Niecodzienną praktyką jest drukowanie w lokalnym tygodniku materiału zawierającego prawie 50 tys. znaków drukarskich. Okazja jest jednak niezwykła – o czym za chwilę. Dzięki przychylności redakcji – tygodnika To i Owo Legionowo – mogłem 24 lata temu po raz pierwszy zaprezentować Państwu notatki z Powstania Warszawskiego sporządzone przez mojego Wuja Jana Walca w szpitalu na Hożej, a potem na Poznańskiej 11 (zgrupowanie „Zaremba”).
Wyjątkowa wartość tych notatek (drukujemy je z zachowaniem oryginalnej pisowni) wynika stąd, że pisane były na bieżąco. Dzień po dniu. Dodaje nam to po latach smak autentyczności. Dla mnie ten smak jest silniejszy ponieważ uczestnicy opisywanych wydarzeń są mi bliscy. „Wiktor” to mój Tata Gustaw Nowotny (chirurg, specjalista chorób kostnych – przez wiele lat ratował dziecięce ręce i nogi w Sanatorium na Bystrem w Zakopanem, zmarł w 1955 roku w Zakopanem). Róża to siostra mojego Ojca, żona autora notatek „Klemensa” – Jana Walca, ślub wzięli w czasie Powstania (przez wiele lat była ordynatorem oddziału chorób wewnętrznych w Szpitalu Praskim w Warszawie, zmarła w 2015 w Warszawie). Od niej to właśnie otrzymałem ćwierć wieku temu maszynopis sporządzony z notatek. „Bogusz” to Edward Drescher, mój „przyszywany” wujek (profesor, rektor Akademii Medycznej w Szczecinie, zmarł w 1977 roku w Warszawie).
Tych wymienionych znam. Ci, których nie znam są mi bliscy przez to, że byli tam razem z nimi. Wiele lat po wojnie, będąc w Londynie, poznałem „Teofila”, Władysława Bartoszewskiego. O nim i o komórce Biura Informacji i Propagandy AK opowiadała mi moja Mama Anna Nowotna. Miała przydział powstańczy do Radia Błyskawica. Tuż przed powstaniem Tata wywiózł ją z Warszawy. „Powodem” był mój brat, który urodził się trzy dni po upadku stolicy. Po jednej okupacji zaczęła się następna i niewiele można było o tamtej pracy opowiadać. Strach – ten, o którym pisał Julian Stryjkowski w „Wielkim strachu „ – był powodem ukrycia notatek z powstania przed okiem Urzędu Bezpieczeństwa pod koniec lat 40. Dokument został „zamelinowany” tak dobrze, że dopiero po 1989 roku Ciocia Róża „odkopała” go na strychu w Podkowie Leśnej. Kiedy więc, już po Śmierci mojej Mamy, spotkałem Władysława Bartoszewskiego i przedstawiłem mu się, usłyszałem: A więc to ty jesteś synem „Marylki”? Ten pseudonim wojenny mojej Mamy był dla mnie kontaktem z tym co odeszło… Jest nim również ten pamiętnik z powstańczego szpitala.
Piotr Kuba Nowotny – od lat 90-tych związany z redakcją To i Owo, aktor, dziennikarz, animator kultury
Na 1 sierpnia
nie przewidywało się akcji. Nawet wszystko wiedzący i wszystko znający Teofil (Władysław Bartoszewski – historyk, obecny minister spraw zagranicznych – red.) twierdził, że nic nie będzie. – Może najwyżej wieczorem, koło 8 mej – dodał. I rzeczywiście ranek i przedpołudnie przebiegało całkiem spokojnie. Codzienna odprawa na m.p. (miejsce postoju – red .) koło godz 2.30 pp . także nie przyniosła żadnych rewelacji. Wracając z od prawy do kwatery zastaliśmy tam Bogdana (Władysław Rydzewski, ornitolog – red.) już uzbrojonego i czekającego na swych kanonierów. Nie ulegało już wątpliwości, że akcja nastąpi lada chwila. Tymczasem ludzie nie zostali powiadomieni, a Komendant poszedł po rozkazy do szefa sanitariatu. Władek podawał godz 4 jako czas wybuchu, a więc czasu pozostawało niewiele, grubo mało aby zaalarmować wszystkich. (Gustaw Nowotny, chirurg – red.) więc jadł obiad jednym uchem strzygąc ku drzwiom czy nie nadejdzie Edek (Edward Drescher – Bogusz – red.). Niestety, nie było go, zjawił się tylko Waluś i został z miejsca posłany na punkt. Po drodze zaalarmowano też dr Władysława (Władysław Kwieciński – Czesław – red.). Na punkcie zastaliśmy szefa sanitariatu siedzącego w fotelu z angielską flegmą . Okazało się, że spartolił on całą historię, gdyż zwolnił w tym czasie łączniczki i nie mógł przekazać rozkazu. Godziną wybuchu, jak się okazało, jest 17 – ta. Ponieważ było już po 16 – tej więc zaczął się dość wariacki taniec z przygotowaniami sali operacyjnej, opatrunków, sterylizacją narzędzi itp . W międzyczasie zjawił się Władysław (Kwieciński – red.) który zresztą chwilę po tym „skoczył” do św. Józefa (lecznica sióstr zakonnych, obecnie lecznica rządowa na ulicy Emilii Plater – red.). Około 18.20 usłyszeliśmy pierwsze dość bliskie detonacje i strzały.W bramce wiodącej do – Molkerai (zakł. mleczarski – red.) widzimy na 50 m od naszej bramy wjazdowej do podwórza 2 wermachtowców z peemami i granatami, którzy z zaniepokojeniem słuchają strzałów i obserwują nasze poruszenia. Zamykamy więc bramę delikatnie. Wprawiło nas to w nastrój zdenerwowania, gdyż ani Bogusza ani wielu innych jeszcze nie było. Tymczasem strzelanina na mieście prawie nie słabła. Na szczęście w jakiś czas potem zaczęli się ludzie zjawiać i kolejno przybywało ich coraz więcej. Nareszcie zjawił się Bogusz powitany ogólnym westchnieniem ulgi. Okazało się, że większość z nich szła już pod obstrzałem. Jedna z sióstr jechała rikszą, przyczem kierowca przy końcu trasy cisnął rikszę do pierwszej lepszej bramy i skoczył sam na swoje M.P. W rezultacie na 17 – tą prawie wszyscy byli na miejscu – brakło jedynie kilku sanitariuszek i dr Władysława. Z dokładnością co do minuty, punkt o 17 – tej rozpoczęła się strzelanina, wybuchy i serie kaemów, ze wszystkich stron, z daleka i z bliska. Wszystko już było przygotowane: sala operacyjna i izby przyjęć były ustawione, uporządkowane, gotowe do przyjęcia rannych. Wszyscy czekaliśmy bezczynnie. Nagle na podwórzu pojawiło się około 7 młodych ludzi z pistoletami w ręku . Wobec tego koncertu huków, strzałów i wybuchów ta grupka ze swymi „dziewiątkami” wyglądała tak niepozornie i ubogo, że zrobiło to na nas raczej przykre wrażenie. Okazało się, że chcą oni przez nasze tyły zaatakować sąsiednie składy .Verband der Molnejkereien und Eiergenossenschaften” (czyli tzw. później „mleczarnię”), obsadzone przez Niemców. Zaniepokoiło to nas nieco, bo w ten sposób dosliśmy się w pierwszą l inię ognia. No i rzeczywiście w naszej tylnej bramie wybuchło od razu piekiełko, bo jak się okazało nasi chłopcy mieli sporo granatów. W tym zamieszaniu nie
Nastrój od razu się poprawił, wszyscy zaczęli się ruszać, coś pomagać, coś robić. Tymczasem zaczął robić się wieczór. Siostry dały nam dobrą kolację, rozplanowaliśmy sobie kwa tery, urządziliśmy spanie…, ale do spania nikt jakoś nie miał ochoty. Pierwsza noc powstania, ogień idzie po ulicach i spać?
Pod osłoną nocy doszlusował dr Władysław (Rydzewski – red.) od św. Józefa, dając zarazem znać o sytuacji jaka tam panuje i o lekarzach, którzy tam są . Ze względu na lepsze warunki operacyjne przeniesiono tam w ciągu nocy dwóch ciężko rannych (postrzał płuc i śledziony) . Reszta personelu, mimo iż właściwie nie miała nic do roboty nie spała większą część nocy.
CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
2 sierpnia
Rano zgłosił się dr Boguszewski, pragnąc otrzymać jakiś przydział. Bogusz skierował go do św. Józefa, jednak z powodu obstrzału przejście było utrudnione. Po śniadaniu dwa opatrunki ambulatoryjne. W chwilę po ich skończeniu, od furtki, gdzie było stanowisko ogniowe, rozległ się krzyk „doktór zabity, doktór zabity!!!” Kilka osób rzuciło się do furtki i tam żołnierze opowiedzieli nam jak to dr Boguszewski koniecznie; mimo ich odradzania, chciał przeskoczyć do św. Józefa. Obstrzał nie był specjalnie gwałtowny, więc udało mu się przeskoczyć na drugą stronę Hożej bez wypadku. Wtedy, stojąc już w bramie, wychylił się wołając do żołnierzy „Powiedzcie dr Boguszowi, że przeszedłem! „ – i wtedy dostał kulę w głowę. Zwłoki leżały po drugiej stronie ulicy, ale nie próbowaliśmy nawet dostać się do nich, tak że pogrzebem zajął się ktoś inny. Wypadek ten przygnębił nas wszystkich. W niecały kwadrans po tym przybiegł wystraszony por. Marian, pytając „Co to Bogusz nie żyje?” Okazało się, że wiadomość o wypadku dotarła do niego w zniekształconej formie – Bogusz a nie Boguszewski i biedak przeraził się.
Przed południem przyszedł ppor. Bogdan, który jak się okazało, został d -cą pododcinka Emilii Plater.
Na obiad (pierwszy powstańczy obiad, jak ktoś nie omieszkał zauważyć) siostry dały nam boczek w takiej ilości, że zgodnie stwierdziliśmy, że tak tłusto żadne z nas przed akcją nie jadało. Po południu znowu brak roboty fachowej, wszyscy usiłują zna leźć sobie jakieś zajęcie. Wreszcie, jakby na pociechę, przyniesiono nam rannego v.d. (skrót od niem. volksde uts ch red.) Hutta. Przystąpiono więc do pierwszego większego zabiegu. Rezultat był smętny – okazało się, że większość personelu kobiecego, przydzielonego przez W.S.K. (Wojskowa Służba Kobiet – red.) jako siły fachowe nie ma o niczym zielonego pojęcia. Dość wspomnieć, że narkotyzerka zużyła dwie i pół butelki eteru, a delikwent mimo to bynajmniej nie spał jak się na leży. Bogusz wściekał się i klął na czym świat stoi, -Wiktor wściekał się nie mniej, a wszyscy wynieśli b. nieprzyjemne uczucia z tej pierwszej próby zespołu. Tegoż dnia zmarł drugi Niemiec, więc pochowano ich obu w ogródku Sióstr. Wieczorem nie przydarzyło się nic godnego uwagi. Większość z nas poszła znacznie wcześniej spać.
3 sierpnia
Niski pułap chmur, deszcz mżący, przechodzący w ulewę. Uruchomiono punkt golarski dla sztabu dywizji, przeznaczając na ten cel brzytwę szefa sanitarnego i żyletki chirurgów (co dało w wyniku wieczorem 12 butelek wina z kwatermistrzostwa). Róża (Nowotna – red.) chodziła dwukrotnie do mleczarni skąd przyniosła nieco leków i szkła laboratoryjnego. Łączniczka Halinka wysłana została z zapotrzebowaniem leków do apteki „Pod Aniołem „. Ponieważ apteka była zamknięta, więc przeszła pod obstrzałem do mieszkania magistra, sprowadziła go i otrzymała większość zapotrzebowanych leków na sumę 365 zł (!?) (paczka 1/2 kg. twarogu .kosztowała 1.80 – red.). Podczas obchodu zauważyliśmy, że ulica jak okiem sięgnąć jest udekorowana biało – czerwonymi flagami. Wrażenie było bardzo mocne. Zapanował dość podniosły nastrój, wywieszono flagę Czerwonego Krzyża. Z powodu braku ruchu rannych przeprowadzono reorganizację rozkładu dnia, kwater itp. Odbyło się nabożeństwo żałobne za dr Boguszewskiego w kaplicy sióstr, przeniesionej „tempore belli” do piwnicy. Doszlusowała Ewa (pielęgniarka red.), przedostając się z Wareckiej przez Aleje. Na punkt przybył po południu doc. Zawadowski (Witold Zawadowski, radiolog – red.), zapytując czy może przysłać rannego do zagipsowania, a zarazem donosząc o funkcjonowaniu jego Zakładu. Zgłosił się do niego „pistolet”, jeden z szturmujących koszary SS Ukraińców w poselstwie czeskim. Odesłano rannego na powtórzenie zdjęcia (osiowe), poczem wrócił i założono gips. Pod wieczór ukazały się samoloty niemieckie (początkowo sporne: Niemcy czy powstańcy) podobno osłaniając odwrót z rej. al. Niepodległości. Rano zjawił się dowódca dyw., podał wiadomości z placu boju, wyrażono prośbę Sanitariatu o zbudowanie barykady w celu komunikacji ze świętym Józefem. Dowództwo zgodziło się, mówiąc że potrzebne to jest, gdyż odcinek jest eksponowany i bez osłony.
Do wnętrza zdołało ich wpaść pięciu i tych pięciu zdobyło gmach, kilkadziesiąt kb, koło dziesięciu sztuk broni maszynowej, skrzynki z granatami i… wzięło się do niewoli 70 – SS manów, Ten niewiarygodny fakt tłumaczy się tylko całkowitym zaskoczeniem i dużą ilością granatów rzucanych w każde okno. Zaś po tym rewelacyjnym czynie Kazimierz, nasz pacjent, poszedł jeszcze rozbić bunkier na rogu al. Róż i rozbił go zresztą.
Na rozkaz szefa sanitarnego przybył transport lodu, który został częściowo zużyty do mrożenia wina. Wieczorem powtórnie przybył dowódca dywizji z pułkownikiem z dowództwa i z inżynierem w celu planowania barykady. Budowę rozpoczęto i szczęśliwie zakończono. Po wycofaniu się barykada została ostrzelana ogniem k-emów z Min. Komunikacji. Ogień trwał blisko godzinę, tak, że prawdopodobnie podniecały do niego Niemców dwa styliska od łopat imitujące karabiny. Żandarmeria polowa przyprowadziła byłego więźnia z Mokotowa lekko rannego w głowę. Nadmiar kobiet sanitariuszek z patrolu W.5.K. przekazano do Komendy, reszta odnalazła swe oddziały. Na dyżurze dr Wiktora łącznik z dowództwa przyszedł z ustnym meldunkiem – „Sytuacja bardzo dobra, spodziewane wyłączenie wodociągów, pożary na mieście rozszerzają się, przygotować wodę „. Po dłuższym namyśle rozszyfrowano to jako ostrzeżenie z dodatkiem optymizmu dla uniknięcia wczorajszego podniecenia. Wobec tego ściągnięto Wacusia i po spenetrowaniu dachu (pocisk zapalający na dziedziniec) wystawiono czujkę przez dymik. Tegoż wieczoru oficer bezpieczeństwa kapitan Marwicz przesłuchiwał Hutta,’ wrażenie bardzo ujemne. Wyrok śmierci wykonano następnego dnia i wywieszono go na tablicy ogłoszeń jako pierwszy wyrok. Dr Władysław udał się’ do św. Józefa. Dr Bogusz i Wiktor poszli na stanowiska ogniowe ppor. Bogdana nie zastali go, lecz spotkali znajomych, między innymi pchror. Ciemnego, który zakomunikował im o trafieniu w szyję i twarz zabójcy dr Boguszewskiego. Był to jego 6 – ty Niemiec. Karbuje on ich białym tuszem na kolbie Schmeisera zwanego popularnie Karolina. Obejrzano też Katiusze, kb rosyjskie, którego wystrzały pojedyncze udają ze średnim powodzeniem działko, gdyż strzela się z niego z bunkierka pokrytego blachą 5 – cio mm. Tegoż dnia była w ambulansie drobniutka panienka o wielkich oczach której płyta chodnika zgniotła palec przy budowie barykady na odcinku ppor. Bogdana. O budowie tej barykady opowiadał ppor. Bogdan – „Wyszedłem na środek ulicy i krzyczę – worków, worków mi potrzeba – na to sypnął się deszcz worków i wybiegli ludzie tłumnie. W godzinę moja barykada gotowa była aż pod pierwsze piętro.” W ogóle ludność z akcją współdziałała. W jednej z kamienic stał nasz oddział i przygotowywał w oknach butelki z benzyną do zwalczania czołgów – niedługo wszystkie cywilne okna udekorowane były takimi butlami.
4 sierpień
O godz. 7.45 łącznik z pozycji ppor. Bogdana zawiadamia o jego zranieniu. Patrol lekarzy znajd uje go meldującego się na baczność rtm. Witoldowi. W czasie przeprowadzania na punkt okazało się, że miał dużo szczęścia. Patrol sanitarny bez rozkazu wyskoczył do rannego i przeniósł go do św. Józefa . Patrol wrócił pod obstrzałem bez strat i dostał opr. (do dziś używany skrót niecenzuralnego wyrazu red.). Z powodu zbudowania barykady zdjęto posterunek ogniowy przy furcie. Sąsiedni oddział z drugiej strony ulicy ma za dużo amunicji i wali z kb do samo lotów. Na salę rannych wpadł pocisk z broni pokładowej samolotu. Inny pocisk upadł koło s. Jadwigi idącej służbowo przez dziedziniec. Nawiązano łączność z doc. Zawadowskim w jego Zakładzie, uzyskując punkt rentgenologiczny. Wyfasowano po raz pierwszy setkę sportów po 7 sztuk na łeb. Odbyła się msza na intencję personelu, na którą udał się jako kolator dr Bogusz. Do obiadu mało zdarzeń, robi się sennie. O 17 – tej rozkaz z dowóctwa: „Przenosić od godz. 19 punkt opatrunkowy na Poznańską”, Po obejrzeniu i rozplanowaniu lokalu przeniesiono i urządzono nowy G.P.O. (Główny Punkt Opatrunkowy – red.) w ciągu 2 godzin, nie przerywając prawie możności opatrywania (zresztą w tym czasie nowych rannych nie było). Przed przeniesieniem wszystkie kobiety z patrolu W.5K odmeldowały się.
CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
5 sierpień
Rozwinięto żywą działalność na nowym m.p. Oprócz prac przy porządkowaniu i urządzaniu lokalu wykonano wypad pod osłoną barykady na Poznańską 12 do byłej siedziby Blitzmadlow, Zarekwirowano i przeniesiono stamtąd 19 prycz sprężynowych oraz większą ilość sienników, materaców i innych drobiazgów. Po raz pierwszy zakwitł wtenczas szaber, na którym to polu już wówczas trzymał prym dr Wojtek (Wojciech Nowakowski, pediatra – red.), który doszlusował tegoż dnia rano jako ostatni z zespołu konspiracyjnego. W czasie przenoszenia jakiś idiota strzelał z kb zza barykady, całkiem niepotrzebnie denerwując Niemców. Po skończonym przenoszeniu zgłosił się on i zażądał wydania mu 5 sienników dla jego ludzi. Po odmowie zwrócił się do dr Bogusza „Jestem kwatermistrz Beczka, osłaniałem transport, moi ludzie pomagali pańskim itd, więc musi mi pan dać te 5 sienników”. Dr Bogusz powiedział co myśli o osłonie ogniowej transportu i pomocy. Na to Beczka no tak panie doktorze, ale zawsze ręka rękę myje, więc… Niestety, tej wielkiej prawdy dr Bogusz zrozumieć nie chciał!
Na sali opatrunkowej wrzało przez punkt przewinęła się rekordowa liczba 11 ambulatoryjnych. 2 leżących i kilka zmian opatrunków. Stosunkowo dużo zgłasza się cywilów, kwitnie praktyka internistyczna i pediatryczna. Po południu dr Wiktor i s. Jadwiga wyruszyli na miasto skąd przynieśli oprócz rzeczy osobistych zapas katgutu (nici – red.) Szef sanitarny postarał s ię o fasunek 50 but. wina dla szpitala. Przybyło dwóch gości z BlP’ u – Teofil z towarzyszem, opowiedzieli plotki i zrobili interviev, który na drugi dzień został wydrukowany. W ciągu dnia trwały w nieco mniejszym stopniu pożary i bombardowania. Dochodzą pierwsze wiadomości o zrzutkach. Wieczorem dr Wiktor opowiada o nastrojach w mieście. Trzy pielęgniarki, które wydostały się ze szkoły pielęgniarek opowiadają o sytuacji tam i o nieudanym szturmie 1 – go w nocy.
W nocy zaalarmowano patrol sanitarny z dr Władysławem. Na Hożej 39 zastano już zwłoki oficera sztabowego, który dostał serię ka – emu w czaszkę z wlotem przez oko. Wydano orzeczenie lekarskie. Wrażenie dość makabryczne, tak że Czesława zemdliło.
6 – ty sierpień
Rano Szef sanitarny wstając stwierdził: „Psiakrew, to strzelanie byłoby bardzo przyjemne, gdyby tylko nie było takie niebezpieczne”. Okazało się, że większości osób przeszkadzała spać nocna kanonada armatnia. Rano odbywało się dalsze porządkowanie i organizowanie GPO. Wszyscy członkowie zespołu dostali określone funkcje i działy. Rozwinięto i przekształcono kancelarię, samorzutnie posłano O. de B. (meldunek wojenny – red.) do komendy. (W tym miejscu dodać trzeba, że po południu przyszedł po rozkaz przesyłania codziennych O. de B. Wieczorem wydawca rozkazu był jako pacjent w GPO i zdumiony był tym O. de B. przed rozkazami). W międzyczasie miał miejsce nalot angielski ze zrzutami. Niektórzy lekarze widzieli zrzucone spadochrony! Mówiono o biało – czerwonej szachownicy na samolotach (?). Koło południa dr Bogusz, dr Wiktor i Klemens (Jan Walc – red.) z kpt. Marwiczem zrobili wypad do ambasady sowieckiej. Dom nie strzeżony, wewnątrz zastano skład mebli, prawdopodobnie z Getta. Z przedmiotów bardziej interesujących odkryto 10 łóżek żelaznych siatkowych. Przy wyjściu kpt. Marwicz zrobił awanturę straży, której przedtem nie było. W GPO odbywają się boje Czesława z właścicielką mieszkania p. Sawicką na temat maszynki elektrycznej, garnka do wody, miednicy i inne pokrewne. W dalszym ciągu ludność cywilna znosi książki, leki, naczynia etc. Rozdział papierosów idzie ciągle, lecz w tak niewielkiej ilości, że kwestia tytoniu dla większości zarysowywuje się coraz czarniej. Po południu patrol sanitarny (Klemens, Wacuś, Ewa) przyniósł rannego z drugiej strony ulicy Poznańskiej. W chwilę po tym tenże patrol został wezwany do mleczarni i przyniósł stamtąd rannego z dachu. Do dr Wiktora przyszła żona jego przyjaciela z Klonowej i opowiadała o zgromadzeniu kobiet w Al. Schucha, jeździe na czołgach na Zielną itd. Pod wieczór zgłosiło się jeszcze kilka kobiet z Al. Szucha dla przenocowania. Komendant OPL (Obrona Przeciw – Lotnicza – red.) i dyrektor PZUW (Państwowy Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych – red.) przyszli do dr Bogusza w popłochu. Okazało się, że posterunek ogniowy z bramy (Beczka!) jest ściągnięty i dom pozostał bez osłony. Stąd panowie ci pytają co będzie gdy Niemcy wpadną i zrobią masakrę? Dr Bogusz wylał odpowiednio kubeł zimnej wody. Ppor. Bogdan wraca jako wyleczony do linii. Wieczorem kpt. Marwicz przyprowadził p. generałową z towarzystwem, w rezultacie wywiązuje się rozmowa przy winie. Po rozejściu się gości dochodził bridge przy winie w większych ilościach.
CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
7 sierpnia
Z rana wyniesiono rannego z odcinka ppor. Bogdana z postrzałem płuca. Dość duży ruch w ambulatorium. Słaby ogień, nieznaczne po żary na mieście. Na ogół brak wyczerpujących wiadomości z placu boju. W domu GPO OPL po doświadczeniu z pożarem zorganizowało pracę przymusową całej ludności bez względu na wiek, przy urządzeniach obronnych. Zgromadzono duże ilości kubłów z wodą, piaskiem, uprzątnięto materiały łatwopalne ze strychu, zreorganizowano służbę przeciwpożarową. Dzień minął spokojnie bez wydarzeń. Szereg sióstr dostało pozwolenie i przepustki na miasto. Przyniosły one szereg wiadomości. Popołudniu zgłosiła się jakaś kobieta, podobno pielęgniarka, która jakoby wiedziała o wielkich brakach w zaopatrzeniu np. na narzędzia Szpitala na Śliskiej i na własną rękę zaalarmowała GPO. Ponieważ sprawa wyglądała nieprawdopodobnie kazano jej przynieść zapotrzebowanie pisemne.
Z rana szef sanitarny zrobił inspekcję rejonu i rozesłał rozkazy co do meldunków ostanie sanitarnym domów i pkt. opatr. (ilość lekarz y, rannych, chorych , materiały, etc). Patrol sanitarny (dr Wiktor, Klemens, Czesław) poszedł z rannymi do rtg u płk. Zawadowskiego. Przed południem średn i ruch na sali opatrunkowej – głównie małe opatrunki i porady. Zaczął się duży ruch z meldowaniem się lekarzy do szefa sanit. oraz z ludnością cywilną przynoszącą leki i materiały pomocnicze dla GPO. Przyniesiono dużą ilość leków różnego rodzaju, sporo bielizny pościelowej i innych drobiazgów. Podczas gdy I grupa była na obiedzie zaczął się nalot, potraktowany jako angielski. W dowództwie zaczęto dawać sygnały dla zrzutek. Okazało się, że są to samoloty niemieckie, rzucające bomby zapalające. Po powrocie na m.p. okazało się, że płonie dach na małej oficynie oraz dach na GPO. Czesław i Klemens udali się na dach dla gaszenia – okazało się, że dach jest pod obstrzałem i leży na nim ranny. Wywindowano rannego na firance przez okno i zniesiono na dół. Na klatce schodowej zaczął się obstrzał ze strony AK. Ranny okazał się ciężkim złamaniem postrzałowym podudzia, ze wstrząsem. Ponieważ operację trzeba było odwlec, Klemens, Twardo oraz sanitariuszka Marcelka udali się do gaszenia. Reakcja publiczności – mieszkańców b. nieprzyjemna – szereg kobiet z pieskami i manatkami siedziało w schronie lub przy wyjściu, utrudniając akcję i nie poczuwając się do obowiązku pomocy. Naskutek braku ludzi trudno było urządzić łańcuch i zorganizować dowóz piasku i wody windą. Po godzinie ogień mniej więcej zlokalizowano. Drugi ranny z dachu przyszedł na GPO z powierzchownym postrzałem kl. piersiowej. Ponieważ ogień w oficynie zdołano ugasić przybyli stamtąd ludzie, którzy zorganizowali pod presją (!?) łańcuch i akcja gaszenia przebiegała dalej planowo. W chwilę potem (godz. 3 – 4) przyniesiono z dachu rannego Twardę. Okazało się że nie żyje już – dostał postrzał przez serce lub pnie naczyniowe. Niedługo potem zaczęto operację (dr Stefan i dr Wiktor), która trwała dość długo. Chory skrwawił się znacznie, wieczorem zrobiono transfuzję. Dr Stefan przyniósł aparat Joubego (do przetaczania krwi – red.) od św. Józefa od s. Józefy. Siostra rannego dała krew. Po operacji zaczął się duży ruch głównie z opatrunkami drobniejszych zranień przy gaszeniu oraz oparzeń. Zrobiono operację wyniesionego przestrzału thoraxu oraz operację zeszycia postrzału palca u małego chłopca – łącznik (na dachu). Ruch opatrunkowy trwa jeszcze po kolacji. Wieczorem odbył się na podwórzu pogrzeb Andrzeja Twardy – po odprawieniu modłów przez dwu księży przemówił krótko dr Bogusz i zaintonował „Serdeczna Matko” i zasypanie grobu. Na grobie postawiono biało – czerwony proporczyk i kwiaty. Noc minęła spokojnie.
Popołudniu ruch ambulatoryjny większy. Z odc, por. Bogdana, będącego pod obstrzałem stokesa przybyło 2. rannych ciężej, 1 kobieta lekko. Patrol sanit. stwierdził zgon 1 cywila. Ranni zostali wszyscy na dachu przy gaszeniu pożaru. Por. Bogdan zgłosił się po południu ‘do GPO na odpoczynek. Przyniósł zdobycz 3 książki z Progo atmu, Dr Stefan i Róża wyruszyli na miasto dla odwiedzenia różnych osób, dopełnienia odmy etc. Byli też obecni u Forkasiewicza na koncercie dla AK (Fogg) (mowa o kawiarni Forkasiewicza na Kruczej, gdzie odbywały się koncerty m.in. Mieczyława Fogga, dla powstańców i ludności cywilnej – red.). Pod wieczór ks. kapelan sp isał dane konieczne do ślubu. Datę ślubu oznaczono na sobotę 12 (mowa o ślubie Róży Nowotnej z autorem pamiętnika Janem Walcem – ślub odbył się u Sióstr Rodziny Marii na Hożej – red.). Wieczór i noc bez wydarzeń. Otrzymano duży przydział denaturatu oraz karbidu.
8. VIII 9. VIII
Zgłosił się do ‘nas ginekolog dr X inżynier (który został przydzielony do szefa sztabu sanitarnego jako jego zastępca. Na sali operacyjnej b. duży ruch opatrunkowo ambulatoryjny, zespół nie miał chwili czasu na uprzątnięcie sali. Po obiedzie dokonano amputacji nogi w pełnym zespole operacyjnym. Bezpośrednio potem zaczęły się sypać drobne opatrunki i zabiegi.
10. VIII
Zaczęto urzędowanie od nowego porządku. Ruch w ambulatorium niewielki. 9 pielęgniarek poszło na Wspólną 41 skąd wyfasowały materace, z którymi wróciły pod obstrzałem. Oprócz opatrunków regulowano zaległości kancelaryjne w kartach ambulatoryjnych. Popołudniu ruch ambulatoryjny większy.
Do pisania tych notatek „zmuszał” autora dowódca szpitala dr Edward Drescher, mówiąc mu stale: „Pisz Jasiu, pisz”. Notatki sporządzane były na karteluszkach, świstkach i innych papierach nadających się nieco do pisania. Przerwa w zapiskach pomiędzy 10 a 17 sierpnia spowodowana była ślubem Róży i Jana, który w pokojowych czasach jest wydarzeniem, a co dopiero w czasie tak długo oczekiwanego’powstania. Na tę przerwę Bogusz dał pewnie przyzwolenie – P.N.
17. VIII
Wieczorem . przybył zaproszony doc. Zawadowski. Przekazano mu GPO, jego urządzenia, rannych etc. Następnie odbyła się mała kolacyjka w gronie lekarskim – podano kanapki (byczki!) i koniak Martela. Niestety docent nie pije. Rozmowa była ożywiona i miła.
18. VIII
Rano wszystko normalnie. Niezbyt wielki ruch opatrunkowy, zauważyć się daje powolne dostosowanie się pacjentów do porządku dziennego: 10 – opatrunki, 3 – 6 wewnętrzne, rtg, etc. Pod wieczór kilka silnych detonacji w pobliżu. Po chwili łączniczki zaalarmowały GPO, że na Wspólnej 63 i 61 jest ok. 30 rannych. Ponieważ dr Bogusz był nieobecny, więc dr Adam (Adam Dobrzyński, szef sanitarny zgrupowania – red.) wysłał 2 patrole sanit. do pomocy. Na GPO przyniesiono 5 osób. Patrol męski przyniósł ponadto rannych do PO Poznańska 15. Ranni na miejscu znajdowali się w piwnicy dokąd ich przeniesiono w obawie przed dalszymi granatami. Ciemności, histerie kobiet fatalne przejścia, przenoszenie na kocach i rękach, bo nosze nie przechodzą. Wydatna i dobra pomoc cywilów. Prace rozpoczęły się dość późno i w pełnym zespole trwały do godz. 5 rano. Mimo kieliszka koniaku wszyscy upadali dosłownie na nos. Przypadki ciężkie, niektóre inoperabile, parapleg (nieoperacyjne porażenia połowicze. red.).
CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
19. VIII
Po nieprzespanej nocy późno wstał person el (i to niecałkowicie). Na sali opatrunkowej dość duży ruch ambulatoryjny. Po południu Róża i Jadwiga udały się w odwiedziny na placówkę bojową por. Bogdana (przedwojenny piperment) (nalewka miętowa – red.). Po południu dość słaby ruch . Dwa lekkie przypadki zranień od Bogdana, zostały skontrolowane rtg. W rtg ponadto usunięto dwa odłamki, z tego drugi został usunięty rekordowo przez Wiktora. Relacja Jadwigi (Zboińska – pielęgniarka): kwatera E. Plater 14 por. Bogdan na kanapie, piperment, przedwojenne papierosy. Zaglądanie do Niemców. Koncert Chopina w rozwalonym mieszkaniu. Słuchany w kucki na chodniku pod barykadą. Około godz. 6 przyniesiono 4 ciężko rannych i przystąpiono do zabiegów: 1 tchawicę nie operowano, 2 – trepanacja – po przy gotowaniu okazało się, że zmarł. 3 – uważany za najlżejszy – rana podudzia – okazała się konieczność amputacji i rana w ok. spojenia łonowego (zmarł w nocy). Zabiegi skończono o godz. 10. Koło 12 przybył chory z postrzałem płuc operowany, szef opłucnej. Wieczorem sąsiad żandarm uprzedził nas, że Zaremba ogłosił pogotowie.
20. VIII
Z rana na sali opatrunkowej średni ruch ambulatoryjny. Część personelu udała się na mszę po lową. Na sali opatrunkowej zaczęto zwalczać muchy, które stały się plagą. Założono siatkę ochronną. Po porozumieniu z Jarem złożono zapotrzebowanie na 50 m tiulu. Po południu zgłosiła się do amb. kobieta w trakcie porodu skierowano ją do ginekologa (Fufcio). Spory ruch chorych wewnętrznie (colitis). Dr Wojtek zaczął organizować punkt opieki dla niemowląt (mleko skondens., kazeina techn. etc.) Bogusz i Wiktor udali się do rtg i po powrocie operowali dwa przypadki – ekscyzja, usuwanie odłamków. Wieczorem odczytano rozkaz dzienny pochwała dla Klemensa za wyniesienie rannego z pod obstrzału. Przybyła też w odwiedziny dr Hanka ze swą współpracowniczką.
21. VIII
Dzień przeminął bez specjalnych wydarzeń. Dr Wojciech z dnia na dzień ma coraz więcej pracy z przyjmowaniem chorych, wizytami na mieście oraz w związku ze swym zawodem „ karmiącej matki”. Ppoł. rtg.
CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
22. VIII
Dzień naogół b. spokojny. Rano normalny ruch na sali opatrunkowej. Popoł. na mieście nieco głośniej, odzywają się ryczące krowy·(niemieckie wyrzutnie pocisków – red.). Ppoł. Operacje w rtg, które ciągną się długo, prawie do 9 – tej (1 chory przez 1 1/2 godz, 6 odłamków). B. silne wybuchy w sąsiedztwie, okaz uje się że „krowy” trafiły w Skorupki 3 (?) i 8 oraz Wilczą 29 (?). Po powrocie z rtg odbyło się oblewanie nowej kancelarii GPO Przydziałowe jajka posłużyły do eierkoniaku. Mikstura okazała się potężnie za mocna. Noc spokojna.
23. VIII
Rano spory ruch ambulatoryjny. Specjalnych wydarzeń nie ma. Około południa dr Wiktor i dr Adam kładą się na colitis do łóżka. Ppoł Bogusz, Stefan, Walenty idą do rtg. Pod wieczór zbierają się świeżo ranni, z których jeden umiera bez zabiegu a dwie kobiety załatwia się w nocy w rtg. Dr Stefan przynosi .relację o parlamentariuszu niem. z alei Szucha, którego widział na mieście, prowadzonego z zawiązanymi oczami przez Kruczą przez nieprawdziwe przełazy i barykady ku wielkiej radości ludności. Przychodzą wiadomości o Paryżu i wojnie rumuńsko – niem. Dr Bogusz i Adam składają nocną wizytę u por. Mariana (podobno wódka). Po powrocie stwierdzili oni, że Walenty mający dyżur na operacyjnej śpi tak słodko, że nie można się go d obudzić. Przyszedł list od Żaby i Fifinki – „walczą”, przesyłają pozdrowienia. Kłopoty z v. d . do pracy – sprowadza się je z Marszałkowskiej 69. Do roboty przybyły dwie osoby: małżeństwo Both z Łodzi, tam eingedentscht, aresztowani i trzymani w areszcie PKB, obecnie puszczeni na wolną stopę. Późnym wieczorem robiona transfuzja dziecku dr Czyżewicza. Wyłoniła się kwestia mieszkania p. Sawickiej. Zgłosił się syn triumfujący (myśmy działali na swoją rękę – on poprzez PKB (Państwowy Korpus Bezpieczeństwa – red.) starał się wszelkie możliwe robić trudności i bruździł co się zowie). Dr Bogusz oblał go zimną wodą. Rozmowa z matką kończy się tonem ostrym, głośno.
24. VIII
Nad ranem wracający od Mariana Dr Bogusz i Adam (podobno „trynknięci”) zastają Walentego śpiącego dostaje on karny dyżur przez 24 godziny. Colit (zatrucie jelit – red.) panuje – położyła się Maria i Zofia – ta ostatnia po nadzwyczajnej kuracji własnego pomysłu (kapuśniak). Wiktor i Szef leżą dalej. Ruch opatrunkowy normalny. Ppoł b. duży ruch dziecięcy i internistyczny – dr Wojtek (Wojciech Nowakowski, pediatra red.) szaleje z robotą. Przybyły Żaba i Fifinka z wizytą – są w NSZ – cie bat. Warszawianka w poczcie dworcowej. Opowiadają dużo – przeżyć mają sporo i dość barwnych obie zostały wymienione w rozkazie. Nad ranem jeden zgon. Nowych rannych nie było.
25. VIII
Rano spory ruch opatrunkowy. Gustaw (Nowotny – red.) wstał i załatwiał ambulatorium. Bogusz poszedł na miasto na jakieś inspekcje chorych leżących na Zulińskiego bez lekarza. Odpowiedź z dowództwa co do mieszkania p. Sawickiej odmowna. Wachmistrz żandarmerii jest ważniejszy od GPO i rannych. 1 ranny do rtg Zawadowski zapytuje się czemu tak skromnie. Wśród personelu tarcia. Baby kłócą się i spiskują coraz namiętniej. Głupota niektórych jest przerażająca.
26. VIII
Dzień dosyć spokojny. Spory ruch opatrunkowy – na szczęście już prawie tylko w naznaczonych godzinach. Parę nowych przypadków. Bój Szefa o łączniczki zakwaterowanie etc. dowódcy pododcinków protestują. Dochodzą wiadomości o coraz oryginalniejszych posunięciach por. Jura – zrobił się watażka, specjalista hasła etc.
27. VIII
Niedziela – wydawało się, że będzie spokój – tymczasem w ciągu przedpołudnia przynoszą 6 rannych – przypadki lekkie i ciężkie. Robota na całej linii, braknie miejsc na GPO. Pod wieczór przybywa inżynier konstruktor broni (pseudonim Konstruktor) z ręką urwaną przez wybuch próbnego granatu. Amputacja. Bogdan opowiada, że stało się to w bramie na jego odcinku. Mimo, że wokół było ok. 20 osób nikt nie został poważniej ranny. Siostra rannego – cholera. Zofia wstała i zaczęła robić dożylne w miejsce Róży – dało to wyniki smętne – chorzy poprosili o to by zastrzyki robiła znowu Róża. Zofia w ogóle chodzi odęta, nie rozmawia z lekarzami, do Wiktora mówi per pan.
28. VIII
Ruch ambulatoryjny normalny. W ciągu dnia gorąco u Bogdana przynoszą paru rannych. Przed poło Wiktor i Wojtek idą „na zbój” do drogerii na Marszałkowskiej 81 z żandarmami i wracają z obfitym łupem. Oprócz leków i mat. opatr. Przynoszą dużo pasty do zębów, kubków, wody kolońskiej, Flitu, środków odkażających, paręset żyletek i wiele innych toaletowych i leczniczych przedmiotów. Sytuacja papierosowa coraz smętniejsza – oprócz junaków (nazwa papierosów zwanych również sztyfcikami trumny taka była ich jakość red.) nikt już prawie nie ma papierosów. Honoraria jakoś nie napływają.
29. VIII
Dzień na ogół spokojny. Umiarkowany ruch opatrunkowy. Dr Wojciech pół dnia wypoczywa w łóżku. S. Jadwiga idzie do łóżka z temp. 39,2. Prasa nasza definitywnie zmienia ton na ostry względem aliantów, rosji, etc. Dr Wiktor przynosi z miasta nieprzyjemne wieści a propos KB, RON etc. Wieczorem Bogusz idzie gipsować do ambasady. Rozkaz o opróżnieniu ambasady. Na miejsce Zaremby przychodzi Piorun – wszyscy są z wielkim uznaniem dla niego – pierwszy prawdziwy oficer AK. Wieczorem pogawędka z Bogdanem i p. Hanną. ·Rano gość z delegatury załatwia błyskawicznie Sawicką – ma się wynieść w ciągu dnia – ale się nie wynosi. Zaognienie spraw personalnych – 1 1 /2 godz. rozmowa Józefa z Boguszem a propos Klemensa i Róży. Wieczorem Szef dodatkowo rozmawia z Felą. Po 10 – tej przypadek nagły – krwotok z temporalis – (tętnica skroniowa – red.) załatwia Wiktor. Zabrano Bathków do PKB.
CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
30. VIII
Zofia dostała temp. 38 i spowrotem wróciła do łóż ka. Ruch opatr. Normalny. Przez cały dzień rannych niema. Wieczorem przynoszą 2 przypadki: 1 czerwonka (?) i złamanie postrzałowe przedramienia, załatwione od razu u Zawadowskiego. Znowu napłynęły leki, bardzo dobry transport – mf. Etc. Wyczerpanie fizyczne i nerwowe zaznacza się tak wśród personelu jak i pacjentów (Jeremi). Chodzą słuchy o szykowanej ofensywie naszej na ul. Barbary. Wieczorem przybyły 2 łączniczki, a potem 1 łącznik od por. Jura, który zażądał patroli san. i dużo kropli waleriana etc. Okazało się że odbito koło 400 osób od Niemców i te są nerwowo wyczerpane. Łączników odesłano zniczem, żądając zapotrzebowania od lekarza. Późnym wieczorem towarzystwo lekarskie obchodziło imieniny Róży – koniak, kanapki z oszczypkiem. Nastrój przyjemny, ciepły. Zasadnicza dyskusja: jak postępować w przyszłości, gdy Polska będzie sowiecka? Wyjechać do Kanady czy starać się przetrwać.
31. VIII
Klemens położył się do łóżka. Dzień naogół spokojny. Dr Wojciech przy przechodzeniu przez teren Jura wplątał się w awanturę. Zabrakło światła i wody wieczorem elektrownia zbombardowana.
1. IX
Dr Wojciech poszedł do raportu do Pioruna – mówi, że było b. sympatycznie. Klemens wstał. Wiktor objął szpital Hoża 39 i ordynuje tam przed poł., robi opatr, zabiegi, gipsy – szaleje jednym słowem.
2. IX
Imieniny dr Stefana. Siostry .robią pompę. Bogusz załatwia v.d. do pracy – eskortę ciężko zdobyć. Dzień dość spokojny. Wieczorem wytworne przyjęci e z kanapkami i wódką.
3. IX
Rejon zmienił swój wygląd – ton nadają teraz oddziały ewakuowane ze Starówki w niemieckich panterkach bluzach z magazyn Stawki. Sporo ich przychodzi do ambulat. lub do szpitala. Naogół b. bojowi, niebardzo posłuszni i karni, wszyscy mają „kompleks Starówki” – polegający na pogardzie dla reszty miasta. Przynoszą sporo rannych ewakuowanych stamtąd – korkuje to nam GPO i Szef czyni bohaterskie wysiłki aby ich ewakuować dalej co mu się w dużej mierze udaje. Poza tym dzień byłby na ogół dość spokojny. Wiktor i Klemen robili rekwizycję u Beiersdorfa – niestety kpr. Jur środki opatr. Zamknął i opieczętował dla Polowej skład Sanit. – wzięto łóżka, pościel, książki, sprzęt gospodarczy etc.
4. IX
Dość ruchliwy jeden dzień. .Przed południem rozpoczęła się strzelanina w rejonie Bogdana i zaczęli stamtąd napływać ranni – między innymi Giepa. 1 v.d. zmarł u nas. Opatrunki rannych ze Starówki (st. strzelec – „skończone 15 lat”!). Ewakuacja dalsza rannych ze starówki. Bombardowanie lotnicze solidne. Okazuje się, że rejon pl. Napoleona, PKO też naruszone. Wieczorem przynosi wiadomość Józefina o Edenie, pomocy i bazach. Gaudium b. wielkie. Bogusz, Klemens i Jadwiga idą do Bogusławskiego – okazuje się że róża po zakażeniu ręki. Stan poważny. Ppoł pali się Hoża 41 mieszkanie nad Boguszem. Bogusz nie odrywa się od operacji, pracuje dalej. Zofia i p. Zuzanna, same z siebie lecą ratować i po uratowaniu obrazów i innych gratów wracają. Tygrys etc. ratują resztę. Zresztą mieszkanie nie spaliło się. Od Mariana Klemens z Ewą i Halinką przyniosą wieleki transport leków, setki pudeł aspiryny, dolantin, sulfamidów, nowalginy, barbituranów etc. Wspaniały transport.
5. IX
Bogusławski zmarł. Dzień pracowity. Dość obfite ambulatorium. 7 ślub powstańczy. Sporo opatrunków oddziałowych. Pod wieczór parę świeżych przypadków z tego 2 v.d. Wiktor ordynował rano Hoża 39. Bogusz był w ambas, tak że robota była ciężka i nie można było zdążyć. Wieczorem wezwano Bogusza od rannego Mariana – okazało się że zmarł od serii w płuca. Wszyscyśmy go żałowali. Rano przybył Zaremba z amputowaną ręką. Wieczorem okazało się że mają przynieść 10 rannych. z PKO. Zrobił się gwałt ale dość szybko ujęto wszystko w karby i stworzono tymczasową salę na korytarzu oraz upchano co można na sali 4 i 5. 2 vd ulokowano w jednej z dwóch sal odstąpionych przez żandarmerię, na dywanie. Robota trwała przez całą noc przenoszenie, urządzanie, .opatrunki etc.
6. IX
Mimo tego, że nie było świeżych przypadków dzień bardzo pracowity. Oprócz ambulatorium -,trzeba było wyoperować i zmienić opatrunki wszystkim rannym ze Starówki i PKO. W rezultacie robota trwała do godz. 18. Niektóre przypadki z PKO dowodzą, że musiały tam być fatalne warunki pracy: dość powiedzieć, że Zaorski (Jan Zaorski – red.) nie gipsował złamań palców lub nie golił czaszki wokół rany. Jednocześnie na oddziale było sporo roboty nad zmontowaniem sali na dole, w żandarmerii. Wieczorem przywieziono rannych do urządzonej sali (5 -6 łóżek). S. Halka, goście z Bipu Karol i dr Jadwiga twierdzą, że wcale nie jest źle. Zresztą nastroje wśród nas dobre, choć słyszałem już dyskusję rannych i łączniczek czy powstanie było potrzebne. Wszyscy mówią o tym, że to już wyścig i o dni i o godziny – wytrwanie. I opatrunek Zaremby – źle załatwiony, zaszyty, zgorzel. Jego „osobistą” wyrzucił Bogusz precz. Montuje się wodociąg na opatrunkową – Zaremba twierdzi że to jego zasługa. Ogony ludzi po wodę sięgają Hożej. Wieczorem Bogdan – mianowany adiutantem Pioruna. Pogawędka, projekty Bogdana na przyszłość, ploteczki. Mężczyźni fasują pulowery – dostał je Bogusz jako honorarium (10 sztuk!).
7. IX
Duży ruch ambulatoryjny. Paru nowych chorych ze Starówki. Rano zmontowano na koniec wodę i światło na salę operacyjną – funkcjonuje to z przerwami ale ulga wielka. Rano cała grupa z tobołami maszeruje przez podwórze – okazuje się do Niemców. Potem dochodzi nas pozwolenie delegata na wymarsz – przygnębienie wzrasta, nastrój nienadzwyczajny (na mieście). U nas w GPO nastrój niezły, mimo wszystko. Wszyscy mamy powstania dosyć ale nikt nie chciałby go kończyć za taką cenę. Dochodzą plotki o rzekomym posiedzeniu R J.N. Co do kapitulacji – na szczęście plotka rozchodzi się w kołach bardzo wąskich. Bogusz i Wiktor wypróżnili skrytki Hoża 41, przynosząc archiwa, druki i dokumenty konspiracyjne już dziś po 5 – ciu tygodniach oglądane jako historyczna pamiątka. Historia sanit. ze Starówki – 4 ranne i zabite obok specjalne strzelanie do sanitariuszek-AK. Z kupy rannych 2 uratowanych.
8. IX
Dzień ruchliwy i pracowity – dużo opatr. ambulatoryjnych i oddziałowych. Nastrój na mieście natomiast b. podły. Na skutek odezwy i pozwolenia udania się do Niemców panika padła i wszyscy wybierają się. Dziś już poszło sporo, główna ilość na sobotę i niedzielę. Nastrój b. nieprzyjemny. Wiadomości, że w okr. Północ trudno się ukazać z opaską: rozżalona ludność wali czym popadnie jeden dostał 2 cegły. Bombardowanie lotnicze dalej idzie, mało słychać krowy za to częściej „kuferki”. Awanturka wieczorem o piwo. Józefina szarogęsi się dalej, coraz gorzej. Bogdan opowiadał wieczorem perypetie adiutanta ze 150 dziennie bohaterami. Projekt przerzucenia wszystkich rannych batalionu do GP. W nocy bombardowanie Pragi, lampiony, pelotki. Pani od Wandy żegna się -’ idzie do Pruszkowa (obóz przejściowy w Pruszkowie skąd powstańców i wychodzącą ludność wysyłano przeważnie do Oświęcimia red.). Marwicz opowiada o rozmowach PCK i Wermachtu. .
9. IX
Wielki ruch ambulatoryjny. Ranni schodzą się do nas z całego miasta. Są przypadki kierowane przez obcych lekarzy jako do „najlepszego szpitala w W-wie”. Okazuje się, że sława nasza wybiegła daleko poza obręb zgrupownia. Co do nastrojów – u nas spokojnie. Podobno ogromne masy ludności opuściły Warszawę. Wersje te nie są tymczasem sprawdzone. Są wieści, że Niemcy obdzierają ludność z całej żywności, pieniędzy. etc. Poza tym naogół spokój. Po raz pierwszy od dawna lekarze zrobili sobie sjestę poobiednią. Peżetka organizuje koncert, który nie dochodzi do skutku. Wieczorem łączniczka wzywa lekarza do por. Sylwestra, którego boli brzuch. Poszedł Wiktor, okazało się że 5 osób: por. Sylwester, por. Wojnicz i 3 łączniczki wypili nieco wermutu i mają po tym boleści, rzygają etc. Poszedł Wojciech, poradził co umiał nie znając meritum sprawy. Cały dzień artyleria i bomby, lotnicze w sile niespotykanej. W nocy ogień pelotek – nalot na Pragę, lampiony etc.
CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
10. IX
Okazało się wermut pochodził z baru gdzie czasami na wypadach zachodzili Niemcy. Za życia por. Mariana był zakaz brania stamtąd czegokolwiek, o którym Sylwester wiedział. Prawdopodobnie domieszka As (arszeniku – red.). Stan poważny. Mimo niedzieli potężny ruch ambulatoryjny. Pewna łączniczka przynosi nieprzyjemne wieści – nazwiska lekarzy, którzy poszli do Niemców. Po południu po raz pierwszy od dawna operacje u docenta. Światło w ograniczonej ilości ale jest. Wieczorem od 10 – tej do 2 – giej jednym cięgiem i wyścigowym tempem (czas ograniczony!) dalszy ciąg. W nocy umiera Wojnicz i łączniczka Perełka. Przez cały dzień słychać ros. artylerię. Szereg nalotów sowieckich, walki lotnicze etc. B. mało pocisków art, wcale bomb lotn. Duch rośnie w narodzie, aż miło. Nastrój pogodny jak rzadko.
11. IX
Podobno w nocy były zrzuty (?!). Rano umarł Sylwester. Rotm. Witold ma pretensje do lekarzy i krytykuje metod y leczenia (!). Zanosi się na awanturkę z nim. W ciągu dnia zmarła łączniczka. Stan ostatniej rokuje słabe nadzieje. Ruch ambul. duży. Ppoł operacje w rtg i opatr. oddziałowe. Wieczorem planowane było w rtg usuwanie odłamków, lecz przyniesiono 2 nowe przypadki (1 niemiecki jeniec z wermachtu, l. 18), które operowano w rtg. Praca trwała do 12.15, spać ok. 1. W ciągu dnia znowu sowieckie samoloty, w nocy za to spokój. W rozmowie z por. Bogdanem i dyr. Ciborowskim (dyrektor PZUW – red.) zaprojektowano urządzenie izby chorych i ozdrowieńców na 4- 5 piętrze, w mieszkaniach schronowców. Pieczę nad nimi ma objąć kolega Wiktora dr Adam Długi. Nastrój w ciągu dnia pierwszorzędny – ludzie patrzą z zaufaniem na wschód.
12. IX
Rano duża akcja lotnicza – pelotki, bomby lotnicze (daleko), walki powietrzne. Trwało to długo, publika w oknach z ożywieniem obserwowała i komentowała wszystko. Dr Adam Długi zademonstrował nam metodę mycia ze Starówki: dla bezpieczeństwa stale jedna chociaż noga musi być obuta. Duży ruch ambulatoryjny świeżych przypadków nie było. Ppoł. usuwanie odłamków i skopie kontrolne u Zawadowskiego. Robota szła w dużym tempie ze względu na krót kość czasu światła. Zorganizowany ad hoc patrol noszowych z ludno cywilnej rozwiał się, gdyż bractwo rozlazło się na wszystkie strony. Bogusz i Adam poszli na odprawę do Jura. Wieczorem dyskusja zasadnicza – czy jest dobro i zło czy dobro i brak dobra? Z dala ciągle słychać artylerię sowiecką.
13. IX
Rano nalot sowiecki – pelotki grają aż miło. Nastrój dobry. Spory ruch ambulatoryjny. Ppoł. operacje w rtg. W czasie operacji nalot i bomby w sąsiedztwie. Lokal rtg chwilowo nieużywalny, światła brak – powrót do GPO. Okazuje się, że runął dom Poznańska 13, na naszym podwórzu (oprócz niego i inne Hoża, Wspólna etc). W ambulatorium tłok – wszyscy lekarze (dr Adam) przy pracy. Po 1/2 godz. opanowano sytuację załatwiając wszystkich chorych ambulatoryjnych. Następnie zaczęto operacje, które trwały (przerwa na kolację) do godz. 2. Duża ilość ran czaszki! Po „podkurku” (suchary etc) około 3 – ciej wszyscy poszli spać. Por. Bogdan przyniósł wiadomość o zrzutach mających nastąpić tej nocy, o systemie sygnalizacyjnym etc. Zrzuty były skąpe.
14. IX
Ogromny ruch ambulatoryjny w związku z wczorajszym nalotem. Zostali przyjęci w stan personelu dwaj sanitariusze „od Zaremby” jako noszowi. Ppoł planowane były operacje w rtg ale docent sprzeciwił się temu. Dr Wojtek z Czesławem i Klemensem poszli szabrować Beiersdorfa. Drzwi i okna były wywalone i kom. prosił o wyprzątnięcie składu aby nie trzeba go pilnować. W drugiej więc turze poszli więc wszyscy mężczyźni (oprócz Wiktora) i Róża. Zdobyto niezliczone ilości hanzaplastu, kilometry leukoplastu, dużo euceriny i nieco mydła płynnego Nivea. Wzięto kilka walizek do przenoszenia i chciano je zatrzymać „prywatnie” ale po namyśle i zaobserwowniu reakcji ludzi kom. Bogusz rozkazuje na drugi dzień zwrócić. W nocy od 11 do 2 – giej odbyły się operacje w rtg i noszowi wykazali swe zdolności. Wyfasowano także 40 l. eteru. Naloty sowieckie w ciągu dnia, spore zrzuty amunicji w nocy.
15. IX
Normalny ruch ambulatoryjny. Zbombardowano Wspólną. Ogień artyleryjski i granatników wzrósł znacznie. Po raz pierwszy od dawna odezwała się krowa. Wiadomości o zdobyciu Pragi. Nastrój stale równy prawie nie obserwuje się – nieczytelne. Dzień naogół spokojny. Przyszedł rozkaz naskutek którego dr Wiktor i Wojtek dostali podporuczników zaś dr Władysław bronz. Krzyż Zasługi z mieczami. Pod wieczór ob strzał granatników na rejon GPO – rezultat dużo kurzu i hałasu. Pierwsza od dawna noc spokojna. Brydż. Załatwiono dyktę do okien. .
CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
16. IX
Dzień zaczął się b. wcześnie – o 5.30 rano wybuchy pocisków art. W bliskim sąsiedztwie. Klnąc z powodu wczesnej pory i zimna wstajemy – jak się okazało niezbyt potrzebnie. Obstrzał skończył się, ofiar nie było. Zgłosiła się jakaś cywilna, która twierdziła, że dla takiego głupstwa cywilnego lekarza nie będzie budziła. Dr Wiktor zmonitował ją solidnie. Monika dała znać, że docenta zatrzymano w komisariacie – dr Bogusz poszedł go odbijać okazało się że docent miał awanturę z żołnierzem z powodem nieschylania się pod barykadą. Przed południem normalne ambulatorium. Dr Wiktor objął ambasadę, gdyż dr Bogusz nie miał czasu na to. Obstrzał i bombardowanie spore. 1 siostra z Hożej ranna. Ppoł skopie w rtg. Planowane były wieczorem operacje w rtg . Pod wieczór przyniesiono kilku rannych świeżych. Koło godz. 7 – mej zaczął się gwałtowny ogień z granatników i kuferków. Potem (8 – ma) zaczęły się akcje powietrzne, dużo erkaemów i pelotki i ok pot, bomby lot. i broń pokładowa, wreszcie bliska i daleka artyleria. Trzeba stwierdzić, że duch tak u rannych jak i części (dużej) personelu kobiecego załamał się: ludzie mieli pietra. Okazało się, że nadwyrężony tynk z sufitu u do centa zawalił się, uszkadzając aparaturę rtg przestał funkcjonować. Wieczorem zrobiono wycięcie. i plastykę rany kobiecej twarzy. Zofia zamiast ewipanu dawała wodę dest. i w żaden sposób nie mogła chorej uśpić. 2 – ga kolacja dla personelu operującego i spać ok. 2. 30.
17. IX
Silny ogień rano wywołał że ok. godz 10 przyniesiono 5 – ciu rannych. Naskutek tego porządek dnia diabli wzięli. Załatwi ono co można i jak można – plątały się opatrunki oddziałowe, ambulatoryjne i zabiegi. Koło obiadu zaczęto znosić rannych z innych szpitali. Zrobiono dla nich z trudem miejsce i zaczęto na gwałt tworzyć nowe sale na dole w pokojach po żandarmerii. Tymczasem około 3 – 4 – tej przybyła nowa fala – wielka liczba lekko i ciężko tak, że wszystkie ręce pełne były roboty. Z ambasady przybyła w sukurs Oleńka . Konieczne okazało się składanie rannych i czekających na zabiegi w sąsiednim mieszkaniu. Kolo godz. 5 – tej przyszło 5 – ciu poparzonych z porucz. Na czele – trzeba było wszystko rzucić i zająć się nimi, bo bardzo cierpieli. Wtedy w sukurs przyszedł dr Wojtek z wermutem w jednym ręku i kiełbasą w drugim – po kolei wlewał każdemu łyk wermutu i kawałek kiełbasy. Żartobliwie pytano go czy to nie zatruty wermut. Zresztą był gorzki i niesmaczny. W porze kolacji sytuacja była mniej więcej opanowana. W międzyczasie docent Zawadowski dał znać, że jego zakład przestał być zdolny do użytku, wobec czego przeniesiono do GPO przenośny aparat rtg. Koło godz. 10 – tej wieczorem nastąpiła mała przerwa, w pracy, bo przyniesiono dla zespołu operacyjnego jedzenie od sióstr. Okazało się że Gustaw i Jadwiga są niezdrowi – wymioty, biegunka, bóle brzucha, dreszcze. Analizując to Gustaw wpadł na podejrzenie zatrucia: okazało się, że Wojtek dał nam za truty wermut odesłany do zbadania. Przystąpiono niezwłocznie do ratowania – podano magnesia usta jako wymiotny, węgiel, glukozę z atropiną doż. etc. Śmierć zajrzała wszystkim w oczy, ale poza Gustawem i Jadwigą groźniejszych objawów nie było. Stefan sprawił, że nastrój nie był całkiem grobowy. Dr Bogusz wpadł na pomysł zawezwnia Pogotowia. Następnie dr Stefan i Czesław z wielkim poświęceniem płukali koleją żołądki. Na to wszedł dr X (doc. Grabowski – red.) z pogotowia i objął kierownictwo akcji. Środek jego – magnesium Sulfaricum dawała efekty nadzwyczajne. Niezapomnia na jest ta sceneria: podłoga zalana wodą, volsdeutschka i druga ranna w ciężkim stanie leżąca na drzwiach, wokół stołu wieniec zielonych twarzy, dokoła kręci się dr X szafując szmaragdowym lekiem, a od czasu do czasu ktoś niby gejzer wyrzuca z siebie fontannę płynu. Wreszcie, wymiotując od czasu do czasu i łykając węgiel z pigułkami reformackimi udaliśmy się do łóżek.
Notatki urywają się nagle. I już do końca powstania Jan Walc nie prowadzi żadnych zapisków. Powodem było zatrucie jakiemu uległ personel szpitala. Kilka osób zmarło, a reszta chorego zespołu szpitalnego długo wracała do zdrowia. Autora notatek również nie ominęło zatrucie. Kiedy wrócił do zdrowia powstanie miało się ku końcowi.
Red.
Fotografie pochodzą z rodzinnego archiwum Piotra Nowotnego
JAN WALC – urodzony w 1923 roku w Warszawie. W czasie okupacji student medycyny. Po wojnie, od 1947 roku pracował jako lekarz internista w Szpitalu Dzieciątka Jezus w IV klinice chorób wewnętrznych, następnie w Szpitalu Bielańskim i w lecznictwie otwartym. Zmarł w 1982 roku w Warszawie.