pultuszczak




Nasze Wilkowyje. A gdyby tak?

2023-01-30 12:20:45

A gdyby tak żyć w innym kraju? – zapytał Hadziuk. Musieli się my mu przyjrzeć, by wiedzieć czy on tak na poważnie. Zamyślony był i nieprzenikniony, skurcz jakiś taki miał bolesny, że aż mną dreszcz przeszedł nieprzyjemny

 Uuu, poważna sprawa. Wyrzuca cię ktoś? – zapytał Japycz, co w niejednym kraju już bywał. Ech, żeby wyrzucał! – westchnął Hadziuk. Jakby wyrzucał, to by można do lasu, jak dziadkowie we wojnę, poukrywać się i powojować, ale nie wyrzuca ino zaprasza. Ciebie?! – zdziwił się Solejuk – obcy kraj zaprasza? No niby tylko przy okazji – odpowiedział Hadziuk – ale jednak tak. Szwajcarom tak sery Celiny smakują, że jej udziały i dyrektorski stołek dają w jakimś słicermilszu. Pieniądze, nie powiem, imponujące. Żadne miasto popieprzone, ino wiocha porządna, z widokiem na góry i jeziorem na dokładkę. Lasy, jak ta lala i służbowa willa z sauną i basenem. I jeszcze żadne tam Niemce, bo to po francuskiej stronie.
No nie ma co, wcięło nas. Nie tylko, że wyjazd taki, ale że Szwajcary mają jakąś francuską stronę. Musiał nam Japycz wytłumaczyć, że tam w Szwajcarii górale tylko są, ale za to trojakiego rodzaju: włoskie, niemieckie i francuskie. Dziwne. Że niemieckie, to rozumiem, mają po prostu swoje Goralenvolk, folksdojcze przekupione zawsze się znajdą. Ale włoskie i francuskie? To już trudniejsze do przełknięcia. To w Szwajcarii nie ma Szwajcarów? – zapytałem naiwnie. Są – odpowiedział Japycz – ale mówią po niemiecku, francusku, albo włosku, tak jakby u nas po zaborach wszyscy mówili po niemiecku albo rosyjsku. A po szwajcarsku? – dopytywałem, bo zabory, jasna rzecz, ale język ojczysty to co innego – Nie mają swojego języka? A mają – mówi Japycz – romansz się nazywa, tyle że tym romanszem, to mówi mniej osób niż po albańsku, portugalsku czy serbsko-chorwacku. O Mamuńciu! To ilu une tych zaborców mieli? Nawet Albańczyki okupowali Szwajcarów, psiajuchy?! Toż to kawał drogi…
Ale okazało się, że nie. Bo Szwajcarzy z tych zaborów wyszli takie bogate, że teraz inne do nich jadą i stąd tyla tych Albańczyków, Portugalczyków i innych Bałkańców. Trochu mi to nawet zaimponowało, bo wyjść z zaborów tak, żeby być bogatszym od zaborców, to sztuka jest, no ale wiadomo, górale pazerne na piniądz są, co po Zakopanem widać jak na dłoni, więc może i u nas, gdyby sami górale byli, to byśmy bogatsi po zaborach niż Niemce i Austryjaki byli, kto wie. Ale Hadziukowi ni do śmichu było. Zrozumiał nagle, że Albańczykiem w Szwajcarii ma być i w depresję popadł. Nie jadę – mówi – choćby się małżeństwo rozpaść miało. Alimentów we frankach zażądam, ale żyć będę tu, po naszemu, po wilkowyjsku, nie po albańsku. Akurat Ksiądz Proboszcz przechodził, krzykiem Hadziuka zwabiony, więc się kwestia z patriotycznej, kościelna zrobiła. „Rozwód grzech” – zawyrokował Ksiądz Proboszcz i mogło by się tak skończyć, gdyby Hadziuk był pokornym parafianinem. Ale nie był. Księżę Proboszczu – powiada – a to nie jest tak, że żona powinna przy mężu? Powinna – powiedział Ksiądz Proboszcz i Hadziuk o mało znów nie został wiernym synem Kościoła. Ale Ksiądz Proboszcz mimo znaków od Japycza, dopiero się rozpędzał. Żona powinna być przy mężu – mówi – a mąż przy żonie. Gdzie ona tam i on, taki jego małżeński obowiązek. Zwłaszcza jeśli żona jedynym żywicielem rodziny jest.
I tak Hadziuk z powrotem agnostykiem został. Przekupiony – zawyrokował zaraz po odejściu Księdza Proboszcza – już tam ona mu sypnęła tymi frankami-srebrnikami, kasę na remont dzwonnicy obiecała i tyle po tradycyjnym modelu rodziny katolickiej. Jak kasa na Kościół jest, to i żona ważniejsza, a mąż ino na przyczepkę. Gorycz z niego biła taka, że aż powietrze zgęstniało wokół ławeczki. Nie wiadomo jak by się to skończyło, gdyby akurat Celina nie przybiegła. Hadziuk! – woła – Do domu! A gdzie tera nasz dom? – zapytał podstępnie Hadziuk. Jak to gdzie? Tam gdzie zawsze. Nigdzie nie jedziemy. Te Szwajcary powariowały, pytają ile języków znam, bo trzy to dla managera takiej firmy to minimum.
Czyli nie jedziemy? – zapytał z ulgą Hadziuk. Nie! I interes taki odrzuciłaś dla ojczyzny? – dopytywał Hadziuk. Zwariowałeś? – wykrzyknęła Celina Hadziukowa oburzona samą myślą, że tyle kasy mogło się zmarnować. Udziały bierę, kasę bierę, tylko na funkcję kierowniczą Kazia Solejukowa jedzie, bo siedem języków zna.
I poszła. Solejuk patrzył za nią z rozdziawioną gębą. Te, Albańczyk – zawołał Hadziuk, nagle w doskonałym humorze – kolejka się należy z okazji wyjazdu na dyrektorowanie z żoną.

Pietrek

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *