I TAK ZOSTAŁEM WROBIONY W DZIECKO
2023-07-18 7:20:37
Z CYKLU: MAM KOTA.
Kot Tomasza Sobieckiego to Winston, nazywany przez TYGODNIK Kotem Wielozadaniowym. Dlaczego? Winston towarzyszy panu w różnych czynnościach domowych: widzieliśmy go – dzięki zdjęciom – podczas gdy jego pan, ba, przyjaciel, przygotowywał mięso na pieczeń, piekł chleb (kierownik kontrolujący jakość wypieku) czy marynował grzyby
Gdy pan czyta, kotek leży przy nim, śledząc przerzucanie kartek, gdy pan nie robi nic, bo i tak się zdarza, Winston lustruje okolicę przez okno, namiętnie słuchając ptasich treli.
Gdy pana nie ma w domu, Winston jest pod opieką grona cioteczek. Ale tęskni za Tomkiem, a gdy już są razem, łasi się i czuli. Poza tym Winston, jako BRYTYJCZYK, ma swoją angielską ambasadę.
To kot, który… kotu spod ogonka nie wypadł. BRYTYJCZYK to czworonóg silny i muskularny, o pięknym ubarwieniu, o krótkich i mocnych łapach, jego ogon stanowi 2/3 długości ciała.
Taki on ci jest.
***
– Zastanawiam się, kiedy Winston pojawił się w moim domu, ale chyba to był przełom czerwca/lipca zeszłego roku. A było tak, że mama mojej przyjaciółki miała kotki, został jeden, tak, on był ostatni i tak zostałem wrobiony w dziecko, w rasowe dziecko. To kot brytyjski krótkowłosy, stąd też imię Winston. A mógł być jeszcze Chester. Jest mądry, czasami śpiewa, czasami mówi – to prawie poeta. Był kuleczką, mieścił się w bucie. Stał się dla mnie wyzwaniem, bo prowadzę trochę nienormowany tryb życia. Ale wszystko udało się poukładać. Chodzi swoimi ścieżkami, nie trzeba z nim wychodzić na dwór, no i ma ciotki, na które można liczyć.
Kota raczej nie planowałem, ale w tej chwili nie mogę sobie wyobrazić domu bez Winstona – to domownik, przyjaciel, ktoś kto czeka. Dziś jest już po szczepieniach i po kastracji. Pierwszy dzień po zabiegu miał ciężki, był trochę otępiały po narkozie. W dodatku wydaje mi się, że po zabiegu był na mnie obrażony, patrzył spod byka, że go gdzieś tam wywiozłem i zadałem ból. Ale przeszło mu i wrócił do normy.
Jego menu? Rano i wieczorem dostaje saszetkę z mokrym jedzeniem. Trzymamy się oznaczonego czasu, rutyna jest ważna, bo inaczej kot szaleje, budzi, domaga się posiłku. Sucha karma? Tak, w ciągu dnia, dla pochrupania, niewielkie ilości. Smakołyki? Też, takie funkcyjne, przeciwko pasożytom, zapobiegającym tworzeniu się kulek włosowych – to takie kocie suplementy. Nawiązując do imienia Winstona, podaję mu też kabanosy w formie cygar, ulubione mojego kota.
W związku z moim sowim trybem życia, Winston mi towarzyszy nawet późnym wieczorem – jest dość długo aktywny, ale też wpada w drzemki, potem się bawi, poluje na komary…
Nasze rozmowy? Jeszcze nie mamy repertuaru rozmów; najczęściej to “daj jeść, daj pić”. Kładzie się na podłodze, tak teatralnie, nóżki do góry, wierci się, przekręca. No i nie ma zmiłuj – karmię.
Gdzie śpi? Czasami na mnie. Ma kilka miejsc: a to parapet, a to poduszeczka, a to wiklinowy koszyczek na szafce no i dyżurny karton. Karton jest lepszy od najlepszego legowiska. Ma nawet swoją ambasadę brytyjską, czyli estetyczną szafkę, w niej puchaty kocyk, flagę…
Jest towarzyski i otwarty, gości najpierw obserwuje, potem podchodzi do nich pozwala się głaskać. Czasem się kamufluje pod szafką, pod kanapą. Nie przeszkadzam mu w samotności, może chce być sam? Odpocząć? Ale w ogóle to staram się nim zajmować, nie chcę, by siedział opuszczony i samotny, pozostawiony sam sobie. Jak się rozbawi, to podgryza mi stopy, atakuje, gdy ruszam stopami pod kołdrą. Łowcza natura.
Kiedy wracam z pracy, już na korytarzu słyszę jego miauczenie. Kładzie się przede mną, łapki wyciąga do góry – wtedy go głaszczę.
Ostatnio do zabawy kupiłem my kulkę, taki lizak koci czupa czups z kocimiętki. Czy słodkie to? Nie wiem, nie próbowałem. Może spróbuję, niektórzy próbują karmę. Jedzenie ze stołu? Nie, nie daję. Za gotowanym mięsem nie przepada. Próbowałem, ale nie jego smaki. Woli krwiste mięsa, dlatego podaję mu wołowinkę surową, lubi ją sobie skubać.
Wyżywa się na drapaku i na linie żeglarskiej przywiązanej do klamki, mocuje się z tą liną. Nie jest psotny, raz tylko zrzucił miseczkę z parapetu, która mu przeszkadzała.
Co mówią ludzie o moim Winstonie? Że piękny, że ma śliczne pomarańczowe oczy, że sierść ma gęstą i puchatą, niebieskawą. Taki pluszak. Dbam o jego higienę, wyczesuję go gumową rękawiczką z wypustkami. Czyszczę mu uszy, koryguję pazurki. Nie, nie mam oporów przed czyszczeniem kuwety, do której stosuję lawendowy żwirek, na nim się Winston wychowywał od małego.
Spacerki po dworze? Doznał ich dwa razy w życiu. Ale nie jestem entuzjastą takich spacerów, niosą pewne zagrożenia, choroby, wściekliznę, zagubienie.
Ja tatą dla kolejnego kotka? Rozum mówi NIE, ale jak w życiu wyjdzie, nie wiem. Winstona też nie planowałem.
A koty wolnożyjące? Tych w Pułtusku jest wiele. Problem jest duży, wymaga chyba systemowego działania. Wolontariusze służą pomocą tym kotom, dokarmiają, leczą, prowadzą sterylizację na własną rękę, ale jest potrzebne wspólne działanie, z miastem, jakieś akcje w celu, aby się nie rozmnażały i żeby miały miejsce po przebytej sterylizacji, zanim wypuszczone będą na wolność. To koło, którego nie przerwiemy przez dorywcze działania.
Zredagowała Grażyna M. Dzierżanowska fot. Winstona wykonał Tomasz Sobiecki