I SZUMI SZUMI WODA I PŁYNĘ SOBIE W DAL
2020-08-19 12:43:14
A w wypożyczalni kajaki, rowery wodne, różnorodne łodzie: motorowe, elektryczne i spacerowe, w których może zasiąść do dziesięciu osób. – Jeśli potrzebna obsługa, to proszę bardzo – mówi Waldemar Łuszcz, który koleżeńsko pomaga Hannie i Piotrowi Socharskim w wypożyczalni sprzętu na przystani wodnej
– Ceny są przystępne, a klientów w weekendy nie brakuje. Dominują rodziny. Bardzo często naszymi klientami są ludzie spoza Pułtuska, najczęściej z Warszawy, udają się na jednodniowe wypady nad wodę – mówi pan Waldemar. Pani Hanna dodaje: – Spływy? Te najczęściej z Zambsk, Gnojna, ale i z Orzyca – z Makowa, z Krasnosielca, nawet z Różana, jak klient sobie życzy.
Grupka pułtuszczan z ulicy Winogronowej wypożycza rower wodny. – Ja na dziobie – zapowiada dziecko. Oto do samochodu Piotra, z kajakiem na dachu, wsiada para, która spłynie z Gnojna do Pułtuska. – Tradycyjnie spływamy z Gnojna. Czapeczka, okulary i w dal – mówi pułtuszczanin.
Wielu miłośników wodnych przejażdżek przybywa na przystań z dziećmi, dla których taka forma spędzenia czasu jest bardzo atrakcyjna. To do nich pan Waldemar kieruje uwagi: – Kapoki obowiązkowe!
Żar się leje z nieba, ludzi przybywa. Hanna do mężczyzny: – Niestety, kajaków nie mamy w tej chwili. Rowerki zostały. Dwaj pułtuscy rowerzyści też pytają o kajaki. – Spóźniliście się 10 minut – rzuca H. Socharska.
Chętni przejażdżek wciąż odchodzą z kwitkiem – brak kajaków. Tych jest stanowczo za mało, przyznają właściciele wypożyczalni, tylko dziesięć, więcej jest rowerów. Niektórzy, jak to się mówi – z braku laku – decydują się na rowerki. – W zeszłym tygodniu chodziły tylko rowerki, a dzisiaj kajaki…
Chcący zakosztować wodnych emocji przychodzą na przystań falami. Pierwsza to ta przedpołudniowa, druga poobiednia, a trzecia wieczorowa. Tę ostatnią stanowi młodzież. Hanna: – A widoki cudne, można popływać kanałkami, starorzeczem… No i mamy inny obraz miasta, kiedy płyniemy kanałkiem… A nad samą Narwią też się coś zaczyna dziać. Wodniacy się przygotowują do działalności…
Na tych, którzy już po przejażdżce, czeka kolejna atrakcja – kulinarna. Na przystani, jak w ubiegłym roku, można się posilić w punkcie gastronomicznym, zjeść rybkę, krewetki, wypić napój. Pani Hanna: – Mamy morskie ryby – halibuta, miętusa, królewskiego karmazyna, krewetki. Dobrze sprzedaje się miętus, to ryba średnio tłusta, nie taka jak halibut. Są wśród nas smakosze ryb! – Ma pani tu jaką rybę? Dobrą? – słychać męski głos. – Dobrą! – odpowiada Hanna.
Chwila przerwy od pracy. Waldemar opowiada wesołą historyjkę o dwóch mężczyznach, amatorach kajakowych przejażdżek. – Każdy z nich ważył gdzieś tak ponad setkę. Zaczęło się od wywrotki. Ja ich asekurowałem, wyleciałem w powietrze. – A potem co? – pytam. – Zrezygnowali? – Nie zrezygnowali, popłynęli – objaśnia Waldek. – Jeszcze takie wesołe było wydarzenie… Tata z synkiem wsiada do kajaku, za moment wsiada synek, na oko sześciolatek i w krzyk, zobaczył… pająka w dziobie. No i wskoczył do wody. Zdążyłem go złapać za kapok… No, cyrk.
Rozmowę przerywa nam mężczyzna: – Panie Waldku, ma pan nam pokazać motorówkę!