16.11.2013 roku te odpady o bardzo toksycznym składzie zostały przewiezione na prywatną posesję w Piskorni, w gminie Pokrzywnica. Ze znanej już relacji radnej Grażyny Leleń, która osobiście podjęła interwencję w chwili rozpoczęcia wywożenia odpadów wynika, że wezwana wówczas Policja nie podjęła nadzoru bądź uniemożliwienia tej czynności. Powodem była telefoniczna interwencja wójta, deklarującego funkcjonariuszom policji, że osobiście i w pełni kontroluje prowadzone prace. W uzasadnieniu Prokuratury umorzeniu sprawy mowa jest jednak o działaniach wójta, podjętych celem ustalenie miejsca, do którego odpady przewieziono. Tymczasem dwa dni po tych wydarzeniach, podczas posiedzenia Komisji Rewizyjnej Rady Gminy Pokrzywnica, wójt Rachuba poinformował komisję, że “nie ma informacji, gdzie zostało to przewiezione”. Ponadto podał swoje stanowisko w sprawie odpadów, przewiezionych w nieznanym kierunku. I tu cytat z protokołu komisji: “wójt wyjaśnił, że jeżeli rzecz, której postępowanie dotyczy, przestaje istnieć na skutek zniszczenia, przekształcenia czy innych zdarzeń, przestaje istnieć przedmiot postępowania, co skutkuje umorzeniem prowadzonego postępowania administracyjnego i uznaniem go za bezprzedmiotowe.”
Wracamy do tematu nielegalnych składowisk odpadów w powiecie pułtuskim.
Święta minęły nam wszystkim w wysprzątanych mieszkaniach i domach. Wiosna w pełni, a to czas porządkowania przestrzeni po zimie. Na łamach Tygodnika – w przeciągu minionych kilkunastu lat – informowaliśmy o nielegalnych składowiskach odpadów powstających na terenie naszego powiatu. Czytelnicy alarmowali, pisali do nas, przysyłali zdjęcia dokumentujące zatrważające obrazy groźnego procederu. Nasza redakcja kilkukrotnie współpracowała z dziennikarzami ogólnopolskich stacji telewizyjnych. Oglądaliśmy reportaże pokazujące zwożenie toksycznych odpadów, sprawy podejmowała Policja i Prokuratura. Z kilkudziesięciu takich spraw znanych redakcji, zdecydowana większość zakończyła się umorzeniami, a sprawcy pozostali nieustaleni i bezkarni. Jednak pułtuszczanie wiedzą i pamiętają, gdzie nocami nielegalnie zakopywano odpady, które cały czas pozostają ukryte w ziemi i dramatycznie zatruwają nasze środowisko.
Tygodnik Pułtuski zwrócił się do Biura Prasowego Ministerstwa Klimatu i Środowiska z prośbą o wyjaśnienia oraz opinie prawne w sprawach nielegalnych składowisk odpadów. Z uwagi na złożoność sprawy, w dzisiejszym artykule podzielimy się z państwem odpowiedziami jedynie na dwa pytania postawione przez Redakcję. Pierwsze z postawionych pytań brzmiało:
– czy w sytuacji ujawnienia nielegalnego składowiska odpadów prawo dopuszcza możliwość odstąpienia od usunięcia odpadów i czy możliwe jest prawne rozstrzygnięcie o pozostawieniu odpadów w miejscu nielegalnego składowania?
Udzielona przez Ministerstwo odpowiedź jasno opisuje obowiązki prawne ciążące na organach administracji i urzędach – obowiązki zapisane w ustawach i rozporządzeniach. Ministerstwo szczegółowo podaje podstawy prawne, odwołując się do konkretnych przepisów. Z uwagi na złożoność i szczegółowość tych wyjaśnień nie przytaczamy tu pełnej treści tej odpowiedzi – zacytujemy jedynie podsumowanie, jakim prawnicy Ministerstwa opatrzyli przesłane informacje:
“Powyższe przepisy mają charakter obligatoryjny i nie przewidują możliwości wydania decyzji o pozostawieniu odpadów w miejscu ich składowania.”
Należy więc powiedzieć jasno: nie ma takiej możliwości, żeby nielegalnie zakopane odpady mogły pozostać tam, gdzie je nielegalnie złożono. Prawo obowiązujące w Polsce/Unii Europejskiej nakazuje bezwzględne usunięcie odpadów z nielegalnych składowisk. Wszelkich odpadów – także tych zakopanych i pozornie zapomnianych. Nie ma znaczenia, czy odpady zakopywano miesiąc temu, czy rok temu – czy przed dwudziestu laty: muszą zostać usunięte. Jest przy tym oczywiste, że wywrotki zrzucające swoje ładunki pod osłoną nocy przywoziły odpady niebezpieczne, toksyczne i zagrażające zdrowiu i życiu. Te nielegalne składowiska są wynikiem działań przestępców.
Co w takim razie możemy zrobić wiedząc gdzie zakopano nielegalnie odpady? Przed ponad rokiem nowa ministra klimatu i środowiska, na konferencji prasowej zapowiedziała bezwzględną walkę z nielegalnymi składowiskami i utworzenie centralnego rejestru takich miejsc. Redakcja Tygodnika zadała zatem ministerstwu kolejne pytanie:
– prosimy o podanie sposobu zgłaszania do Ministerstwa Klimatu i Środowiska nielegalnych składowisk odpadów. Czy Mieszkańcy zgłaszający miejsca nielegalnego składowania odpadów będą mieli zagwarantowaną ochronę swoich danych osobowych jako zgłaszających?
Przytaczamy odpowiedź biura ministerstwa w całości:
W celu zgłoszenia porzuconych odpadów, na stronie internetowej Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska został stworzony specjalny, interaktywny formularz, który w łatwy i sprawny sposób umożliwia zgłoszenie np. miejsca nielegalnego deponowania odpadów (https://interwencje.gios.gov.pl/). Wystarczy wskazać lokalizację danego miejsca i dodać krótki opis danego zgłoszenia (ewentualnie zamieszczając do niego zdjęcie). Zgłoszenia można dokonać również w sposób anonimowy (w razie obaw mieszkańcy mogą korzystać z tej możliwości). Ponadto możliwość zgłoszenia na podobnych zasadach została również wprowadzona w aplikacji mObywatel (https://info.mobywatel.gov.pl/uslugi/naruszenie-srodowiskowe). Wszystkie informacje przekazane w ramach ww. metod trafiają bezpośrednio do Departamentu Zwalczania Przestępczości Środowiskowej w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska, który po ich dokładnej analizie podejmuje decyzje o dalszych działaniach w sprawie. Natomiast Minister Klimatu i Środowiska posiada aktualne informacje o miejscach porzucenia ze względu na nadzór nad Głównym Inspektorem Ochrony Środowiska.
W ostatnich miesiącach wstępnie sygnalizowaliśmy sprawę nielegalnego składowiska odpadów w Łubienicy, do którego “dokopał się” wykonawca obwodnicy Pułtuska. Ilość tych odpadów jest wprost niewyobrażalna, a wstępne analizy potwierdzają, że są to odpady niebezpieczne. Redakcja Tygodnika czeka na kolejne wyjaśnienia z pułtuskiej prokuratury i do sprawy będziemy z pewnością wracać jeszcze wiele razy. Jednak już teraz można zacząć uderzać w wielki dzwon na trwogę: te odpady zakopywano przez wiele lat w odległości około 300 m od brzegu Narwi. Do naszej rzeki, z której jesteśmy tacy dumni, sączą się miliony litrów trujących odcieków – od wielu lat. Takich dzwonów bijących na trwogę, które powinny zaalarmować o zakopanej w ziemi śmierci dla środowiska, a zatem zagrożeniu każdego z nas, w naszym powiecie są dziesiątki, może setki. Te alarmy nie uruchomią się same – potrzebna jest do tego świadoma aktywność obywatelska, odpowiedzialność za zdrowie i życie ludzi i całej przyrody. Twierdzenie, że co zakopane i niewidoczne dla oczu stało się niegroźne, jest dramatycznym błędem wynikającym z niewiedzy. A dla tych, którzy pomyśleli sobie: “jak pod ziemią, to mnie to nie truje – ja mam wodę z wodociągu” proponujemy trochę zastanowienia nad inną kwestią. Kiedy będziesz chciał sprzedać część swojej ziemi, to ile ona będzie warta, gdy kupujący dowie się, że pół kilometra dalej w ziemi zakopano toksyczne odpady?
red.