Fryzjer to osoba, przed którą i król ściąga koronę.
Prowadził znany w Pułtusku salon fryzjerski u KICKA - RYSZARD KACZYŃSKI. "Pierwszy w Polsce salon fryzjerski w stylu muzealnym" - głosi napis na jego domu. Dziś nieaktualny, bo zdrowie mistrzowi zaszwankowało, ale największa w kraju kolekcja eksponatów fryzjerskich ma się dobrze. Właśnie kolejny eksponat przywiódł mnie do pana Ryszarda
A było tak: otrzymałam telefon od mężczyzny, który przed laty przeczytał mój wywiad z Ryszardem Kaczyńskim, opublikowany w "TP". Zapamiętał, że mój rozmówca to nie tylko mistrz fryzjerstwa, ale też kolekcjoner. I właśnie ma dla niego stary sprzęt fryzjerski. Przesłał prezent na adres naszej REDAKCJI, a ja dostarczyłam przesyłkę na 17 Sierpnia. Byłam pod wrażeniem, że ktoś tam, gdzieś tam przeczytał o kimś tam, i postanowił tego kogoś obdarować.
- To jest stara maszynka elektryczna Comet, niemiecka. Dziękuję za nią panu Aleksandrowi. Wspomnę, że mam w swojej kolekcji pierwszą maszynkę elektryczną, jaka weszła na rynek, to Mars z 1910 roku, ta jest oczywiście młodsza – mówi pan Ryszard, trzymając w dłoni prezent z Rybnika.
Siedzimy w dawnym salonie fryzjerskim, pełnym fryzjerskiego sprzętu, małego i dużego. Trochę przenosimy się w czasie i jest to przyjemna podróż. Te sprzęty... Zabytkowa suszarka hełmowa to prawdziwy rarytasik dizajnowy do współczesnego wnętrza mieszkalnego. Na ścianie obraz świętej Marii Magdaleny, patronki fryzjerów i sepiowy portrecik fryzjera światowej sławy, Polaka, króla fryzjerów Antoniego Cierplikowskiego; pseudonim Antoine.
A meble? To kolekcja duża i na tyle świetna, że niektóre zagrały w znanych filmach. Fotel z połowy XIX i XX w. pojawił się w oscarowym "Pianiście", trzy fotele i dwie toaletki zagrały w telewizyjnym filmie "Polowanie na ćmy". Meble secesyjne, biedermeier, art deco, empire – proszę bardzo.
Ryszard, czy to trochę nie dziwne, zdobył zaszczytny tytuł mistrza fryzjerskiego w 2004 r., a z wykształcenia jest elektromechanikiem. Ale... Ale już będąc uczniem podstawówki w głowie miał tylko strzyżenie. - Hopla miałem na punkcie włosów - mówi. I dlatego zaczął sam strzyc. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, znaczy żaden włosek nie miał prawa odstawać od reszty fryzury. Jezusie, ile on się wcześniej nacierpiał, poddając się strzyżeniu u pułtuskich fryzjerów. Wychodził od nich z płaczem. Żaden nie zaspakajał jego fryzjerskiej wizji.
(I ja dobrze pamiętam lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, i te męki związane z tym, co fryzjerki potrafiły zrobić na mojej głowie pełnej gęstych, zdrowych, lekko kręconych włosów. Dopóki nie zaczęłam strzyc się w Warszawie, słowo FRYZJERKA wywoływało we mnie złość na brak profesjonalizmu).
Wreszcie Ryszard pomyślał, że więcej do fryzjera w rodzinnym mieście nie pójdzie. Nie chce wyglądać, jak wszystkie chłopaki, z fryzurą nie do twarzy, z nieładem na głowie. Dzięki pieniądzom babci, której był ulubionym wnukiem, wybrał się do stolicy, do salonu LAURENT, do Zdzisława Gasperowicza, poety grzebienia. Nie dotarł jednak do Laurenta; był z kolegą. Zatrzymali się na bazarze Różyckiego, gdzie Ryszard przepuścił pieniądze grając w trzy karty.
– Wziąłem, pamiętam, trzy tysiące, patrzę, kasy już prawie nie mam... Ale przyjechałem do domu ostrzyżony i w końcu byłem zadowolony. Poszedłem do fryzjerki na Targowej, kobitka ostrzygła mnie bardzo fajnie, zrobiłem sobie też trwałą ondulację. Fajnie wyglądałem. Powiedziałem babci, że byłem u Laurenta, a ja nawet nie wiedziałem, gdzie go szukać. A Laurent, przypomnę, to uczeń Antoine`a, który zrobił wielką karierę, majątek, samochód, samolot... Na starość wrócił do Polski, zmarł w Sieradzu, skąd pochodził.
I co dalej? Ano stwierdził, że już do żadnego fryzjera nie pójdzie, będzie strzygł się sam. - Przy pomocy trzyczęściowej toaletki, przy dużym lustrze, po dwóch godzinach byłem już ostrzyżony. Wszystkim się podobała moja fryzura. Pytali mnie koledzy, u kogo byłem, kto mnie ostrzegł, a ja, że sam. I wtedy słyszałem "Weź mnie, ostrzyż i mnie". Miałem mnóstwo klientów. Kobiety też trochę strzygłem, koleżanki, znajome siostry, kogoś z rodziny – podaje pan Ryszard. Strzygł, gdzie mógł.
– I tak jako małolat, w wakacje miałem pełno pracy. W `95 otworzyłem niewielki salonik fryzjerski, warunki były tam słabe, nie było mycia, ale pocztą pantoflową rozeszło się, że strzygę i strzygę dobrze. W 2006 otworzyłem salon, w którym siedzimy. Przy chodniku, przed domem stała drewniana rzeźba... Sam urządziłem swój salon, miałem swoją wizję.
I miał swoje muzeum, największy zbiór przedmiotów i sprzętu fryzjerskiego w kraju. Dobrze pamiętam, jakie wrażenie wywarło na mnie, kiedy je zwiedzałam podczas pułtuskiej NOCY MUZEÓW.
- Mam to wszystko, nic nie rozdałem, zostanie dla syna, który jednak fryzjerem nie zostanie. Na piętrze był zakład fryzjerski męski, BARBER SHOP, na dole damski. Barber? To nic innego jak fryzjer męski, dziś to modne słowo. Pamiętam, wypowiadałem się na ten temat na konferencji dla nauczycieli zawodu w Poznaniu, dla prasy. Słowo pochodzi z łaciny, w zapiskach występuje już w 1470 roku.
Dłuższą chwilę zatrzymujemy się na rozmowie o znaczeniu słowa BARBER. To fryzjer, golibroda, balwierz. Dziś, w dużych miastach, modnie jest strzyc się w salonie fryzjerskim, stylizować fryzurę, a o brodę dbać u barbera, chociaż usługę fryzjerską również można tam zaliczyć. To, że fryzjer nie może strzyc brody, weszło w latach 90. Wiązało się to z zakazem używania ostrych narzędzi tnących (brzytwa) i obawą uszkodzenia ciągłości tkanek twarzy, co mogło powodować choroby, aids czy żółtaczkę wszczepienną.
R. Kaczyński: – I fryzjerzy odeszli od golenia, zresztą słabo było ze sterylizacją. Nie za bardzo dbano o dezynfekcję. Dziś Nergal jako pierwszy założył BARBER SHOP i zyskał dużą rzeszę klientów - słyszę.
Pan Ryszard w rozkwicie swojej fryzjerskiej działalności stosował klientkom usługi, które można było uzyskać jedynie w jego salonie. A chodzi o opalanie włosów ogniem. Wynikało to z zainteresowania Ryszarda trychologią kosmetyczną, czyli pielęgnacją skóry głowy i włosów. – Interesuję się tym od dziecka – mówi - bo sam miałem łysienie androgenowe. A to leczenie termiczne to bardzo fajna rzecz. No co ja mogę powiedzieć, włosy to zrogowaciałe białko. Podczas zabiegu one się nie palą płomieniem, one się stapiają, chyba że te włosy są bardzo suche, kruche, wytrawione, wtedy mogą się zapalić małym płomieniem. Zdrowy włos się nie zapali, on się stopi. Na choroby skóry głowy i włosów stosowałem preparaty ziołowe i oleje roślinne.
Był ciekawy wszystkiego, co było związane z fryzjerstwem. Bywało, że jeździł do warszawskich salonów podpatrywać mistrzów fryzjerstwa, udając klienta oczekującego na swoją kolejkę.
Uzbrojony w nożyczki i grzebień, samokształcił się, wertując podręczniki do nauki fryzjerstwa, np. "Fryzjerstwo" Zbigniewa Marka; prenumerował czasopisma. Uczestniczył w konferencjach, targach, szkoleniach i zjazdach. Podczas jednego ze zgromadzeń poznał redaktorkę i autorkę podręczników do nauki fryzjerstwa, Zuzannę Sumirską. Tak się złożyło, że znalazł w jej podręczniku dwa błędy rzeczowe. Odtąd występuje jako konsultant Z. Sumirskiej. To duży zaszczyt.
Jeśli chodzi o pułtuskie środowisko fryzjerskie, to wiele zawdzięcza nieżyjącemu już Wincentemu Strusińskiemu. Dobrym fryzjerem był, dokładnym, uznanym. I ja znałam go dobrze. Gdy ktoś pytał, gdzie strzyże się mój mąż, ten odpowiadał z dumą "U WINCENTA".
R. Kaczyński: - Chodziłem do niego, żeby mi coś pokazał, przekazał, podpowiedział. Dla mnie był facetem w porzo. Radził mi. Pyta pani o zawiść w zawodzie, o niezdrową konkurencję. W takim małym środowisku jest jakaś tam zawiść. Gadanie... Ja nigdy nie mówiłem klientowi: "Kto cię tak źle ostrzygł", nie wypada wydawać takich opinii i siać pomówień. A co to znaczy dobra fryzura? Modna, wyróżniająca się? (śmiech). To nowoczesne fryzjerstwo wyróżnia się innym cieniowaniem niż kiedyś. Teraz fryzurę należy cieniować od totalnego zera, takiego z golarki czy brzytwy; trudno jest wystopniować, żeby przejść do włosów długich. Obecnie są zarysy takie półkoliste na zero wokół całej głowy. Dokładnie to chodzi o totalne wycieniowanie przejścia z krótszych włosów na długie. No i mamy żele, pomady, gumy, lakiery, środki do stylizacji włosów. Praca jest drobiazgowa, szczegółowa, dokładna.
Kolekcja? Zaczęła się u Ryszarda gdzieś w wieku 15 lat. Od grzebieni, noszonych przez mężczyzn w tylnych kieszeniach spodni. Często wypadały wprost na chodnik i niektóre grzebienie po prostu podobały się marzycielowi, który chciał, ba, musiał być fryzjerem. – Nazbierałem ich kilka, wyczyściłem, zacząłem więc od nich. Ludzie przynosili mi brzytwy, miałem 12, ale mi je znajomi rozebrali. Potem już nie byłem taki hojny. Następnie ktoś mi dał starą suszarkę, ktoś starą lokówkę i tak nie wiadomo kiedy, stałem się pasjonatem. Oczywiście, także kupowałem sprzęty, za stojący tu sterylizator, podgrzewacz to facet chciał 3 tysiące. Kupowałem na Allegro, na Kole, podczas podroży po kraju. Teraz nic już przy kolekcji nie robię, nie powiększam, nie mam na to siły. Jestem wypompowany. Nawet chciałbym się pozbyć kilku zabytkowych mebli.
Nie zgadza się ze mną, że odniósł życiowy sukces; żadnej dumy z tego, że wykonywał usługi na najwyższym poziomie. Że szkolił fryzjerów. Coraz częściej narzeka na zdrowie po ciężkiej chorobie, wspomina nie tak dawne jeszcze czasy, kiedy to był sprawny i znany, oddycha atmosferą stworzoną dzięki niebanalnej kolekcji akcesoriów fryzjerskich, którymi nie powstydziłoby się żadne muzeum fryzjerstwa. - Żałuję, że mam dopiero 54 lata, ogrom wiedzy, a nie prowadzę już szkoleń, nie uczę. Wiele mam do powiedzenia, do przekazania – kończy rozmowę pan Ryszard.
Ale na koniec słyszę: - No, okey, z syna jestem zadowolony.
Grażyna Maria Dzierżanowska