JAK TU ZOSTAĆ ULUBIEŃCEM RATUSZA?
2022-09-02 12:20:14
Dysponują publicznymi pieniędzmi według uznania, jakby wykładali je z własnej kieszeni
Stali czytelnicy Tygodnika Pułtuskiego zauważyli zapewne, że na naszych łamach nie ma w tym roku ogłoszeń z Urzędu Miejskiego, plakatów informujących o wydarzeniach i imprezach gminnych. Wszystko dlatego, że Ratusz się na nas obraził, nie wybrał naszej oferty i nie podpisał umowy na kolejny rok. Podpisał natomiast umowę z Pułtuską Gazetą Powiatową, która zaproponowała cenę o ponad 50% wyższą! Dodajmy, że publikowane w mediach płatne informacje i ogłoszenia, są w pełni przygotowywane przez miejskich urzędników, nie mamy możliwości zmieniania ich formy i ingerowania w treść. Tak zwany FOCH stał się u obecnie rządzących gminą Pułtusk decydującym kryterium w rozstrzygnięciu konkursu ofert. A przecież wybranemu wydawnictwu SFOCHOWANI płacą z naszych publicznych środków.
OD CZEGO SIĘ ZACZĘŁO? Wszystko zaczęło się od ratuszowych reakcji na nasze publikacje, nazywanych sprostowaniami. Oto przykład. Grażyna Maria Dzierżanowska, w krótkim felietonie z cyklu TO NAM SIĘ NIE PODOBA napisała o nieczytelnej tablicy przy ul. Daszyńskiego, naprzeciwko Pomnika Walki i Męczeństwa. Tekst opatrzyła zdjęciem tej tablicy. I, w nagrodę, bezpłatne wejście do Muzeum Regionalnego dla tych pułtuszczan, którzy odczytają jej treść. Tak nam ostatnio łatwo szermować słowem PATRIOTYZM, a tu taki OBRAZEK – napisała. Co w tym nierzetelnego, nieprawdziwego, przesadzonego? Dziennikarz widzi, rejestruje, opisuje stan faktyczny, dając słownego prztyczka tym, którzy za taki stan są odpowiedzialni, czyli władzom miasta. Zamiast wyjaśnić i naprawić, od razu przypuścili atak w przekazanym do redakcji piśmie, nazwanym sprostowaniem. Oto jego najbardziej znaczący fragment: Od bardzo dawna wiadomo, że stara, zniszczona, nieczytelna tablica wkomponowana w murek przy ulicy Daszyńskiego, naprzeciwko pomnika Walki i Męczeństwa, miejsca pamięci- w którym hitlerowcy w czasie drugiej wojny światowej zamordowali czterech mieszkańców Ziemi Pułtuskiej, żołnierzy Armii Krajowej, wymaga odnowienia i od wielu lat stanowiła niemały problem. Zadziwia jednak fakt, że nigdy dotychczas nie wzbudzała zainteresowania ze strony dziennikarzy skorych do nadmiernej krytyki i moralistyki. Żaden z nich nie pytał u źródeł, jakie kroki gmina podejmuje w przedmiotowej sprawie. A warto by przynajmniej wiedzieć, że aby odczytać treść dawnego epigrafu zamieszczonego około 60 lat temu na nietrwałej, w warunkach otwartego wpływu atmosfery, betonowej płycie, w taki sposób, aby móc ten napis ponownie umieścić na nowej tablicy, nie było zadaniem ani łatwym, ani z wielu powodów prostym do wykonania. Ważne okazało się również uzgodnienie tej kwestii z konserwatorem zabytków, co wymagało wymiany korespondencji i czasu. Nie dziwi zatem, że dziennikarz szukający sensacji mógł o tym nie wiedzieć, ponieważ nie potrafił dotrzeć do wiarygodnego źródła informacji. Nie wie również o tym i znów – nie dopytał w Urzędzie Miejskim w Pułtusku, że nowa tablica jest od dawna w przygotowaniu i wkrótce zostanie umieszczona na swoim miejscu. Dalej była zachęta do kontaktu z Urzędem i wzmianka o groźbie sprawy sądowej, jeśli tekstu owego przedziwnego sprostowania nie opublikujemy. A przecież to jedynie próba uszczypliwego grożenia palcem autorce publikacji. Ta, idąc ulicą Daszyńskiego, zrobiła zdjęcie zaniedbanej nieczytelnej tablicy. To co zobaczyła opisała, więc nie ma mowy o żadnych przekłamaniach czy nieścisłościach. Tymczasem, miejscy urzędnicy wymagają od nas byśmy zgłębiali meandry ich niezwykle skomplikowanej i żmudnej pracy, przy okazji niejako usprawiedliwiając niedoróbki i wieloletnie zaniedbania, które przyjeżdżający do Pułtuska zauważają od razu. Czy turystę spacerującego Daszyńskiego obchodzą zawiłości związane z przygotowaniem nowej tablicy, która będzie nie wiadomo kiedy? Nie! On widzi tę starą, nieczytelną zaniedbaną. Ratusz, zamiast sprawę wyjaśnić po naszej publikacji, od razu wysłał sprostowanie i groził sądem. W tym i w kilku podobnych przypadkach, były to dla nas tak zwane strachy na lachy, śmieszne i niepoważne pisanie o nazbyt krytykującym i moralizującym dziennikarstwie, na którym wszyscy miejscy urzędnicy od zawsze znają się najlepiej. Dziwnym trafem, do żadnej sprawy sądowej z Urzędem Miejskim nie doszło, bo z góry było wiadomo, że nie ma realnych podstaw do wniesienia pozwu. Znalazł się jednak sposób, by Tygodnik Pułtuski “ukarać”. CO PRZELAŁO CZARĘ GORYCZY? Co roku gmina Pułtusk kieruje do lokalnych mediów zapytanie ofertowe dotyczące publikacji ogłoszeń i informacji urzędowych. Propagowanie ich w miejscowych gazetach i na portalach gwarantuje, że dotrą do większego grona odbiorców – mieszkańców gminy. W trakcie tegorocznych negocjacji Tygodnik złożył bardzo korzystną z punktu widzenia budżetu gminy ofertę cenową, potem jeszcze obniżyliśmy cenę publikacji, zgodnie z sugestiami Ratusza. Nagle jednak dowiedzieliśmy się, że umowa z nami nie zostanie podpisana. Do naszego wydawcy dotarło urzędowe pismo, podpisane przez zastępcę burmistrza Mateusza Miłoszewskiego, w którym dobitnie określono, dlaczego tak się stało. Chodziło o kolejny felieton GMD – z cyklu PLOCIUSZEK. W tekście wyraziła oburzenie sytuacją, o której informował internauta twierdząc, że jego niepochlebne komentarze są usuwane ze strony Urzędu Miejskiego. Autorka przytoczyła wypowiedź pułtuszczanina. Jej wyrażone jednym słowem oburzenie, jak potem pisał zastępca burmistrza do naszego wydawcy “przelało czarę goryczy”. Burmistrz Miłoszewski stwierdził: …w zaistniałej sytuacji, mimo że bardzo ceniłem sobie naszą współpracę, jestem zmuszony do rezygnacji z usług publikowania rubryki z informacjami przekazywanymi przez Urząd Miejski w Pułtusku na łamach wydawanego przez Agencję Tygodnika Pułtuskiego. Jaki jest związek między informacjami dla mieszkańców, do których równy dostęp powinni mieć wszyscy, a subiektywnym odbiorem naszych tekstów przez władze gminy? Żaden! Odpowiedź naszego wydawcy w tej sprawie publikujemy pod tekstem. ROZRZUTNOŚĆ, ALE NIE ZE SWOJEJ KIESZENI… Stwierdziliśmy, że jakoś przeżyjemy tego kuksańca ze strony władz gminy. Wciąż publikujemy informacje ze strony Urzędu o inwestycjach, innych ważnych przedsięwzięciach, planowanych remontach i objazdach. Dlaczego więc powstał ten artykuł? Impulsem była informacja dotycząca kolejnej umowy na publikowanie informacji urzędowych z Pułtuską Gazetą Powiatową. Została podpisana w połowie roku, na okres od 1 lipca do 31 grudnia 2022. I choć w samorządach tyle się mówi o trudnej sytuacji finansowej, koniecznych oszczędnościach i szukaniu najtańszych ofert, to w tym przypadku władza publicznych pieniędzy oszczędzać nie zamierza. Od 1 stycznia do 30 czerwca 2022 za publikację informacji i ogłoszeń płacono PGP 615,39 zł brutto tygodniowo, łącznie 16000,14 zł (proponowana przez nas cena to było jedynie 405,90 zł brutto tygodniowo). W kolejnej umowie tygodniowa stawka za publikację podskoczyła już do kwoty 738,39 zł brutto, łącznie 19198,14 zł. Gmina mogła przedłużyć umowę z PGP na tych samym warunkach finansowych, które obowiązywały do czerwca. Podpisano jednak nową, za wyższą stawkę. W tej sytuacji postępowanie ofertowe powinno być przeprowadzone od nowa, być może inne media zaproponowałyby niższą cenę za te samą usługę, a do nas żadne zapytanie nie dotarło. Jaki z tego wniosek? O dysponowaniu środkami publicznymi w naszej gminie nie decyduje dobro mieszkańców, ich sprawiedliwy dostęp do informacji, bo przecież istniejemy na pułtuskim rynku 25 lat, mamy stałe grono wiernych czytelników. Decydują osobiste animozje panów burmistrzów i miejskich urzędników, którzy nam dziennikarzom robią wykłady na temat uczciwości i rzetelności. Tymczasem to nie oni mają “wymierzać sprawiedliwość”. Miejscem rozstrzygania sporów są sądy, do oceniania, czy dziennikarz przekroczył swoje kompetencje, naruszył czyjeś dobra osobiste są sędziowie, a nie samorządowcy. Ci mogą się reklamować, chwalić, prezentować gdzie chcą, ale za pieniądze wyłożone z własnej kieszeni. Tymi publicznymi, pochodzącymi z naszych podatków, powinni dysponować zgodnie z określonymi prawem zasadami. Zwracamy się oficjalnie do przewodniczącego Rady Miejskiej i radnych o podjęcie tematu. ED |
Szanowny Panie Burmistrzu,
z przykrością przyjąłem informację o zerwaniu przez Urząd Miejski w Pułtusku współpracy z Tygodnikiem Pułtuskim. Jednocześnie pragnę zauważyć, iż nie można uznać za dobrą praktykę sytuacji, kiedy Władze Samorządowe uzależniają współpracę z prasą, za której pośrednictwem informują mieszkańców o działaniach samorządu, od tego czy prasa ta jest nie tyle nawet przychylna, ile wręcz uległa wobec władz. Rolą prasy jest m.in. patrzenie władzy na ręce oraz recenzowanie i krytyka jej poczynań, co wbrew pozorom, na dłuższą metę zwykle wychodzi tej władzy na dobre. Nawiasem mówiąc, to nie inni, ale najczęściej my sami albo same władze, stawiają się w niekorzystnym świetle. Odnosząc się do zaistniałej sytuacji, uważam że lepszą metodą jest rzeczowe wyjaśnienie i wytłumaczenie powodów podjęcia określonych działań, tak jak uczynił to Pan w swoim piśmie, niż obrażanie się na prasę, że poruszyła ten być może drażliwy temat. Jestem także przekonany, iż nikt nie powinien być sędzią we własnej sprawie. Dlatego nie mogę zgodzić się z przedstawionymi przez Pana ocenami dotyczącymi braku obiektywizmu, rzetelności prasy itd., zostawiłbym to raczej ocenie fachowców, bo siłą rzeczy zawsze będą to oceny subiektywne, kogoś kto zna różne uwarunkowania, własne intencje oraz jest przekonany o swojej racji. Na koniec chciałbym jeszcze przypomnieć słowa Biskupa Ignacego Krasickiego , iż „prawdziwa cnota krytyk się nie boi (…)”. Paweł Kozera wydawca Tygodnika Pułtuskiego |