pultuszczak




A TO (BARDZO) CIEKAWE… opowiastka o bobrowisku

2023-05-23 6:20:31

Jako dziennikarka lokalnej gazety mam to szczęście, że otaczają mnie życzliwi ludzie, nasi wierni Czytelnicy. To oni powiadamiają mnie (piszą i telefonują) o sprawach związanych z naszym miastem i jego mieszkańcami. O czymś zabawnym, niespotykanym, ale i mocno bulwersującym. Tak było z… bobrowiskiem w tzw. parowie przy ulicy Jana Pawła II, dawnej Kolejowej. A nad parów “wysłała” mnie Jolanta, nauczycielka, moja miła koleżanka.

Parów znam od dawna, jak każdy pułtuszczanin i każda pułtuszczanka, a szczególnie ci, którzy mieszkali na Warszawskiej, Nasielskiej i Kolejowej. Budził ciekawość, był zakrzaczony, śmierdzący, bowiem płynęły nim ścieki z rzeźni miejskiej, ale też z wydeptanymi, szczególnie przez dzieciarnię, ścieżkami.

I poszłam nad ten parów, zaciekawiona opisem Joli, ale też, nadzwyczaj, bobrami. Odkąd, jako dziecko, przeczytałam książeczkę o bobrowej rodzinie i jej podwodnym życiu, pokochałam je na zabój.

Ten parów… Jest głęboki, porośnięty wysokimi drzewami, zakrzaczony. Na jego dnie płynie woda, niezanieczyszczona, pewnie deszczowa. Nie, nie cuchnie. Surrealistyczny to obraz, bo z jednej strony roślinna dzicz, a z drugiej dachy bloków Na Skarpie, w gąszczu zieloności. A wśród tej roślinności powalone drzewa i drzewka, ścięte w charakterystyczny sposób ostrymi zębami bobrów. Obrazu dopełniają nieliczne śmieci, jakieś deski, jakieś skrzynki, garnek jakiś.

Powiecie: nic, tylko zapłakać bobrowymi łzami. Ale nie, chłonęłam ten splątany przyrodą – fauną i florą – obrazek, myśląc o bobrzym dziele. O bobrach. A tych nie sposób nie lubić, chociaż mają to i owo za skórą.

Najchętniej ścinają wierzby i osiki. A po co gryzą drzewa, nawet te grube, o średnicy około 70 cm? Dla soczystych gałązek, przecież nie wejdą na drzewo, by je konsumować. Gałązki bowiem mają najwięcej wartości energetycznej. A że bóbr to doskonały architekt, przeto wykorzystuje powalone drzewa do swoich celów, budowy tam i żeremi, z gałązek i mułu. No, co tu gadać, niszczą wszystko, co spotkają na swojej drodze. Są jak szarańcza, chociaż z pozoru to przemiłe niewiniątka.

Są skryte, ale bardzo ciekawe wszystkiego dookoła, więc można je zoczyć, jak podjadają cienkie wierzbowe gałązki nad pułtuskimi kanałkami. Och, bobry są rodzinne, dbają o rodzinę, i są monogamiczne. Małomówne, ale w chwili zagrożenia porozumiewają się głośnym uderzeniem ogona o wodę. Fukają też głośno, odsłaniając dolną wargę i ukazując siekacze. A gdy się zestresują, łzawią, stąd powiedzenie, że ktoś płacze jak bóbr. I co ciekawe, wydzielają maź o zapachu… wanilii.

Tyle o tych zwierzątkach, które w jakiś sposób spustoszyły pułtuski parów, o tych, które pojawiają się nawet w powiedzeniach i przysłowiach: Bobruje jak nurek w wodzie, Bóbr z tamy, wodzie lżej czy Gdzie diabeł nie może, tam bobra pośle. I tu mamy wytłumaczenie, że ja, kobieta, kocham bobry, bo przecież: Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle – mnie posłał nad parów, z Joli pomocą.
GMD

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *