Tygodnik Pułtuski

GOŚCIĆ i SŁUŻYĆ – w GNIEWIE

MIASTECZKO
(w roku 2009 – 6759 mieszkańców) jak wyjęte z baśni. Zaczarowane. Tajemnicze. Pełne zakamarków, wąskich krętych uliczek, zaułków, stareńkich murów z jedną ścianą, ale kilkoma otworami po oknach, także pełne zabytkowych murów, które urywają się bez żadnej zapowiedzi, domków różnej wielkości jakby rzuconych z góry hojną ręką bez ładu i składu, ukwieconych balkonów – dachów i pełno maleńkich podwórek. Schodków i parapetów – ukwieconych.
Przyrynkowe domy z podcieniami dają ochłodę. W jednym z nich mieszkał Leon Wyczółkowski, ma tu swój ślad w postaci naściennej głowy.
Starówka rozkopana, opustoszała, ratusz, owszem, stoi, ale sklepy “wyszły”. Jeszcze trochę i wszystko dojdzie do normy i dzięki rewitalizacji, która w końcówce, będzie naprawdę pięknie. Urodna będzie STARÓWKA, piękne będą średniowieczne uliczki. Przy nich domy jak z książki dla dzieci – z okiennicami, kratkami, z kolorowymi ceramicznymi kwiatami, no i pomnik… kotów. Niebywałe!
Gniew nazywany jest miastem z charakterem. Dlaczego? Dla mnie to miasteczko zatrzymane w czasie, pięknie senne, chociaż z turystami. Z olbrzymią dbałością gniewian o miejską estetykę.

GOTYCKI ZAMEK
zbudowany przez ZAKON KRZYŻACKI w XIII wieku, przechodził różne koleje losów. Jeszcze w latach 90. XX wieku daleko mu było do dzisiejszego wizerunku. To wówczas z jego ruin usunięto 4 000 ton ceglanego gruzu – utwardził gminne rogi.
Dziewięć lat temu gmina sprzedała zamek grupie mleczarskiej POLMLEK (Jerzy Borucki, Andrzej Grabowski) i od tego momentu zamek zmieniał swoje oblicze, powstało centrum hotelarsko-konferencyjne (osiem dużych sal konferencyjnych), turystyczny punkt na mapie kraju – do odpoczynku, rekreacji i obcowania z historią.

GOŚCIĆ I SŁUŻYĆ
Już w zamkowej bramie, zupełnie przypadkowo, spotykamy się z dyrektorem generalnym Krzysztofem Lisieckim, tak, z Pułtuska. Umawiamy się na rozmowę i zaraz lokujemy w Hotelu Marysieńka, trzecie piętro, pokój dwuosobowy z wystrojem z epoki, przedpokój, duża łazienka, telewizor, telefon, wifi (niestety, bez dostępu). Winda. Wspinając się na palce, otwieramy na oścież dwa nieduże okna w grubym murze. Za nimi, w dole, pasące się zamkowe konie, gondola, w oddali Wisła – piękna, jak to królowa. Rozbuchana zieleń.
Upał, więc krótki odpoczynek i zwiedzanie miasteczka. Pełni wrażeń wracamy do zamku. Kawy się podczas wycieczki nie napiliśmy, bo “wyszła”, a gazet nie kupiliśmy, bo się mocno ukryły w markecie, o czym przekonaliśmy się dopiero penetrując miasteczko samochodem. Na dziedzińcu, przy studni, znowu przypadkowe spotkanie z KRZYSZTOFEM LISIECKIM.
Więc pogadamy jak pułtuszczanin z pułtuszczanką. Jesteśmy już po obiadokolacji w dość dużej, ale intymnej Restauracji Kolumnowej, z doskonałą młodą obsługą. (Menu/bufet – podaję bez składu i ładu, nie kończąc wyliczania: żebra wołowe na kapuście, babka ziemniaczana, poliki wołowe, miętus na warzywach, zupa pomidorowa – krem i ogórkowa, pierogi leniwe, dewolaj, skrzydełka z kurczak, rolada z jelenia, śledź w śmietanie, ryba po grecku, ciasta, napoje…). Chociaż ten wystrój KOLUMNOWEJ… taki niespodziewany.
***
JA: Jesteście państwo najprawdziwszymi posiadaczami! Jak okiem sięgnąć, wy.
KRZYSZTOF LISIECKI: Ponad 10 hektarów, dziesiątki tysięcy metrów kwadratowych powierzchni zabytkowej – ZAMEK (*****), PAŁAC MARYSIEŃKI (***), HOTEL RYCERSKI (****) , DOM BRAMNY, PAŁACYK MYŚLIWSKI i budynek dawnego sądu, łącznie z pastwiskami w dorzeczu Wierzycy.
A ponadto?
Od ośmiu lat trwa proces rewitalizacji, konserwacji, odnowy, modernizacji wszystkich budynków. Duże prace, wydane miliony i kolejne czekają na wydanie.
Najbardziej historyczny z historycznych to jest ZAMEK…
Tak. Na tę chwilę on jest zrobiony w 50 %. Osiem lat temu tu była ruina, w niektórych skrzydłach nie było stropów. Zaczęliśmy od podziemi, po kolei media, kanalizacja, przyłącza – wszystko zmienione. Nie jest to łatwe, bo przez te osiem lat potrzebowaliśmy dziesiątek decyzji konserwatorskich, byliśmy pod stałym nadzorem archeologicznym, dotyczyły nas dziesiątki programów konserwatorsko- renowacyjnych…
No i tych doskonałości w historycznych murach nie koniec…
Dokładanie! Planujemy w budynku gospodarczym PAŁACU MYŚLIWSKIEGO zrobić główną recepcję, strefę basenową, saunę… Niestety, podczas prac archeologicznych odkopano różnego rodzaju fundamenty, jakieś zabudowy i od pół roku trwają badania. Na szczęście są na ostatnim etapie, co pozwoli nam się modernizować. To się wiąże z nową kanalizacją, z nowym ciągiem ogrzewania, z nową energią.
Grzebanie w przeszłości jest… straszne.
Straszne? W ZAMKU i w MARYSIEŃCE naprawdę straszy. Królowa Marysieńka urodziła tu dziecko, ono zmarło i podobno straszy i to na pewno w tym budynku z widokiem na Wisłę.
O, matko, może w naszym pokoju?!
No, straszy!
To pomówmy o jedzeniu, lepiej się bać z pełnym brzuchem. Ja już jestem po tatarze z tuńczyka z egzotycznymi dodatkami, cudownych pierogach z kaczki w gęstym śmietanowo-borowikowym sosie i cytrynowej panna cotcie z owocami. I piwku.
Powiedziałbym, że kuchnia polska, ale bardzo nowoczesna. Inny sposób przygotowywania, nowe technologie kucharskie, a smak typowo polski. I nowy sposób podawania dań, współczesna zastawa.
Wasz szef kuchni?
Jest nim od sześciu lat, to mistrz Europy w niektórych potrawach, Mariusz Gachewicz, ciągle uczestniczy w konkursach, w jury. Jako juror przyjeżdża też do Pułtuska, do pana Stefana. Tutaj mamy swój konkurs Dorszowe Żniwa, w którym uczestniczy, a od przyszłego roku będziemy mieli w zamku nowy konkurs.
