pultuszczak




Bób kiedy głód

2023-07-26 7:20:56

Pułtuszczanka Aneta Szymańska uwielbia podróże, których nieodłączną częścią zawsze jest poznawanie nowych smaków, regionalnych potraw i przypraw. O jedzeniu, również naszym polskim, potrafi pisać bardzo ciekawie i tak barwnie, że człowiek zaraz robi się głodny. Musicie przeczytać i koniecznie wypróbować!

Gdybym miała wybierać narodowe polskie warzywo, zdecydowanie obok króla ziemniaka i królowej kapusty wybrałabym bób. Któż nie czeka na ten moment, kiedy po mieście nie rozejdzie się plotka, tak, tak, już jest na rynku, ale drogi. To powtarza się każdego roku. Wyciągamy zaskórniaki, kupujemy pół kilo świeżego, lekko zaparowanego w plastikowym woreczku, po drodze jeszcze łapiemy koperek i do domu. Tam gotujemy na lekko twardo, co chwilę wyciągając ziarenka i parząc sobie język, sprawdzamy, czy już jest odpowiednio al dente. Miska, posiekany koper, gruba sól i celebracja! Bób jest uzależniający, je się go kompulsywnie jak pestki ze słonecznika, niby człowiek ma już dość, ale i tak sięga po następną porcję, ale przecież to takie zdrowe. Ze względu na ogromną ilość białka, to doskonały zamiennik mięsa, o czym na pewno wiedzą weganie i wegetarianie, o składnikach mineralnych też warto wspomnieć, bo jest i potas, sód, magnez i duża ilość witamin. Całkiem niedawno odkryto, że nasz strączek ma w sobie lewodopę czyli biologiczny odpowiednik dopaminy, której niedobory tak bardzo utrudniają koordynację ruchową chorym na Parkinsona. Sama po sobie wiem, że bobu przedawkować nie można i zawsze jest walka o ostatnie ziarenko. Ten sezon jest dla nas łaskawy, bo można znaleźć w sklepach pół kilo za 7 złotych. To solidna porcja i warto zainwestować w swoje zdrowie.

Bób to jedno z najstarszych uprawianych przez ludzi warzyw, w starożytnym Egipcie był pokarmem zmarłym, kapłani nie mogli go jeść, za to według Biblii, na Bliskim Wschodzie spożywano go obficie. I tak jest do dziś. W arabskich sklepach można kupić suszony bób, moczy się go w wodzie przez noc, gotuje, dodaje oliwy i sproszkowanego kuminu rzymskiego. Spróbowałam, jednak zostanę przy naszym świeżym koperkowym. Za to świeży bób w falafelu, o tak! to jest to! Tylko jest jeden mały i czasochłonny problem. Trzeba ugotowany bób obrać ze skórki, niestety, każde ziarenko, trochę to trwa, ale ten falafel jest warty takiego poświęcenia. Obrany bób mieszamy z czosnkiem, świeżą kolendrą, miętą, mielonym kuminem i odrobiną mąki, formujemy małe kulki, które obtaczamy w sezamie i wrzucamy na bardzo gorący olej, smażymy na złoto, podajemy z sosem tahini lub jogurtem i to jest naprawdę warte tego skubania ze skórki, przepyszne i idealne na lato, sycące i bez mięsa!

We Włoszech bób jest przypisany świętemu Józefowi. Według legendy, podczas ogromnej suszy na Sycylii, jedynie bób przetrwał na wyschniętych polach i za to dziękowano właśnie temu świętemu. Do dzisiaj jego ołtarze są ozdabiane naszyjnikami z tego warzywa. Bób po włosku podaje się w marynacie z oliwy, czosnku i oregano. Za to w starożytnej Grecji, to warzywo miało nawet swojego boga – Kyamitesa, do którego modlono się o dobre plony, Pitagoras co jest bardzo ciekawe, uważał, że po śmierci ludzka duża przekształca się właśnie w ziarenko bobu i wręcz domagał się zakazu jego jedzenia.

W Polsce jadło się go od zawsze i był pokarmem dla biednych ludzi. Był ratunkiem, kiedy nie było nic innego do zjedzenia, znalazłam nawet taką starą rymowankę  “bób kiedy głód, kiedy nie ma głodu, to się nie chce bobu”. Trochę to krzywdzące, bo ja bób mogę jeść codziennie i nie sądzę, żeby mi się znudził, pewne tak jak i Szanownym Czytelnikom. Korzystajmy, póki sezon!

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *