A TEN RYNGRAF – MA CIEKAWĄ HISTORIĘ
2023-05-24 7:20:56
Z moim rozmówcą, Jackiem Siemkiem, mężem pani sołtys Agnieszki, spotykam się w Głodowie. Jestem zaciekawiony, jak przebiegać będzie nasza rozmowa i co zobaczę w zbiorach pana Jacka. Do państwa Siemków trafiłem dzięki programowi telewizyjnemu “Łowcy skarbów. Kto da więcej?”.
Mój rozmówca przyjechał do ŁOWCÓW ze starym przedmiotem ze swoje kolekcji, niwelatorem.
Atmosfera domu państwa Siemków sprzyjała rozmowie, w której uczestniczyli oboje małżonkowie. Rozmowę zaczynamy właśnie od programu Łowcy skarbów, w którym pan Jacek sprzedał swój przedmiot jednemu z kolekcjonerów.
– To był polski niwelator, Gerlacha, za który można wziąć o wiele więcej niż dostałem. A dlaczego sprzedałem? Bo leżał… Dużo tu wszystkiego i nikt tego nie ogląda – mówi pan Jacek, który swoich zbiorów nigdzie nie prezentuje. – Nawet nieraz myślałem o tym, ale tak się zbierałem i zbierałem…
A jak zaczęła się przygoda ze zbieractwem?
– Interesowałem się różnymi starymi przedmiotami, wśród nich militariami od małego. Telewizji nie było, jakoś trzeba było zająć wolny czas. O wojnie się słuchało – chłopi jak się zebrali przy wódce, to o wojnie rozmawiali, o karabinach… Potem doszły jakieś filmy… I chodziliśmy ze szpadlami, szukaliśmy w ziemi pamiątek wojennych – tu front stał, od Głodowa aż do Narwi. I chodziło się z tymi szpadlami na przemiarowskie pola, na głodowskie, tam, gdzie okopy były. Coś się tam niekiedy wykopało… Oj, ale nieraz zachowywaliśmy się nierozsądnie, coś się do ogniska wrzuciło, ale na szczęście nikogo nie zabiło.
Pan Jacek ma to szczęście, że jest lubiany, dlatego w jego zbieractwie wspomagali go ludzie. Mówi: – Rozniosło się, że zbieram takie różne przedmioty… Kupowałem je za mniejsze czy większe pieniądze, za piwo, za butelkę albo po prostu dostawałem.
Pytam, co w zbiorach mojego rozmówcy jest najcenniejszego. Żona Agnieszka podpowiada: – Żona, żona… – Ale żona nie z wojny – śmieje się pan Jacek i tłumaczy, że jego kolekcjonerstwo związane jest z przedmiotami do `45 roku. – Powojennych nie zbieram. Szable? To repliki kupowane na targach, jarmarkach staroci – na Spale, na Kiermusach, na Kole. Do Łodzi też jeżdżę, tam spotkałem Sebę, czyli Sebastiana Witkowskiego z programu Poszukiwacze historii.
– Tak, ludzie tam ciągną… – dodaje żona pasjonata.
– Sporo mi różnych rzeczy ludzie przynoszą, sporo też sprzedałem, szczególnie przedmiotów niemieckich – hełmy, bagnety – mówi pan Jacek. A oto ryngraf. Ma ciekawą historię. – Jest z Głodowa, po żołnierzu AK-owcu. – Synowie żołnierza znaleźli ten ryngraf na strychu, no i co? Do Jacka. “Ile?” – zapytałem. Dogadaliśmy się – barwnie opowiada kolekcjoner. – Teraz to żałują, że mi go sprzedali. Pan przeczyta, co tu napisane.
Pani Agnieszka podaje nam lupkę. Pod wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej widnieje: POD TWOJĄ OBONĘ … Literówka!!! – Kancer, rzecz jedyna w swoim rodzaju – mówi pan Jacek.
Jestem pod wrażeniem przedmiotów zgromadzonych przez pana Siemka. Kawał historii… Pytam, czy go nie kusiło uporządkowanie zbioru. – Ale teraz młodych to historia niezbyt tak interesuje – mówi pani Agnieszka, dodając, że okoliczna ziemia kryje wiele stanowisk archeologicznych; mówił o nich archeolog. Ale pieniędzy brak na odkrywki, może budowa obwodnicy je odsłoni. – Będą skarby – rozmarza się pan Jacek.
Teraz rozmowa schodzi na boratynki, które przed laty można było znaleźć na łące, na samym wierzchu prawie, z miedzi. A boratynka – nazwa pochodzi od zarządcy mennicy krakowskiej Boratiniego – to nieoficjalne nazwa szeląga Jana II Kazimierza Wazy, bitego w Rzeczypospolitej w latach 1659-`68. Na ALLEGRO od 3 zł wzwyż.
Pani Agnieszka co rusz włącza się do naszej rozmowy; jest obeznana z historią przedmiotów. – To wypływa z wiedzy dla wtajemniczonych w historię – mówi. – Żona uczy się przy mnie – śmieje się pan Jacek.
W garażu, zwanym BAŁAGANEM, dostrzegam skrzynię PCK, pojemniki na niemieckie maski przeciwgazowe, skrzynki na amunicję, bagnety, bagnet PERKUN, hełmy, menażki, wagi, lampy naftowe, żelazka, szklane wkłady do peryskopów czołgowych, saperka z I wojny światowej, pocisk do TYGRYSA KRÓLEWSKIEGO… – O Boże! – wzdycha pani Agnieszka, a jej mąż wskazuje na ślady wojny na artefaktach. Pan Jacek: – A tu ładowarka do taśmowania amunicji! – Wszystko kupowane, nie pytam za ile – mówi pani Agnieszka.
Mówię, że spodziewałem się zobaczyć czołg. – Części od czołgu pan zobaczy, kupiłem je, T34. Ale co ja tam mam… Klapę, gąsienicę… To przedmioty, które komuś tam służyły za kowadło, za coś innego… – Oj, tak, na przykład z hełmów jadły kury albo psy. Za małolata, pamiętam, że wszędzie się walały takie przedmioty. Hełmy też służyły za miarę owsa dla konia czy krów. Żeby tak wszystko wtedy zbierał, to ojej… – wzdycha pan Siemek. – Dwa domy dalej od nas była linia frontu, stąd tu tyle było wszelkiego żelastwa, ludzie brali, bo wszystko się przydawało. Całe Głodowo było zniszczone, ludzie wysiedleni, niektórzy mieszkali po lasach, w ziemiankach, teściowa opowiadała – objaśnia A. Siemek.
Pan Jacek ma krąg znajomych, też pasjonatów. Niedawno był u niego twórca i właściciel Muzeum Pancernego w Kłaninie nad morzem. Pogadali sobie. – Jest nas kilku wariatów, którzy coś tam zbierają, pasjonują się, składają…
Wychodzimy na zewnątrz pomieszczenia ze SKARBAMI, czyli z BAŁAGANU, z garażu. Czego tu nie ma: żeliwne garnki kuchenne, koło napinające, klapa od PANTERY, lina czołgowa… – Ile tego tutaj było. Ludzie się pytali, czy na wojnę się szykujemy… – mówi J. Siemek.
Żałuję, że nie sposób wymienić wszystkiego, co zgromadził pan Jacek, pasjonat militariów i nie tylko.
Dziękuję więc moim przemiłym rozmówcom i przewodnikom po zbiorach. I do Pułtuska.
Kazimierz Dzierżanowski, tekst i fot.