(Z wywiadu z Heidi Handkowską (Mówi pan Mariusz): “Karta dań jest bogata w specjały kuchni polskiej, króluje w niej dziczyzna, a dobór potraw zależy od pory roku. W menu goście znajdą potrawy z jelenia, sarny, dzika, skomponowane z grzybami, jagodami, borówkami czy jałowcem. Technika i wiedza jaką zdobyłem, pozwala mi bawić się daniem. Po prostu wiem, jaki smak chcę uzyskać i efekt końcowy”.)
Kadra?
Młoda, zdyscyplinowana i uśmiechnięta. Jeśli zaś chodzi o kuchnię, to dodam, że od maja do października wydajemy setki obiadów turystycznych, po 300-350 obiadów dziennie. Odkąd mamy połączenie mostowe z Kwidzyniem – jeszcze wzrosła ilość naszych gości.
Gondole widziałam przez okna naszego pokoju…
Mamy dwie gondole, producent z Pułtuska, znany w całym kraju, jak gondole pułtuskie. Ich twórca to Wojtek Żurawiński.
A potyczki rycerskie…
Wciąż się odbywają. Dwa konkursy międzynarodowe, to jest turniej rycerski ZŁOTEJ RÓŻY, wiek XIV, i BITWA DWÓCH WAZÓW – wiek XVI i XVII, bitwa Szwedzi-Sobieski.
Wy, to panowie na ZAMKU, a lud gniewski? Dobre stosunki?
Nasz główny kasztelan gniewski, porucznik chorągwi husarskiej, Jarosław Struczyński, właśnie wrócił spod Grunwaldu, chyba już 18 raz, gdzie poległ i mleko POLMLEKU go przywróciło do życia.
Cholera. Ależ właściwości!!!
Właśnie. I tak od ośmiu lat go przywraca. Ten gość to jest von Jungingen i nasi rycerze, uczestnicy rekonstrukcji historycznych w Malborku. Ponadto większość imprez miejskich odbywa się u nas, wspólne imprezy mamy – wianki, gospel, koncerty… Bardzo dobrze z miastem żyjemy. Budynek bramny ( tu będzie hotel dla młodzieży) oddajemy w tym roku, żeby zrobić ładne przejście z ZAMKU na STARÓWKĘ.
Panowie Andrzej Grabowski i Jerzy Borucki często was tu odwiedzają?
Często. I droga lądową, i rzeczną, i powietrzną. (Nazajutrz po naszej rozmowie pan Borucki sięgnął zamkowej ziemi, przylatując helikopterem- gmd).
Odbieram Pana jako właściwego człowieka na właściwym miejscu.
To jest moje dziecko, nie było mnie tu trzy lata, dwa i pół roku zarządzałem dwoma zamkami w Baranowie i w Krasiczynie, trzy miesiące byłem w Kotlinie Kłodzkiej – tam hotele otwierałem, dwa miesiące pracowałem przy zabytkach we Wrocławiu. Dużo mi to dało. A tu mam i pracę, i pasję. Już jestem bardziej utożsamiany z Gniewem niż z Pułtuskiem.
Często bywa Pan w Pułtusku?
Raz na miesiąc, żona i rodzina przyjeżdża tu częściej, co dwa tygodnie.
Co by Pan uznał za przebój przebojów dotyczący tego zamkowego obiektu? Ciekawa jestem.
Odwagę właścicieli, że w 2010 roku kupili posiadłość w tak strasznym stanie! Głównym celem kupna był ZAMEK (dziś *****). Mieli odwagę, to mecenasi historii i kultury… To była totalna ruina, wszystko było w ruinie. Inne obiekty historyczne – jakie można było kupić w tamtych czasach – to perełki przy nich były. (Do dziś chodzą słuchy po Pułtusku, że swojego czasu uniemożliwiono właścicielom Gniewu zakupu zamku biskupów płockich – gmd). Podkreślę: obecnie stawiamy na komfort i poziom usług, stąd wciąż inwestujemy – basen, spa, kręgielnia, to konieczność.
***
W nocy, schodzę z trzeciego piętra w białej, długiej koszuli, pamiętam, że z bogatym haftem u dołu. Dziwię się, że drzwi MARYSIEŃKI otwarte na oścież, księżyc świeci, że jasno jak w dzień. Idę prosto na plac zabaw, mając w pamięci, że ZAMEK GNIEW jest przyjazny rodzicom z dziećmi. Ani żywej duszy… Nie! W piaskownicy siedzi maleńka piękna dziewuszka, niemowlak jeszcze, z bladą twarzyczką i blond lokami. Jedną rączką zaprasza mnie do siebie, przywołuje, drugą podaje wiaderko i łopatkę…
Nie, nie boję się, chociaż sytuację uznaję za nierzeczywistą…
Odwagi dodają mi goście weselni. Trwa weselisko, na 150 osób. Goście wprawdzie
jacyś powolni, porozchodzili się po podwórcu, panna młoda już przebrana, kilka godzin temu, podczas mszy świętej, ślubowała w zamkowej kaplicy (ach, jak pięknie brzmiał gregoriański chór), że swojego Jana kochać będzie do grobowej deski, nie zważając na przeciwności losu.
Jednak składam ręce do przeżegnania się…

Komentarze

Exit mobile version