Bez załogi daleko nie popłyniecie
2023-06-30 4:20:10
Radni pochylili się nad sytuacją w PPUK.
W poniedziałek, 19 czerwca odbyła się komisja Rady Miejskiej w całości poświęcona konfliktowi zarządu Pułtuskiego Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych z częścią pracowników. Przypomnijmy, że w naszym Tygodniku, na prośbę związkowców i pracowników PPUK, opublikowaliśmy ich list otwarty – apel do władz miasta, w którym pojawiło się szereg zarzutów pod adresem członków zarządu spółki. Dotyczyły one działalności, ale przede wszystkim traktowania pracowników.
Jak podkreślił prowadzący spotkanie radny Sławomir Krysiak, zostało ono zorganizowane po to, by pogodzić strony sporu, doprowadzić do rzeczowej dyskusji i wyjaśnienia zagadnień, które pojawiły się w apelu pracowników. Ci licznie przybyli na komisję.
Na wstępie głos zabrał burmistrz Wojciech Gregorczyk. Jego zdaniem, nie taką drogą powinny być prowadzone rozmowy, nie za pośrednictwem prasy, ale w czasie normalnego spotkania. Burmistrz jednoznacznie dobrze ocenia pracę obecnego zarządu PPUK, zmiany które nastąpiły w firmie idą w dobrym kierunku. Spółka przestała przynosić straty, rozszerzyła swoją działalność chociażby o utrzymanie zieleni, przejęcie komunikacji miejskiej i roboty w zakresie zadań inwestycyjnych w drogownictwie. To wszystko, zdaniem burmistrza, pozytywnie zmienia obraz spółki.
Co na to zarząd?
Na komisji obecni byli prezes zarządu PPUK Kamil Szczepański i członek zarządu Damian Szewczyk. Kamil Szczepański stwierdził, że zarzuty sformułowane w liście – apelu pracowników są wymierzone w celu zdyskredytowania obecnego zarządu. Zwrócili się już do redakcji Tygodnika Pułtuskiego o podanie autorów listu, który jest podpisany “Pracownicy Pułtuskiego Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych Sp. z o.o.”, co zdaniem prezesa oznacza wszystkich pracowników, a nie wszyscy zdawali sobie sprawę, że pismo tej treści trafiło do redakcji. Zdaniem prezesa, jeśli jest grupa pracowników chce wyrazić swoją opinię, to wszyscy powinni być z tym zapoznani.
Radni zażądali wyjaśnień
Zdenerwowany takim podejściem przewodniczący Rady Miejskiej Ireneusz Purgacz dociekał, w jakim celu prezesi chcą uzyskać dane autorów listu. Otrzymał odpowiedź, że czują się dotknięci zawartymi tam sformułowaniami i tytułem “Poniżani, wyzywani, wyszydzani”.
Należy dodać, że w ostatnim czasie swoje działania w spółce prowadziła także Państwowa Inspekcja Pracy, która w protokole pokontrolnym wskazała szereg nieprawidłowości i wydała zalecenia. Radny Sławomir Krysiak odwołał się właśnie do protokołu inspekcji. Stwierdził, iż jeśli choć jeden zarzut z listu tam się potwierdził, to szukanie autorów i straszenie pracowników konsekwencjami jest nie na miejscu. Po pierwsze, decyzją zarządu spółki, pozbawiono pracowników 20 – procentowego dodatku stażowego, ujętego w Kodeksie Pracy, proponując dodatek w kwocie 150 zł.
Prezes PPUK odpowiadał, że dążą swoimi działaniami do nagradzania pracowników z wieloletnim stażem, ale w PPUK, a nie ogólnie ze stażem pracy w innych firmach. Zmiany miały też prowadzić do motywowania pracowników angażujących się w pracę, młodych osób, które przychodziły i mówiły, że nigdy nie zarobią tyle, co osoby mające dodatek stażowy. Zdaniem zarządu spółki jest on pozostałością z poprzedniej epoki, nie dotyczy firm prywatnych tylko państwowych. Ponadto, zorganizowano spotkanie, na które byli zaproszeni wszyscy pracownicy i mogli się zapoznać z proponowanymi zmianami.
Członkowie zarządu spółki próbowali przekonywać, że zalecenia Państwowej Inspekcji Pracy dotyczą spraw mało istotnych, nie są wielkiej wagi. Dotyczą zaplecza socjalnego i warunków pracy. Nie zgodził się z tym Ireneusz Purgacz cytując zastrzeżenia dotyczące między innymi niewłaściwego wydatkowania środków z funduszu świadczeń socjalnych i nie konsultowania tych zagadnień ze związkami zawodowymi.
Radny Ryszard Rutkowski rzeczowo oświadczył, że skoro pojawił się apel pracowników i zorganizowano spotkanie z władzami miasta, to coś musi być w spółce nie tak. Chciał, by udostępniono radnym protokół pokontrolny PIP, choć prezesi twierdzą że jest to wewnętrzny dokument spółki.
Radny Michał Górecki uświadomił zebranym, że komisja rewizyjna Rady Miejskiej, która przez kilka miesięcy analizowała dokumenty, kontrolowała tylko system gospodarki odpadami, a nie spółkę, a burmistrz twierdził i tak że radni przekroczyli zakres kontroli i nie podpisał z niej protokołu.
Radny Górecki był zadziwiony postawą prezesa, tym że chce wyciągać konsekwencje prawne wobec autorów listu.
– Poczułem zimny dreszcz na karku, zabrzmiało to groźnie – powiedział radny. – Chcemy dojść do porozumienia, a nie straszyć i nie grozić pracownikom.
Bardzo ważną rzecz powiedział radny Adam Knochowski, znając realia dużej prywatnej firmy z własnego doświadczenia zawodowego. Trzeba wprowadzać zmiany, ale szukając nici porozumienia z pracownikami, wprowadzając sprawiedliwy system premiowania. Nie może być tak, że tworzą się dwa obozy – zarząd i część pracowników biurowych kontra pracownicy fizyczni, bo ludzie się buntują, idą o gazet, piszą na portalach społecznościowych.
A radny Rutkowki dodał:
– Panowie prezesi, bez załogi daleko nie popłyniecie. To oni biorą całą robotę na siebie. Pan prezes nie wsiądzie na śmieciarkę i sam nie obskoczy naszego regionu, tylko robią to pracownicy. Jeśli będzie narastał konflikt między prezesami i załogą, to naprawdę żaden układ europejski i żaden inny tu nie pomoże, jeśli panowie nie zrozumiecie, że pracownicy są tu najważniejsi.
Wypowiedzi tych radnych zostały nagrodzone gromkimi oklaskami zgromadzonych na sali pracowników.
Związkowiec o prawdzie listu
W trakcie dyskusji wystąpił przedstawiciel Organizacji Zakładowej NSZZ “Solidarność” Region Mazowsze w Pułtuskim Przedsiębiorstwie Usług Komunalnych, który stwierdził, że wszystko zawarte w liście to prawda. Rzekomo pracownicy już od dawna byli traktowani przez członków zarządu źle. Podobno jeden z nich przyjechał na wysypisko i nazwał pracownika ciągnącego worek z butelkami obraźliwym epitetem. Jak twierdził związkowiec, w ciągu roku z biura odeszły trzy panie, młode kobiety, które jego zdaniem nie wytrzymały atmosfery panującej w pracy i wymagań prezesów. Gdy powstały związki zawodowe, była nagonka, pracownicy byli wzywani do prezesów pojedynczo i grożono im konsekwencjami. Od półtora roku związki piszą pisma o podwyżkę dla wszystkich pracowników, które pozostają bez odzewu. Spotkać się z zarządem również było ciężko.
Kolejne wyjaśnienia
Nie potwierdził się zarzut z listu, że większość osób zatrudnionych w spółce ma tymczasowe umowy, dlatego łatwo nimi manipulować. Jak zapewnili członkowie zarządu, działają w tej kwestii w granicach prawa pracy, a obecnie większość osób pracuje na umowach na czas nieokreślony.
To prawda, że sterty odpadów magazynowano na placu wysypiska w Płocochowie, jak piszą to autorzy listu. Wynikało to z zaburzonych odbiorów, gdyż rozstrzygane były oferty przetargowe na zagospodarowanie odpadów, nie było korzystnych, stąd to przetrzymywanie. Sąsiednie instalacje są przepełnione, nie chcą przyjmować odpadów. Teraz PPUK wozi śmieci aż do Łomży. Jak twierdzą członkowie zarządu, nie jest jednak prawdą, że odpady z różnych gmin są mieszane na kupach.
Zaprzeczyli również, by pracownikom został wydany zakaz rozmawiania z radnymi z komisji rewizyjnej, podczas ich wizyty na wysypisku we wrześniu ubiegłego roku.
Radny Michał Górecki poruszył ważną sprawę oświadczeń – nazwanych lojalkami, które dostali do podpisania pracownicy PPUK. Dotyczyły one tajemnic firmy. Większość pracowników nie podpisała tych oświadczeń. Zdaniem radnych proponowanie takich zobowiązań kierowcom, pracownikom fizycznym, jest nie na miejscu. Oświadczenia o zachowaniu poufności są zrozumiałe w przypadku osób będących na stanowiskach kierowniczych, podejmujących decyzje finansowe, podpisujących umowy, mających dostęp do dokumentów.
Zarząd dobrze gospodaruje?
Członkowie zarządu PPUK zaprzeczyli zarzutom, że środki pieniężne przekazywane przez gminę w formie tzw. aportu stały się podstawą zysku spółki, który w 2022 roku wyniósł 210 660 zł netto.
W trakcie dyskusji pojawił się natomiast temat pras do odpadów, przekazanych w poprzedniej kadencji do PPUK, które są nieużywane, nie nadają się do tej ilości odpadów, a wykonano im przegląd za kilkadziesiąt tysięcy złotych i to na Śląsku, co ustalił radny Ireneusz Purgacz.
Prezesi PPUK przyznali również, że naprawy sprzętu są częste i czasem bardzo kosztowne, bo mamy do czynienia z leciwymi samochodami, ale zaprzeczyli iż naprawiają je w jednej firmie. Jest to kilka podmiotów, głownie z terenu Pułtuska, choć czasem, przy bardziej specjalistycznych naprawach, albo gdy czas oczekiwania jest zbyt długi, decydują się na warsztat z zewnątrz.
Nie wszyscy podpisują się pod zarzutami
Na koniec spotkania zostało jeszcze kilku pracowników, większość opuściła salę, zapewne ze względu na to, że wszystko trwało już kilka godzin. Głos zabrała jedna z zatrudnionych w PPUK pań. Stwierdziła, że jest zbulwersowana faktem, iż ktoś podpisał się za nią pod opublikowanym listem, bo choć nie ma tam nazwisk, ona też jest pracownikiem PPUK. Po publikacji atmosfera w zakładzie pracy stała się ciężka, bo nie wiadomo kto jest w związkach zawodowych, a jej nigdy nie zaproponowano zapisania się do tej organizacji. Chwaliła pracę w spółce, bo uczy się nowych rzeczy, ciągle się rozwija, od początku wiedziała od prezesów, że będą wymagać od niej zaangażowania i solidnej pracy.
Pracownicę poparli kierowniczka działu zajmującego się utrzymaniem zieleni oraz kierowca.
Po ich słowach radny Andrzej Wydra stwierdził, że takie opinie i wyjaśnienia zarządu go uspokajają. Jego zdaniem, nic takiego w spółce się nie dzieje, bo takie rzeczy zdarzają się w każdej większej firmie, a on osobiście jest przeciwnikiem działania związków zawodowych, które doprowadziły już do zamętu w niejednym zakładzie pracy.
No cóż, każdy ma prawo do własnego zdania. My czekamy na spotkania zarządu PPUK z pracownikami, również związkowcami, na porozumienie i uspokojenie emocji, a nie polowanie i rozliczanie “winnych”.
Pracownicy PPUK na posiedzeniu komisji
Przewodniczący zakładowych związków o liście pracowników