pultuszczak




MIÓD MALINA I SŁONINA

2021-12-08 10:03:42

Miód Malina i Słonina? Tak, to przepięknej urody nazwa sklepu przy Jana Pawła II. Nie, nie ma tam malin ani na wagę, ani w puszkach czy słoikach, jest dżem malinowy i sok malinowy, miodu też nie ma. Jest mięso jak z obrazka, są wędliny o smaku… dzieciństwa, są i inne superprodukty (sery, ciasta, ryby), ale… Ale najpierw skupmy się na MIÓD MALINA

Miód malina funkcjonuje w języku polskim nie od święta. A co znaczy? Ambrozję, cymes, delicje, miód w gębie, pychotkę, po prostu MNIAM. Zarazem to powiedzenie określające coś najwspanialszego, najlepszego, inaczej to nic dodać, nic ująć.

Miód malina weszło nawet do piosenki z tekstem i muzyką Marka Gniazdowskiego: Nie mogę się powstrzymać miód malina. Co to jest za dziewczyna…

No, ok, ale Miód Malina i Słonina? Jako się rzekło, to nazwa sklepu. Zapada w pamięć. Jest chwytliwa. Jest jednostkowa, co znaczy, że na Świętojańskiej i na Mickiewicza nie będzie dwóch sklepów o tej samej nazwie, ponadto budzi pozytywne skojarzenia i ma nośnik humorystyczny (tu nasuwa się na myśl nazwa FIKOŁEK z Rynku, sklep silnie wódczany).

Panie z Miód Malina i Słonina doskonale wiedziały, jak mają nazwać swój biznes. Też to, że jak się ma swój INTERES, to o ten interes trzeba dbać, co się przekłada na otwartość do klienta, uprzejmość w stosunku do niego i jak najlepsze zaopatrzenie sklepu. W przypadku Miód Malina i Słonina ważny jest też Facebook, orientujący klientów w zasobach sklepu i jego nowinkach.

Tu wtręcik. Mówi mi pani Ola: – U nas sklepy to się pojawiają i w niedługim czasie zamykają. Molochy je załatwiają. – Czyżby? – pytam. – A takie świetne sklepy jak CYTRUSEK pani Agnieszki Gos, jak KABACZEK pana Jurka Szczepankowskiego, jak sklep rybny pana Piotra Socharskiego, inne… Jakoś supermarkety ich nie pożarły. Z prostej przyczyny – dbają o zaopatrzenie, o klienta.

Spytacie więc, czym przyciąga sklep Miód Malina i Słonina, skoro w pobliżu jest kilka supermarketów, w których stoiska mięsno-wędliniarskie uginają się od wszelkiego dobra? Jasne, że zaopatrzeniem, różnorodnością artykułów, uprzejmością ekspedientek, kameralnością (tu wrażenie spokoju). Panie, zaprawione w handlowym biznesie wiedzą, na co stawiać. Więc na smaki, te najpiękniejsze, bo związane z dzieciństwem, z młodością, ze swojskimi smakami, kiedy szynka smakowała jak szynka, a baleron jak baleron. Więc na nowinki smakowe jak wędliny dojrzewające. Więc na coś, czego nie ma w innych sklepach – łapki kurze (wiadomo – smak i kolagen) czy ogony wołowe. Więc na ciepłe wędliny w piątki. Więc na kotlety z karkówki czy schabu ubite na stekarce. Więc na jelita wieprzowe (są panie, które same wytwarzają wędliny). Więc na cielęcinę, której szukać u nas ze świecą. Więc i na inne artykuły, różnorodne.

I ważne, że mięso tam polskie, a panie mówią: – Tniemy ceny.

A ja jeszcze o łapkach kurzych. Kto ma do nich negatywny stosunek, niech nie czyta. Więc te łapki to lek na zdrowe stawy i piękną cerę. Wiadomo – kolagen, a ten regeneruje chrząstki w kolanach i kręgach, doskonały też przy złamaniach. Kolagen wydobędziemy z łapek podczas ich gotowania, więc dwa (niby) przepisy – na galaretkę i zupę. Jedna uwaga, łapki gotuje się długo, 2-3 godziny. Galaretka? 2 kg łapek, jedno udko, ale można wykorzystać jedynie łapki, plus warzywa i przyprawy. Że należy wymoczyć łapki i obciąć pazurki, wie każda gospodyni domowa. Taka galaretka smakuje zwłaszcza tym, którzy lubią i chrząstki w tym daniu, i ROSOŁOWĄ galaretkę, mało mięsną.

Drugie danie to zupa na łapkach, z warzywami i kartofelkami, i z ziołami. Ale, ale… Nie oszukujmy się, jeśli chcemy skorzystać z dobrodziejstwa kolagenu zgromadzonego w gotowanych łapkach, musimy zjadać dania z nimi dłuższy czas.

No to smacznego.

GRAża

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *