W Błoniu, niedaleko Warszawy, na estetycznym ryneczku stoi tablica. Na niej tekst informujący o szkodliwościach, jakie niosą za sobą gołębie miejskie. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wokół tablicy leży pokruszone pieczywo – pokarm dla gołębi!!! Tak ludzie dokarmiają skrzydlatych, za nic mając zagrożenia dla mieszkańców wynikające z karmienia gołębi
Spytacie, dlaczego podaję tu informację z rynku w Błoniu. Tak nawiązuję do naszej, pułtuskiej rzeczywistości. Znamy ją. A chodzi, oczywiście, o wyrzucanie domowych odpadków żywnościowych dla gołębi – żywią się nim także szczury. Wyrzuca się je prosto z okien, z balkonów, albo kładzie przed śmietnikami. Dobrym paniom nie przeszkadza fakt, że ptaki zanieczyszczają parapety, okna, balkony, schnące na powietrzu pranie, roznoszą choroby niebezpieczne dla zdrowia ludzi. Ich odchody mogą wywołać ornitozę, aspergilozę, salmonellozę, robaczycę, ptaszyniec, obrzeżki, boreliozę (czym się one objawiają te choroby, poczytajcie w Internecie).
Rozsypywanie pokarmu na osiedlach, placach, ulicach może się skończyć mandatem w wysokości od 20 do 500 złotych (zaśmiecanie przestrzeni publicznej). To jedno, a drugie to to, że ornitolodzy apelują, aby ptaki dokarmiać jedynie zimą i w miejscach do tego przeznaczonych (stoją tam karmniki). I ziarnem, nie odpadkami domowymi, czyli ziemniakami, chlebem i tym, co zostanie z obiadu.
GMD