plus dostawki, rzadko kiedy łóżko jest wolne. Pracy jest więc na full, na szczęście mamy zapewniony komfort i to poniekąd zasługa dra Roberta Gajdy, daje wolną rękę. Pielęgniarki? Jest ich osiemnaście, wystarczająco. To zgrany, profesjonalny, odpowiedzialny, zaangażowany i miły zespół. Nieodzowne jest tu także podkreślenie roli personelu pomocniczego – zasługuje na nie!
Co poza leczeniem i badaniami (miałam ich wiele)? Posiłki smaczne. Telewizor jest, chociaż telewizyjne miejsce maciupeńkie, nijakie. Jest lodówka dla pacjentów (pełna domowych wiktuałów), jest kącik herbaciany. (Przebywający na badaniach Stanisław Pruszkowski, o którym pani dr powiedziała, że “ja to pana jeszcze nie widziałam leżącego”, przyniósł mi z zasobów lodówkowych mięsne pierożki odgrzewane w wodzie wraz z… cebulką i skwarkami). A na szpitalnym parterze, gdzie trwa modernizacja, znajduje się sklepik.
Więc “nie przesadzywujmy” z tym gadaniem na szpital! Bo są tacy, którzy przekładają go nad inne, jak starsza kobieta romskiego pochodzenia, z którą rozmawiałam… I nie odbierajmy tego tekstu jako szpitalnego produkcyjniaka rodem z “Trybuny Ludu”, służącego PR popławskiej lecznicy.
Tylko tyle, czyli co zobaczyłam i usłyszałam. Mankamenty? Owszem, duży dla opuszczających szpital (dla tych, którzy muszą kontynuować (konsultować) leczenie (badanie) np. w Warszawie, a chodzi o czekanie na tzw. wypis.

Komentarze

Exit mobile version